Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

KSSSE AZS PWSZ myślami już przy Eurolidze

(pat)
fot. Kazimierz Ligocki
Poznań zdobyty, na horyzoncie Euroliga - tak w skrócie wyglądają ostatnie dni wicemistrzyń Polski z Gorzowa. W sobotę KSSSE AZS PWSZ pokonał na wyjeździe INEĘ AZS, a w środę zmierzy się we własnej hali z mistrzyniami Francji Bourges Basket (początek o godz. 20.15).

Gorzowianki jeszcze nie ochłonęły po wizycie w Pradze, gdzie w środowy wieczór w ramach 3. kolejki Euroligi walczyły z ZVVZ USK, a już musiały udać się do hali na poznańskich Krzesinach. Ten pośpiech odbił się na wyniku pierwszej połowy, wygranej przez gości tylko 38:32. Potem, gdy ciężar walki wzięły na swoje barki wypoczęte rezerwowe, w tym niesamowita Amerykanka Sydney Spencer (pod koniec drugiej kwarty zdobyła 11 pkt., w tym trzy "trójki"), poszło jak po maśle.

Akademiczki rozbiły poznanianki w trzeciej odsłonie 30:10, a ostatecznie cały mecz wygrały aż 94:63. Wpływ na tak wysokie zwycięstwo naszych bez wątpienia miała absencja w szeregach gospodyń kluczowych zawodniczek: Redy Aleliunaite-Jankowskiej, Elizy Gołumbiewskiej i Elżbiety Mowlik (wszystkie wrócą do gry dopiero za miesiąc). Przetrzebionym rywalkom starczyło sił jedynie na kwadrans wyrównanej walki z faworyzowanymi gorzowiankami. - Nasza sytuacja kadrowa jest trudna - przyznała trenerka INEI AZS-u Katarzyna Dydek. - Wciąż czekamy na powrót tego tercetu, ale potrwa to jeszcze kilka tygodni. To duże utrudnienie, bo mamy przez to małą rotację. Gdy tylko któraś z dziewczyn zagra poniżej oczekiwań, pojawia się spory problem.

Dydek zazdrościła przyjezdnym Sydney Spencer (w całym meczu 18 pkt.), który poprowadziła "sreberka" do dziewiątej wygranej z rzędu. - Niestety, my takiej zawodniczki nie mamy - mówiła opiekunka poznańskiej ekipy. - Jestem pełna podziwu dla drużyny z Gorzowa, bo wiem, co oznacza euroligowy trud. Udało się nam troszeczkę wykorzystać to zmęczenie, a może dekoncentrację przeciwniczek, ale prowadzenie mogłyśmy utrzymać jedynie przez półtorej kwarty. Na więcej nie było nas stać, bo dysponuję drużyną, która może nawiązać w miarę wyrównaną walkę z gorzowiankami jedynie przez 20 minut.

Dydek przyznała, że mocno pracowała nad rozpracowaniem defensywy przyjezdnych, co było piekielnie trudnym zadaniem. - W moim zespole wyszedł również brak doświadczenia i dlatego nie utrzymałyśmy wypracowanej, kilkupunktowej przewagi - dodała trenerka INEI AZS-u.
Mieszane uczucia miał szkoleniowiec KSSSE AZS PWSZ Dariusz Maciejewski. - Zagraliśmy dwa różne spotkania - zaznaczył już na początku. - Za pierwszą połowę należą nam się duże słowa krytyki. Dobrze, że mamy kilka sprawdzonych ustawień, które pielęgnujemy i które dały nam sukces. Gdy nie zbieraliśmy piłek, mieliśmy problem. Gdy zaczęliśmy to robić, szybko zrobiliśmy przewagę. Dobrze, że mamy Sydney Spencer, która właśnie po to została sprowadzona, aby grać w trudnych momentach. Jej punkty pozwoliły nam odskoczyć na pewną przewagę, którą potem powiększaliśmy. W drugiej połowie zagraliśmy koncert, a najbardziej cieszę się, że dziewczyny, które grają trochę mniej spisały się doskonale, nie popełniały żadnych błędów, również zagrały rewelacyjnie.

Jedną z chwalonych przez Maciejewskiego zawodniczek była Agata Chaliburda (6pkt.): - Źle rozpoczęłyśmy, szczególnie w obronie, przez co do połowy spotkanie było wyrównane. Po przerwie wyszłyśmy zmobilizowane i zmotywowane. Poprawiłyśmy defensywę, wychodziły nam proste akcje, kontry i rzuty za trzy punkty. Uzyskałyśmy przewagę, którą spokojnie kontrolowałyśmy. Dziękuję trenerowi za szansę, którą otrzymałam.

Komentarza udzieliła również poznanianka Natalia Mrozińska (1 pkt.). - Do połowy prowadziłyśmy w miarę wyrównaną grę, ale potem zabrakło nam sił, aby przez 40 minut grać przeciwko takiej drużynie jak Gorzów, która ma bardzo duży potencjał - stwierdziła zawodniczka INEI AZS-u. - Walczyłyśmy na tyle, na ile mogłyśmy. Dziś nie byłam zbyt dobrze dysponowana rzutowo. Wydaje mi się, że to również miało wpływ na naszą grę. Jako drobne wytłumaczenie mogę powiedzieć, że na początku skręciłam kostkę i dlatego przez całe spotkanie się oszczędzałam, bo wiedziałam, że nie mam wartościowej zmienniczki.

Maciejewski, który układa już plan na środowy mecz z najlepszą francuską drużyną poprzedniego sezonu, cieszył się, że w Poznaniu obyło się bez kontuzji. - W Eurolidze mieliśmy taki kalendarz, że trzy razy zagraliśmy na wyjazdach, co dla nas, beniaminka jest dużym obciążeniem. Te długie podróże dały nam się mocno we znaki - nie ukrywał szkoleniowiec. - Teraz będziemy mieli komfort, bo tydzień spędzimy w domu. Przygotujemy się do kolejnego meczu w pucharach, a potem czekają nas trudne mecze ligowe z Tęczą Leszno, z którą zawsze nam się ciężko gra oraz z Wisłą Kraków i Lotosem Gdynia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska