Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Książka „Lwów. Portret utraconego miasta” Lutza C. Klevemana – opowieść o mieście, które utracili chyba wszyscy... Gdy ulicami płynęła krew

Zdzisław Haczek
Zdzisław Haczek
Lwów w 2016 roku
Lwów w 2016 roku Zdzisław Haczek/Gazeta Lubuska
„Lwów. Portret utraconego miasta” (Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2019) Lutza C. Klevemana nie jest sentymentalno-turystyczną wycieczką do miasta, które nazywano „małym Wiedniem”. To książka o mieszkańcach, którzy – często w tragicznych okolicznościach – tracili swoją małą ojczyznę.

Lutz C. Kleveman (urodzony w Niemczech w 1974 r. dziennikarz i fotoreporter) już na początku swojej książki „Lwów. Portret utraconego miasta” (Wydawnictwo Znak Horyzont, Kraków 2019) uświadamia kruchość pamięci, kiedy braknie świadków. Przypomina mianowicie moment burzenia pomnika Lenina przed gmachem Opery Lwowskiej w 1990 r. Mieszkańcy postanowili pozbyć się symbolu sowieckiego panowania, stojącego w centrum miasta. Kiedy jednak wódz rewolucji runął na ziemię i młotami zaczęto rozbijać cokół, okazało się, że pomnik zbudowano z żydowskich macew. Starsi lwowianie jeszcze pamiętali, gdzie mieszkali w przedwojennym Lwowie Żydzi. I że w ogóle tu mieszkali. Młodsi i ci napływowi – byli zaskoczeni.

Od pogromu do pogromu
Autor „Lwowa” przypomina historię założonego w XIII wieku miasta. Leopolis, habsburskiego Lembergu, polskiego Lwowa… Miasta, w którym w latach 1914 – 1991 aż siedem razy zmieniała się władza polityczna. A wszystko po to, by pokazać, jak to się stało, że Lwów w XX wieku stał się ważnym ośrodkiem myśli naukowej, medycyny, kultury. I wieloetnicznym tyglem, gdzie w latach 30. XX wieku mieszkało 160 tys. Polaków, 100 tys. Żydów, 25 tys. Ukraińców, do tego Ormianie, Niemcy galicyjscy. Może i bywały czasy międzysąsiedzkiej sielanki, ale…

Kleveman nie oszczędza czytelnika
Przypomina najboleśniejsze wydarzenia z historii Lwowa. Opisuje jak to w listopadzie 1918 roku polska młodzież, gimnazjaliści – Orlęta - starli się ze swoimi często ukraińskimi rówieśnikami. Walki trwały trzy tygodnie. Bilans: ponad dwa tysiące zabitych Polaków, niemal 1100 Ukraińców. Strzelcy Siczowi zostali wyparci z miasta przez Legiony Polskie. To wtedy na żydowską ludność padają podejrzenia z obu stron. Ukraińcy zarzucają Żydom, że chcieliby dalej panowania Polaków. Polacy zarzucili im nielojalność, bo nie chcieli angażować się w walkę. Polscy legioniści dostali przyzwolenie na plądrowanie żydowskich domów, dołączyli cywile. Podpalano żydowskie domy i synagogi. Zginęło ok. 150 osób, obrabowano 7 tys. rodzin.

Pogrom na Żydach, którego dokonano w dniach 30 czerwca – 3 lipca 1941 r. będzie zdecydowanie tragiczniejszy. Wpisuje się w ciąg tragicznych zdarzeń. Oto Sowieci zanim wycofali się ze Lwowa, oddając go Niemcom, wymordowali więźniów przetrzymywanych w miejskich więzieniach. Oprawcy z NKWD wymordowali tysiące głównie etnicznych Ukraińców, ale też Polaków i Żydów. Ofiary wcześniej w okrutny sposób torturowano, skalpowano, kastrowano. Niemcy otworzyli wypełnione ciałami cele nie tylko po to, by bliscy mogli identyfikować zmarłych. Chodzi też o przyciągnięcie gapiów i sączenie propagandowego przekazu, że wszystkiemu winni są „żydowscy bolszewicy”. Efekt jest prawie natychmiastowy. Ukraińcy milicjanci, ale też cywili chwytają za drągi, szpadle, pręty. Gwałcone i mordowane są nawet ciężarne Żydówki. Opisy orgii przemocy są wstrząsające... Nie pierwszy, i nie ostatni raz ulice Lwowa spływają krwią.

Karmiciele wszy
Książka Lutza C. Klevemana to na szczęście nie tylko Lwów tragiczny. To także miasto, które w międzywojniu przyciągało sławy wielu dziedzin. Autor szuka śladów po słynnych osobistościach w kultowych restauracjach. Opisuje na przykład towarzystwo, które zbierało się w kawiarni Szkockiej. Tu toczyli matematyczne spory Stefan Banach, Stanisław Mazur, Stanisław Ulam, Hugo Stainhaus… Po wizycie przedstawicieli słynnej Szkoły Lwowskiej kelnerzy długo szorowali pokryte matematycznymi wzorami marmurowe blaty…

No i słynne laboratorium Rudolfa Weigla. To on jeszcze przed wojną opracował metodę wytwarzania szczepionki przeciw tyfusowi. Tak pożądanej przecież przez wszystkie armie świata. Nic dziwnego, że po zajęciu Lwowa naukowcem zainteresowali się Niemcy. Nazistom bardzo zależało, żeby lwowskie laboratorium cały czas szczepionkę produkowało. Weigl miał moralne skrupuły, czy współpracować z wrogiem, ale… Szczepionkę wytwarzało się w ten sposób, że pudełka pełne zainfekowanych, złaknionych krwi wszy przywiązywano do ud i łydek tzw. karmicieli. A tych do produkcji było potrzebnych sporo. Co Weigl uświadomił Niemcom, którzy musieli się zgodzić na stworzenie listy karmicieli wszy. Dostanie się na nią gwarantowało przeżycie. Lista się wydłużała. W końcu były na niej trzy tysiące nazwisk. W tym niemal cała kadra Uniwersytetu Lwowskiego!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Danuta Stenka jest za stara do roli?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska