Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Książki nie płoną, czyli dr Helena Wolińska - felieton Jana Majchrowskiego

Jan Majchrowski
fot. FB - Historia, o której się nie mówi
Helena Wolińska. Doktor, ale taki, co nikogo nie wyleczył, za to na tamten świat pomagał wyprawić. Kogo?

A choćby generała Emila Fieldorfa - „Nila”, jednego z dowódców AK. Naiwny, uwierzył w komunistyczną „amnestię” po wojnie i ujawnił się, a wtedy towarzyszka podpułkownik prokurator Helena Wolińska kazała go zamknąć. Niezgodnie nawet z ówczesnym prawem. Potem był niby proces prowadzony przez niby sędziów w stalinowskiej niby Polsce. I szafot. Już nie na niby. Tak samo jak w przypadku tysięcy innych. „Sędziowie” od tamtych wyroków dożyli potem spokojnie swoich dni. Przeszli w zasłużone stany spoczynku, niejednokrotnie pozostawiając po sobie jako godnych następców do piastowania prawniczych zawodów zaufania publicznego własne dzieci. Do śmierci nikt nie podważał legalności ich sędziowskiego statusu. Podważanie nominacji sędziowskich wręczanych od Bieruta po Jaruzelskiego to przecież brak praworządności. A podważanie nominacji Dudy? To obrona praworządności. Czegoś nie rozumiecie?

W 2008 r. doktor Helena Wolińska zakończyła swój żywot w prestiżowym naukowo miejscu, w Oxfordzie, bo w roku 1968 wyemigrowała z socjalistycznego PRL do kapitalistycznej Wielkiej Brytanii. Za czasów III RP Brytyjczycy odmówili wydania jej Polsce. Emerytura wojskowa, którą przez kilkadziesiąt lat otrzymywała z Polski, została jej odebrana dopiero na krótko przed śmiercią. Nie za karę - z powodu zbyt krótkiego stażu uprawniającego do jej otrzymania. Pochowano ją cichaczem. Na szczęście nie w Polsce. Gdzie się teraz znajduje? Nie wiadomo…

Jednak „non omnis moriar”. Pozostała po niej jedna książka, ale za to jaka! Doktorska. „Przerwanie ciąży w świetle prawa karnego”, którą w 1962 r. wydało PWN. Przedstawiła się w niej jako zwolenniczka rozwiązań prawnych szeroko promujących aborcję, po tym jak wzorem ZSRR legalną aborcję wprowadzono w Polsce, a raczej przywrócono, bo po raz pierwszy zalegalizował ją przecież rząd Generalnej Guberni na czele z Hansem Frankiem - też doktorem prawa. Książka, jak na doktorat przystało, zawiera naukową terminologię w postaci takich słów jak: „kołtuństwo”, „dewotki”, „środowisko klerykalne” itp. Najważniejsze są jednak argumenty naukowe, a te były niepodważalne, bo praca kończy się odwołaniem do tez Marksa i Lenina. Taki koronny argument naukowy ppłk Wolińskiej podważać mógłby tylko wróg klasowy, a taki na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego, gdzie ten doktorat obroniła, wówczas się nie znalazł.

Książkę swojej doktorantki „redagował” (cokolwiek to znaczyło) prof. Jerzy Sawicki. Uznał za stosowne poprzedzić dzieło dr Wolińskiej własną przedmową, w której pryncypialnie stwierdził: „Wobec dość powszechnego pomieszania pojęć, nawet wśród marksistów, zwolenników liberalizacji przerywania ciąży, było chyba rzeczą niezwykle pożyteczną przypomnieć stanowisko Lenina w tej sprawie. Lenin bowiem zawsze podkreślał pełne prawo kobiety do swobodnej dyspozycji w tym zakresie”.

Dziś, sześćdziesiąt lat później, można skwitować więc sentencjonalnie: „Lenin wiecznie żywy”. I aktualny. Choćby przy konstruowaniu list wyborczych, o czym przekonał się (i wszystkich) poseł Sonik, do niedawna członek Platformy Obywatelskiej. Kontynuatorzy myśli Heleny Wolińskiej na temat proaborcyjnych rozwiązań prawnych nie powinni dziś wstydliwie przemilczać jej dzieła i dokonań na tym polu. To niewdzięczność!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Jak działają oszuści - fałszywe SMS "od najbliższych"

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska