Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ksiądz Profesor Paweł Prüfer w zeszłym roku skończył 50 lat. Od stycznia do grudnia przebiegł więc... 50 maratonów

Jarosław Miłkowski
Jarosław Miłkowski
- Raz zdarzyło mi się wybiec około 3.00, bo o 7.00 miałem zaplanowane odprawianie mszy, a zanim stanąłem przed ołtarzem, chciałem przebiec maraton - mówi ks. prof. Paweł Prüfer. Jeśli nie stoi przy ołtarzu lub nie siedzi w konfesjonale, to pisze książki i publikacje naukowe. Z okazji 50. roku życia przebiegł w ciągu jednego roku, głównie treningowo(!), ...pięćdziesiąt maratonów. - Bieganie to odkrycie mojego życia - mówi.

Ksiądz nie ma żony, nie musi dbać o to, by się kobiecie przypodobać i mieć piękne wspaniałe mięśnie. Po co zatem ksiądz biega?
Kiedyś, gdy ważyłem ponad 100 kg i w rzeczywistości chciałem zrzucić kilogramy, to odpowiadałem, że chcę w głowie różne sprawy sobie poukładać i bieganiem załatwić problem zmęczenia, a nawet przepracowania. Dla kogoś, kto dużo siedzi przed komputerem - a tak jest u mnie, bo pracuję też naukowo, więc dużo siedzę - był to sposób urozmaicenia dnia. Gdy jednak z dziesięć lat temu zrobiłem habilitację, byłem tak zmęczony - i psychicznie, i fizycznie - że czułem się starym i zmęczonym człowiekiem. Pewnego wiosennego dnia powiedziałem sobie jednak, że muszę coś z tym zrobić i poszedłem biegać.

Dużo ksiądz wtedy, za pierwszym razem, przebiegł?
Po 200 metrach myślałem, że wyląduję na OIOM-ie [śmiech]. Z każdym kolejnym razem dystans jednak sobie wydłużałem. Dziś więc nie silę się na odpowiedź, dlaczego to robię, bo biegam dla samego biegania. Jeszcze całkiem niedawno przeczytałem w „L’Osservatore Romano” krótką wypowiedź papieża w odniesieniu do Międzynarodowego Dnia Sportu. Papież Franciszek powiedział: „Róbcie tak, żeby sport zachował swoją cechę bezinteresowności”, czyli żeby uprawiać sport dla samego sportu. I dziś jest to dla mnie przeważający argument. Choć oczywiście wiążą się z tym korzyści: lepiej się czuję, jestem radośniejszy. No i ważę nieco mniej niż 80 kg [śmiech].

Bieg chyba jednak nie sprzyja rozmyślaniom czy modlitwie... Podczas spaceru, gdy człowiek idzie wolno, można nawet cały różaniec odmówić. W biegu to niemal niemożliwe.
Nawet podczas biegania można doświadczać czegoś mistycznego, popaść w stan afirmacji, kontemplacji. Nie będzie to raczej jednak bieg w zawodach, gdy jest się nastawionym na robienie życiowych rekordów. Wtedy myśli się tylko o tym, żeby jak najszybciej pobiec i „odtrąbić” sukces, bo być może udało się znowu poprawić własny rekord. W trakcie biegu treningowego można modlić się niedyskursywnie, czyli nie słowami, tylko wewnętrzną postawą serca. Gdy każdy skrawek ziemi „przesuwa się” pod moimi nogami, mówię w duchu: Panie Boże, dziękuję, że to mogę robić. Niekiedy czuję się tak, jak bym płynął, a nie biegł.
Bieganie kojarzy się z jakimś trudem, a ja wówczas czuję lekkość. Gdy zaplanuję sobie dłuższy bieg, na przykład maraton lub jeszcze dłuższy, pięćdziesiąt kilometrów, bądź sto, czuję, jakbym unosił się kilka-kilkanaście centymetrów ponad ziemią. Gdy załaduję na plecy plecak z wodą oraz odżywkami i biegnę nadwarciańskimi wałami, mając kontakt z naturą, jest to bardzo sprzyjający czas na kontemplowanie.

I gdy bocian przeleci, to pojawiają się akty strzeliste: Dzięki Ci, Boże, za to piękno natury.
Owszem, zdarzało mi się w trakcie biegu wyrazić na głos radosną ekspresję, bo coś mnie zachwyciło, zauroczyło, uniosło serce do góry [śmiech]. Biegam jednak w ciszy.

Codziennie ksiądz biega?
Biegam zazwyczaj co drugi dzień. A jak zdarzy mi się pobiec bardzo długi dystans, to przerwa od biegania wynosi nawet i z trzy dni.

Ile dla księdza to jest dłuższy dystans?
- Dłuższy... to z 30-40 i więcej km.

A taki dystans na trening?
Kiedyś byłem metodyczny i sobie planowałem, że przygotowując się do maratonu, to jednego dnia pobiegnę 5 km, następnego 15 km, innym razem 30 km. W zeszłym roku biegałem przede wszystkim jednak dystanse maratońskie.

Dobrze słyszę? W ramach treningu biegł sobie ksiądz maraton?
No tak [śmiech]. Miałem plan, by przebiec w zeszłym roku pięćdziesiąt maratonów, więc musiałem być zdyscyplinowany. Oczywiście wplatałem pomiędzy te maratony także krótsze dystanse, 5-10 km.

To ile kilometrów ksiądz przebiegł w zeszłym roku?
Mam zegarek sportowy i aplikację, który mi rejestrują każdy bieg. Dane te później synchronizuję i urządzenie zapisuje je na moim koncie. Ale maratony i dłuższe biegi zapisuję też sobie w zeszycie. W 2022 roku wyszło w sumie 3 311 km.

To średnio wychodzi prawie 10 km dziennie! Powiedzmy jednak głośno, te 50 maratonów to była forma uczczenia 50. roku życia.
W tych maratonach były też ultramaratony. Przebiegłem dwa biegi, które miały ponad 100 km. Było też kilka biegów, które miały ponad 50 km i jeden 63 (z okazji rocznicy Powstania Warszawskiego – tyle kilometrów, ile było dni powstania). Mam taką swoją tradycję, że 3 stycznia biegnę liczbę kilometrów adekwatną do lat, które kończę. Na początku tego roku przebiegłem więc 51 km.

I pewnie w tym roku przebiegnie ksiądz 51 maratonów?
Nie. W tym roku mam inne plany. Chcę pobiec latem do Częstochowy, na Jasną Górę. To będzie mój bieg wdzięczności.

Niech zgadnę... Pewnie w jeden dzień? [śmiech]
Przypominam, że chcę pobiec, a nie pojechać autem, tak więc w jeden dzień się nie da [śmiech]. To przecież 400 km!

Ale do swojej siostry, która mieszka w okolicy Krosna Odrzańskiego, to pobiegł ksiądz w jeden dzień.
To było 106 km i biegłem 14 godzin. Nawet profesjonalni biegacze nie biegają w jeden dzień 400 km (choć zdarzyło mi się w 2021 roku biegać całą dobę; biegłem 24 godziny i przebiegłem 150 km). Do siostry natomiast biegłem wzdłuż „starej trójki”, czasami przechodziłem do marszu, kilka razy się zatrzymywałem, żeby wyrzucić z butów jakieś małe kamyczki, czy podbiec do jakiegoś sklepu po kolejny litr wody.

Jak bieganie przekłada się na sferę duchową?
Ono daje mi poczucie, że wiele rzeczy, które wydaje się, że są nie do wykonania, można jednak zrobić. Zakończenie treningu czy biegu powoduje, że wyskakują endorfiny, czyli hormony szczęścia. I tak dzieje się u mnie. Choć przecież nie biegam dla endorfin [śmiech].

I po tych kilkunastu-kilkudziesięciu kilometrach biegu wraca ksiądz na plebanię, włącza laptopa i zaczyna pisać teksty naukowe?
Na przykład [śmiech]. Lubię też poprasować te rzeczy, które wcześniej - spocone, brudne - wyprałem. Po biegu czuję „wyczyszczenie” swojego umysłu, swojego organizmu. Czuję się odmieniony i wypełniony dobrą energią.

W jakiej porze dnia ksiądz biega?
Różnie. To zależy od moich obowiązków. Czasami biegam rano, około 5.00. Raz zdarzyło mi się wybiec około 3.00, bo o 7.00 miałem zaplanowane odprawianie mszy, a zanim stanąłem przed ołtarzem, chciałem przebiec maraton.

W jakim czasie ksiądz go pokonuje?
To zależy od tego, czy są to zawody, czy biegam sam. Mój rekord życiowy na zawodach to 3 godz. 17 min. Na treningu, gdy biegnę z plecakiem, po polach, po lasach, to 4 - 4,5 godz.

Co daje taki bieg pod kątem fizycznym?
Normalną rzeczą jest, że po przebiegnięciu 42 km organizm się trochę odwadnia i traci się trochę na wadze. Po takim biegu ważę więc 2-3 kg mniej. Po dwóch-trzech dniach moja waga wraca do normy. I naprawdę nie czuję się wyczerpany fizycznie, wprost przeciwnie.

Bo pewnie robi sobie ksiądz na śniadanie czy kolację z osiem kanapek...
Na maratonie spala się 3000-4000 kalorii, więc to pokazuje, ile można zjeść. To jednak mit, że po maratonie można zjeść krowę albo dwie. To nieprawda. Organizm tego nie przerobi. Po biegu nie mam wilczego apetytu. Nawet jem mniej niż normalnie, gdy nie biegłem danego dnia.
Jeśli jednak możemy wrócić do elementów duchowych związanych z biegiem, to już od prawie dwóch lat piszę książkę, której nadałem roboczy tytuł „Bieg i Bóg”. Mam sporo materiału napisanego, ale na potrzeby książki od wielu lat czytam Biblię od deski do deski, wyłapując jakiekolwiek wątki dotyczące biegania. W Piśmie Świętym jest ich mnóstwo, zaczynając od wypowiedzi św. Pawła, że „w dobrych zawodach wystąpiłem, bieg ukończyłem, wiary ustrzegłem”, którą to wypowiedź zna chyba każdy. W samym Nowym Testamencie jest wiele opisów, że jak ludzie usłyszeli, iż Chrystus gdzieś się pojawiał, to biegli do Niego, żeby Go zobaczyć, usłyszeć. Widać, jak Ewangelia jest dynamiczną rzeczywistością, jak szukanie Chrystusa powoduje, że ludzie ruszają do biegu. Pierwsze wzmianki o biegach są już w Pięcioksięgu.
Jeden z rozdziałów książki zatytułowałem nawet „Bieg w złym celu”. W Biblii jest bowiem także mnóstwo wątków, w których ktoś biegnie w złej sprawie - żeby komuś dokuczyć, zrobić krzywdę albo ucieka biegiem przed sprawiedliwością, przed Bogiem.
Metaforyka biegania jest niezwykle bogata. Gdy czytam książki z duchowości czy z socjologii religii, widzę, że pojawiają się w nich nawet językowe sformułowania, jak choćby „bieg czasu”.

Oprócz tego, że ksiądz jest duchownym, biegaczem, to także jest naukowcem, a w ostatnich latach wykłada świeckie przedmioty na Akademii Jakuba z Paradyża. To niemal codzienne bieganie ma przełożenie na tę część księdza działalności?
Okres pandemii czy także początek tego roku zaowocował przyspieszeniem publikacji. W tym czasie napisałem cztery książki, w tym jedną bardzo obfitą w treści - „Socjologia religii. Ujęcie systematyczno-historyczne”, napisaną z Roberto Ciprianim, a wydaną przed Wydawnictwo edukacyjne Akapit w Toruniu. Książka ta ma około 1,6 mln znaków (to tak jakby 120 tak długich rozmów jak ta - dop. red.). Napisałem też książkę, którą uważam za swoją życiową - „Metamorfoza społeczeństwa”. Książki we mnie „dojrzewają” także podczas biegania. Pojawiają się wówczas pewne intuicje, koncepcje, zarysy. Poza tym, co warto wspomnieć, w życiu są momenty przyspieszenia i spowolnienia. Nie jest jednak tak, że muszę napisać codziennie sześć-dziesięć stron. Czasami napiszę więcej, czasami wcale, ostatecznie owocuje to sporą liczbą publikacji, począwszy od takich przyczynkarskich, popularno-naukowych, po poważniejsze monografie. Łącznie napisałem około trzystu publikacji.

Jak to właściwie się stało, że pracuje ksiądz w gorzowskiej akademii?
W 1998 roku zostałem wysłany przez bpa Adama Dyczkowskiego na studia specjalistyczne, konkretnie: nauki społeczne, do Rzymu. Tam studiowałem sześć lat, po których wróciłem z doktoratem do Polski i zostałem duszpasterzem akademickim w Zielonej Górze, ale wciąż żyła we mnie tęsknota i pragnienie, by tworzyć naukowo. I to robiłem, choć nie było łatwo ze względu na wiele innych, różnych obowiązków. W 2013 zrobiłem habilitację z socjologii. Prowadziłem i prowadzę nadal zajęcia z katolickiej nauki społecznej w seminarium. oraz Przez jakiś czas prowadziłem wykłady i ćwiczenia z subdyscyplin socjologicznych na Uniwersytecie Zielonogórskim. Po habilitacji chciałem mieć jednak więcej czasu, żeby pracować naukowo. Ksiądz biskup Tadeusz Lityński dał mi zielone światło i tak pojawiłem się w Gorzowie.

Co ksiądz wykłada?
Przeróżne przedmioty. Socjologię ogólną, wstęp do socjologii, socjologię edukacji, socjologię w zarządzaniu współczesną organizacją czy socjologię życia gospodarczego.

I przychodzi ksiądz na zajęcia z koloratką?
Zazwyczaj nie. Uważam, że jeśli studenci mają mnie oceniać, to niech oceniają za moje kompetencje, a nie oceniają mnie ze względu na to, że mnie widzą w koloratce. Ale i tak wszyscy wiedzą, że jestem księdzem [śmiech].

Bycie duchownym daje więcej czasu na pracę naukową?
Jestem zaangażowany także duszpastersko. To nie jest tak, że nic w parafii nie robię. Odprawiam msze, spowiadam, głoszę kazania, a za kilka miesięcy będę prawdopodobnie także głosił rekolekcje dla młodzieży. Sporo czasu zajmuje mi więc też duszpasterstwo, ale na pewno - jeśli ma się usystematyzowane życie, nie ma się obowiązków rodzinnych - to czasu na coś wartościowego jest więcej.

Jeden z księży w parafii przy ul. Żeromskiego w Gorzowie jest żołnierzem, proboszcz w Baczynie to zapalony motocyklista... Kim jeszcze w świeckiej rzeczywistości bywają duchowni?
- Każdy z nas jest przede wszystkim kapłanem, bo to jest istota sprawy. Jeśli tu wszystko jest ugruntowane, to te wszystkie pasje niczego nie zabierają z fundamentalnej tożsamości bycia księdzem, a mogą wiele rzeczy dodać. Na pewno pasja, jeśli jest godziwa, pozytywnie wpływa na kapłaństwo.
W Kościele jest mnóstwo wolności, mnóstwo przestrzeni dla własnych wyborów. Księża nie są w klatce i nie są zdeterminowani do identyczności w myśleniu i działaniu. Jest wielka przestrzeń, którą można wypełniać sprawczo, „autorsko”. Oczywiście, trzymając się wyboru, który uczyniliśmy w momencie święceń. Biskup Tadeusz rozumie to, co robię. I jestem mu za to wdzięczny. Księża mają wiele pasji. Jeden z moich kolegów księży jest, może nie zawodowym, ale jednak alpinistą. Ja sam mam też inne pasje. Moim hobby jest też muzyka jazzowa, mam 1 tys. płyt, a przed laty w parafii, w której pracowałem, organizowałem także koncerty jazzowe. Na pewno jednak bieganie to odkrycie mojego życia.

Czytaj również:
Siostra Maria Iwona Król wyniosła z kościoła bombę zegarową. Może zostać błogosławioną

Zobacz wideo: Gazeta Lubuska. Żary. Kościół obronny w Straszowie niedaleko Żar

od 16 lat

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska