W sobotę KSSSE AZS PWSZ Gorzów pokonał Dudę SuperPol Leszno 67:63. W tym sezonie było to najniższe zwycięstwo na własnych śmieciach, a o końcowy wynik drżeliśmy do ostatniego gwizdka. - Chwała dziewczynom, że wygrały mimo słabszego dnia - komplementował podopieczne nasz szkoleniowiec.
Przyjezdne gryzły parkiet
Jak na pojedynek gorzowsko-leszczyński przystało, mecz znów wyzwolił wielkie namiętności. W zeszłym sezonie drużyny spotkały się w małym finale, a batalię o brąz wygrał AZS. Myśl o zemście była więc dla przyjezdnych dodatkową motywacją.
- Dlatego byłyśmy przygotowane na trudny mecz. Duda to zespół walczący, ambitny i z charakterem. Przede wszystkim mocny z dystansu - oceniała siłę gości Katarzyna Czubak. - Wygrałyśmy, bo mimo kłopotów w pierwszej połowie, w miarę upływu czasu w ataku grałyśmy coraz lepiej.
- Nie będę zwalać winy na urazy, ale prawda jest taka, że Justyna Żurowska trenowała z nami tylko raz, a odczuwająca ból pleców Lindsay Taylor wcale - tłumaczył słabą postawę drużyny Maciejewski. - Musimy zrobić wszystko, żeby wygrzebać się z tych kontuzji. Wówczas będę spokojny o kontynuowanie zwycięskiej passy we własnej hali i utrzymanie minimum drugiego miejsca.
Zmartwiona była za to... Justyna Żurowska, która nie jest w pełni sił po skręceniu kostki: - Ten uraz uniemożliwił mi normalne funkcjonowanie. W każdej akcji byłam spóźniona i stąd faule. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz "spadłam" za pięć przewinień (śmiech). Chyba do momentu aż dojdę do pełnej sprawności, nie ma sensu grać, bo tylko przeszkadzam, a nie pomagam drużynie.
O krok od historii
Dobrym występem leszczynianki udowodniły, że niedawny triumf nad Wisłą Can Pack Kraków nie był dziełem przypadku, a ich drużyna coraz bardziej jest postrachem dla czołowych drużyn.
- I o to chodzi! - śmiała się filigranowa (zaledwie 164 cm wzrostu) Edyta Krysiewicz. - Żal jest, bo byłyśmy blisko historii. Przecież jako pierwsze w tym sezonie mogłyśmy pokonać AZS na jego terenie. Zabrakło skuteczności i Detriny White. Dlatego nie miał kto zatrzymać waszej "Antosik" (Nicky Anosike - dop. red.). Mecz do końca był na styku i dlatego przykro wyjeżdżać z Gorzowa na tarczy.
Jej klubowa koleżanka i zarazem była zawodniczka AZS-u Aleksandra Drzewińska dodała: - Cieszę się, że walczyłyśmy jak równy z równym. Udowodniłyśmy też, że nie jesteśmy wcale słabą drużyną. Skoro toczymy zacięte boje z Gorzowem i Wisłą, w play offach nie stoimy na straconej pozycji i wszystko może się zdarzyć. Ćwierćfinał z Gorzowem? Może wówczas się odkujemy!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?