Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzew jak symbol

TATIANA MIKUŁKO (68) 324 88 19 [email protected]
Korkowanie butelek, tak jak cały proces robienia wina, odbywa się w domowej piwnicy. Kinga jest autorką etykietek, które potem przykleja się na butelkę z winem. W ten sposób przydaje się plastyczne wykształcenie.
Korkowanie butelek, tak jak cały proces robienia wina, odbywa się w domowej piwnicy. Kinga jest autorką etykietek, które potem przykleja się na butelkę z winem. W ten sposób przydaje się plastyczne wykształcenie. Paweł Janczaruk
To nie tylko pasja, to choroba - tak o winiarstwie mówią młodzi winiarze Kinga i Robert Koziarscy. Tuż po swoim ślubie pojechali do hurtowni, by za weselne pieniądze sprawić sobie najbardziej romantyczny prezent... filtr do wina.

To było dwa lata temu. Od tego czasu ich podejście do winiarstwa się nie zmieniło. Praca, pasja, sztuka, choroba, marzenie, całe życie. Wszystkie określenia są dobre, by opisać to, czym się zajmują. Pracują razem. Są jednak pewne rzeczy, za które odpowiedzialne jest jedno z nich. Robienie wina to męska sprawa. W piwnicy, w której fermentuje sok z winogron, przesiaduje Robert. O szczepy dba Kinga. Ona też jest nadwornym kiperem domu (próbuje trunki). Kocha wino, szczególnie wytrawne czerwone. Robert woli białe, charyzmatyczne, ale w ilościach śladowych. Dlatego mówią o sobie małżeństwo idealne: ona pije, on je.
- Picie wina jest jak podróżowanie po świecie - twierdzi Kinga. - Gdy się otwiera butelkę to tak, jakby się przenosiło w miejsce, z którego wino pochodzi. Ten trunek ma w sobie jakąś magię. Za każdym razem odkrywa się coś nowego.

Krzew jak symbol

Wszystko zaczęło się 20 lat temu. Rodzice Kingi, Halina i Wojciech Kowalewscy przeprowadzili się z Bytomia Odrzańskiego do Starej Wsi pod Nową Solą. Kupili 200 krzewów winogron deserowych (na sprzedaż) węgierskiej odmiany Skarb Panonii. Pan Wojciech na niej uczył się, jak traktować winorośl i jak o nią dbać. Na zdjęciach z tamtych lat jest ich roczny syn Maciej i roczny krzew. Winnica rosła razem z nim. W 1997 r. została zalana podczas pamiętnej powodzi. Ocalał tylko jeden krzew - aurora (jak wygląda ta odmiana zobaczyć można pod zielonogórską Palmiarnią).
- To był dla nas symbol, znak, że musimy odtworzyć winiarnię - wspomina Kinga. - Tato pojechał na Mołdawię po sadzonki deserowe i moszczowe na wino. Rodzice zaczęli jeszcze raz.

Zaraził się od teścia

Długo trwało zanim córka Kowalewskich zdecydowała się wrócić do winnicy. Studiowała w Zielonej Górze, pracowała w agencji reklamowej, była kierownikiem w supermarkecie. Imała się różnych zajęć, by potem sobie nie zarzucić, że czegoś w życiu nie spróbowała.
- Wróciłam, bo nie chciałam, by trud rodziców poszedł na marne. Poza tym głęboko wierzę w to, że fortuny budują pokolenia - mówi Kinga.
Jej męża Roberta (pochodzi z Brzegu Opolskiego pod Wrocławiem) nie trzeba było namawiać do wiejskiego życia. Winiarstwem zaraził się od teścia. Ma w sobie ponoć cechy idealnego winiarza. Jest konsekwentny, wymagający wobec siebie i łatwo się nie zraża. Tak twierdzi jego żona.

Po wino na rowerze

Dziś Koziarscy są po 30-tce i mają 3 tys. krzewów przy domu oraz 4 tys. po drugiej stronie ulicy na hektarowym polu. Obsadzili je dzięki pieniądzom wygranym w telewizyjnym programie "Złoty interes" (w TVP2 prowadził go Janusz Weiss). Po sadzonki pojechali na Morawy Czeskie. Marzy im się, by tak jak tam, było też w Polsce.
- Prawo winiarskie określają sami winiarze - tłumaczą. - Izba winiarska klasyfikuje wino. Raz w roku od marca do września można kupić 100 najlepszych win Moraw. Jest szlak winny, który pokonuje się rowerem. Jeździ się od winnicy do winnicy i próbuje różnych trunków.
W Polsce jest ustawa winiarska, ale brakuje do niej rozporządzeń. Oznacza to, że rolnicy mogą produkować wino, ale nie mogą go sprzedawać. Musieliby bowiem spełnić warunki stawiane przedsiębiorstwom: wykupić akcyzę, mieć nadzór celny, strażacki, sanitarny...
- Zupełnie tak jakbyśmy materiały wybuchowe produkowali, a nie wino - podsumowuje Robert. - Małe, rodzinne winiarnie nie mają przy tych przepisach szans. Dlatego na naszych butelkach są etykiety z napisem: "Wino gronowe produkowane ku uciesze przyjaciół i znajomych".

Zależy od góry

Przeszkody nie zniechęcają Koziarskich. Ani ciężka praca (rok temu zebrali ręcznie 6 ton owoców). Wierzą, że spełnią marzenia o rodzinnej winnicy, do której będzie można przyjechać i legalnie kupić wino.
- Może otworzymy wyszynk, może agroturystykę - zastanawia się Kinga. - Jesteśmy w trakcie rejestracji logo winnicy. Staramy się o miano produktu regionalnego. Wtedy będziemy mogli wprowadzić wino do obrotu, bo obejmą nas inne przepisy.
Pierwszy krok zrobili w Bogdańcu na wojewódzkim finale konkursu "Nasze kulinarne dziedzictwo". Rodzina Kowalewskich i Koziarskich zgarnęła cztery nagrody. Za rok powalczą o prestiżowy tytuł Perły przyznawany w Poznaniu podczas targów PolAgra.
- Chcemy z naszej winnicy uczynić lokalną atrakcję i ściągnąć ludzi - mówi Kinga. - Ciężko jest dotrzeć do informacji na temat zielonogórskich odmian winogron. Nie mamy takich tradycji jak Francuzi czy Włosi. Wydaje nam się, że z Moraw przywieźliśmy szczep, który uprawiano tu kiedyś. Ale by się o tym przekonać, musimy poczekać na owoce.
Tradycje zielonogórskiego winiarstwa sięgają XVII w. Mówiono, że tutejsze trunki były podłe i kwaśne. Podawano je skazańcom. Coś w tym musi być, bo wina tu produkowane mają podwyższoną kwasowość. Taki klimat. Jednak Koziarscy nie dodają do nich cukru.
- Smak naszego wina w dużej mierze zależy od "tego na górze" - mówią.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska