Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kto będzie układał naszą politykę za 10 lat? Czy już widać liderów Polski w 2027 roku?

Agaton Koziński
picsfive / 123RF
Jarosław Kaczyński konflikt o ustawy sejmowe określił mianem „sporu pokoleniowego”. Bo dzisiaj widać wyraźnie generację polityków, którzy jeszcze nie skończyli pięćdziesięciu lat, ale już pokazują ambicję do tego, by w przyszłości wziąć na siebie pełnię władzy w kraju. Kto ma na to największe szanse?

Środa, 10 października. 32-letni Patryk Jaki oraz 45-letni Kamil Zaradkiewicz przedstawiają projekt ustawy reprywatyzacyjnej. Kilka godzin po nich 45-letni Andrzej Duda dyskutuje o nowej konstytucji w Pałacu Prezydenckim. Tego samego dnia 39-letnia Małgorzata Wassermann przesłuchuje kolejnych świadków przed sejmową komisją ds. Amber Gold. Równolegle 48-letnia Katarzyna Lubnauer i 42-letnia Barbara Nowacka wspierają lekarzy rezydentów, którzy zorganizowali protest, żądając podwyżki ich uposażeń w szpitalu.

Wprawdzie maniera podawania wieku polityków charakteryzuje tabloidy, a nie opiniotwórcze dzienniki, jednak w tym przypadku wiek jest szczególnie istotny. Dlaczego? Bo ten artykuł opisuje zmianę pokoleniową zachodzącą w polskiej polityce.

Czytaj także: Agaton Koziński: "Opozycja nie odrabia lekcji z własnych błędów"

Dużo się o tym mówiło już przy okazji wyborów w 2015 r. Wtedy wielu doświadczonych parlamentarzystów (Ludwik Dorn, Radosław Sikorski, Ryszard Kalisz, Leszek Miller, Waldemar Pawlak, Janusz Piechociński, czy Zbigniew Girzyński - by wymienić najbardziej rozpoznawalnych) wylądowało poza Sejmem. Tuż po wyborach pojawiło się sporo artykułów mówiących o zmianie generacyjnej w polskiej polityce. Ale wtedy to była teoria, antycypacja tego, co się może zdarzyć. Od wyborów minęły dwa lata - i czas powiedzieć sprawdzam politycznej „młodzieży”. Jak sobie radzą, gdy brakuje w parlamencie wielu bardziej doświadczonych polityków?

Piękni czterdziestoletni
„Sporem czterdziestolatków” - określił Jarosław Kaczyński konflikt o ostateczny kształt ustaw sądowych. W ten sposób odciął się od starcia dwóch pomysłów na te legislacje, pod którymi podpisywali się Zbigniew Ziobro i Andrzej Duda, ustawił się w pozycji arbitra, który ten spór rozsądza. Ale trudno uwolnić się od przekonania, że powiedział to w sposób lekko lekceważący. Między wierszami w jego wywiadzie dla „Gazety Polskiej” można było wyczytać, co tak naprawdę myśli; że uważa, że ostatnie napięcie to tylko młodzieńcza egzaltacja, w której jest więcej formy, prężenia muskułów, niż treści, autentycznego sporu o kształt reformy.

Sporo w tym racji, w końcu duch wszystkich ustaw (i tych zawetowanych, i tych przedstawionych przez prezydenta) jest taki sam. Ale napięcia, które między Zbigniewem Ziobrą i Andrzejem Dudą przy tej okazji się zrodziło, lekceważyć nie należy. Obaj bowiem dobrze wiedzą, że w ich sporze nie chodzi o te ustawy. Owszem, one są ważne, ale świat się na nich nie kończy. Jeden i drugi patrzą dużo dalej. I zadają sobie fundamentalne pytanie: gdzie będę za 10 lat, jakie mam szanse na to, by to w moich rękach znalazła się pełna władza. Ziobro aspiruje do niej od 10 lat. Jest tak ambitny, że w pewnym momencie ambicja mogła go wyrzucić poza główną polityczną drogą - wtedy, gdy odszedł z PiS, stworzył Solidarną Polskę, ale nie zanotował z nią sukcesu. Odnalazł się w rządzie Beaty Szydło - i wie, że trzeciej szansy już nie dostanie, dlatego z tej drugiej próbuje wycisnąć politycznego maksa. Tak, by w perspektywie najbliższej dekady móc aspirować do najważniejszych ról w państwie.

Andrzej Duda teoretycznie już taką funkcję pełni - ale ma też świadomość, że nie zdobył takiej możliwości kreowania polityki, jaką posiada obecnie Jarosław Kaczyński, czy wcześniej miał Donald Tusk asekurowany w Pałacu Prezydenckim przez wyznaczonego przez niego Bronisława Komorowskiego. Dziś prezydent realną pozycję musi sobie wywalczyć. I wie, że ze wszystkich sił blokować go będzie właśnie Ziobro - podobnie zresztą Duda będzie starał się ograniczać wpływy ministra sprawiedliwości.

Ich starcie, jeśli rzeczywiście będzie trwało kolejną dekadę, przejdzie do legendy polskiej polityki jako epickie. Choć napięciem rywalizacji Tuska i Kaczyńskiego nie przebije, to jednak będzie wyjątkowe i niepowtarzalne - w tym sensie, że rzadko zdarza się, by tak intensywnie rywalizowali ze sobą politycy będący jednak w tym samym obozie politycznym. Owszem, przez lata z Donaldem Tuskiem ścierał się Grzegorz Schetyna - ale dawne siłowanie się przewodniczącego i wiceprzewodniczącego PO sprowadzało się raczej do zakulisowych złośliwości i publicznie rzucanych aluzji niż tak otwartych ataków, jakie teraz na siebie przypuszczają Duda i Ziobro.

Prezydent przy okazji wet otwarcie powiedział, że nie chce zwiększać w kraju wpływów prokuratora generalnego. Krzysztof Szczerski w niedawnym wywiadzie dla „Polski” zaznaczył, że „każdy musi znać swoje miejsce w szeregu”, niemal wprost podkreślając, że ma na myśli o ministra sprawiedliwości. Krzysztof Jaki, rzecznik prezydenta, też nie oszczędzał słów i nie szukał eufemizmów, gdy atakował resort sprawiedliwości.

Druga strona też nie nadstawiała drugiego policzka. Łapińskiemu bardzo ostro odpowiadał wiceminister Patryk Jaki. Gdy okazało się, że prezydentowi w pisaniu ustaw pomaga prof. Michał Królikowski, niemal natychmiast zaczęła się nim interesować prokuratura. Jakby nie mogła poczekać jeszcze miesiąca (choć i tak czekała już cztery) z wyjaśnieniami sprawy.

Liderzy obu środowisk nie tylko mocno angażują się w codzienną walkę polityczną. Budują też wokół siebie zespół, który daje im gwarancję gotowości do przebijania się w drodze na szczyt przez kolejną dekadę, dwie. Wokół prezydenta są jego rówieśnicy: młodszy o rok Krzysztof Szczerski, 44-letni Wojciech Kolarski, 36-letni Paweł Mucha, niedawno dołączył do nich 39-letni Krzysztof Łapiński (choć on wzbudza tyle kontrowersji swoimi radykalnymi wypowiedziami, że nie ma pewności, czy zdoła na dłużej zapewnić sobie miejsce w tej ekipie).

Czytaj także: Znamy skład nowej partii Jarosława Gowina

W podobny sposób zbudował sobie polityczne zaplecze Zbigniew Ziobro. Oprócz Patryka Jakiego jest w nim od niedawna Kamil Zaradkiewicz. Tajemnicą poliszynela jest, że minister sprawiedliwości blisko współpracuje z 36-letnim Michałem Krupińskim, byłym wiceministrem skarbu, obecnie prezesem niedawno zrepolonizowanego banku Pekao SA. Te dwie ekipy „pięknych czterdziestoletnich” będą meblować nam rzeczywistość w najbliższych latach. A przynajmniej będą próbować.

Przyczajeni do skoku
Ale też prognoza o tym, że te dwa środowiska podzielą między siebie rząd polskich dusz, byłaby mocno przestrzelona. W drugim politycznym szeregu pręży się bowiem cała plejada stosunkowo młodych polityków, którzy dopiero w następnej dekadzie wejdą w najlepszy dla polityka wiek: 50+ lat. To po pięćdziesiątce zdobywa się najwyższej polityczne laury - wtedy ma się jeszcze dość energii do działania i wystarczająco dużo doświadczenia, by nie marnować czasu na niepotrzebne kroki, ładowanie się w ślepą uliczkę. Także w tym wieku polityka stać na niezbędny dystans do siebie - to kolejny warunek, bez którego wyjście z drugiego planu jest właściwie niemożliwe.

Kto ma szansę do pierwszego szeregu się przebić? Swoją robotę wykonuje Mateusz Morawiecki. Najstarszy w tym zestawieniu (w czerwcu skończył 49 lat), ale też w polityce stawia tak naprawdę dopiero pierwsze kroki. O tym, że znajdzie się w rządzie, dowiedzieliśmy się dopiero po wyborach w 2015 r. Fakt, że mianowano go ministrem rozwoju (i premierem przy okazji) był sporym zaskoczeniem.

Prezydent: "Wyborcy pamiętają, kto zdradził PiS". Zbigniew Ziobro odpowiada

AIP/x-news

Jednak Morawiecki szansę, którą dostał, wykorzystuje póki co bez zarzutu. Nie szarżuje, nie miesza się do spraw będących poza jego bezpośrednim polem wpływów. Jednocześnie regularnie generuje dobre wiadomości, którymi może chwalić się cały obóz władzy. A to wyraźna poprawa ściągalności podatków, a to solidny wzrost gospodarczy, atrakcyjny zagranicznych inwestor, czy pozytywna dla Polski opinia agencji ratingowej. Morawiecki w ostatnim roku ustawił się w pozycji Mikołaja, który rozdaje prezenty (75 mld zł na programy społeczne w 2018 r., natychmiast ogłosił, że znajdą się pieniądze na realizację dużej ustawy reprywatyzacyjnej) albo przynajmniej miłe słowa. Unika konfliktów - nawet wtedy, gdy do nich dochodzi, nie rozgrzewają one debaty publicznej. Prawie nic nie wychodzi poza rządowe pokoje.

Wicepremier cały czas jest zbyt sztywny, zbyt „trudny w odbiorze” dla zwykłego Polaka. I brakuje mu dużego sukcesu, czegoś wyjątkowego, co by się wyryło w świadomości Polaków przy jego nazwisku. Ale ma też czas na takie osiągnięcia, w końcu w polityce jest bardzo krótko. A gdyby udało mu się przekroczyć tę barierę, będzie mógł patrzyć w polityce tak wysoko jak to możliwe. Także w kierunku Pałacu Prezydenckiego.

Czytaj także: Popek posłem? Kontrowersyjny raper z Legnicy chce trafić do Sejmu

Ciekawie zapowiada się walka o fotel prezydenta Krakowa w 2018 r. Dziś w spekulacjach do tej funkcji są przymierzane dwie panie, które mają potencjał, by odgrywać ważne role nie tylko w polityce lokalnej, ale też krajowej. Chodzi o Małgorzatę Wassermann i 43-letnią Jadwigę Emilewicz. - W polityce powinny być osoby z doświadczeniem, a to zdobywa się z wiekiem. Ja bym była nawet za wprowadzeniem cenzusu wiekowego dla osób wchodzących do polityki - przyznaje Wassermann. Córka byłego koordynatora służb specjalnych w rządach PiS w latach 2005-2007 Zbigniewa Wassermanna (zginął w katastrofie smoleńskiej) dopiero w tej kadencji zadebiutowała jako polityk - ale od razu jest o niej głośno, przede wszystkim z powodu komisji śledczej ds. Amber Gold, której przewodniczy.

Komisja wykonuje swe zadanie rzetelnie, choć cały czas nie miał miejsce wyraźny przełom w sprawie. Gdyby do niego udało się doprowadzić, poseł Wassermann zacznie być przymierzana do stanowisk rządowych. - Gdzie będę za 10 lat? Naprawdę nie umiem powiedzieć, tak samo jak 2,5 roku nie wiedziałam, że będę posłanką. Ale jak będę miała przekonanie, że mam czym się zająć w polityce, to będzie warto w nią się angażować - podkreśla krakowska posłanka.

Bardziej zdecydowanie wypowiada się Jadwiga Emilewicz, która zapowiedziała, że chce walczyć o miejsce w ratuszu w Krakowie. - Prezydent Krakowa rządzi 15 lat, ma swoje zasługi, ale czas na nowe spojrzenie, magistrat należy przewietrzyć. Bo Kraków się zmienił, to już jest nowe miasto - odpowiada energiczne. Wiceminister rozwoju jest jednocześnie wiceprezes Polski Razem. Lider tej formacji Jarosław Gowin w piątek będzie przedstawiał formułę szerszego ugrupowania, opartego na republikańskich zasadach. W nowej formacji mają się pojawić parlamentarzyści z innych partii, także wyróżniający się samorządowcy, przedstawiciele środowisk pozaparlamentarnych. Ale jeśli tej partii uda się przebić, zbudować sobie silną pozycję w polskiej polityce, to jedną z najważniejszych jej twarzy będzie Jadwiga Emilewicz.

A także Adam Bielan. Jest on w polityce od tak dawna i odgrywa w niej tak ważną rolę, że wszyscy zapominają, że on ma dopiero 43 lata. Pewnie nigdy nie stanie się politykiem frontowym - ani nie ma do tego temperamentu, ani (zdaje się) takich ambicji. Ale jego talent do unikania politycznych raf i mielizn, na których można utknąć, budzi szacunek. O tym, jak łatwo w polityce utknąć, najlepiej pokazuje Michał Kamiński. Kiedyś pracowali w duecie, byli architektami kampanijnych sukcesów Lecha Kaczyńskiego. Dziś, po kolejnych woltach, Michał Kamiński może się skupić na pisaniu książek. Adam Bielan, choć wolt nie uniknął, cały czas jest w dużej polityce. I pokazuje, że cały czas ma ochotę pójść krok wyżej.

Czytaj także: PiS: JOW-y na aut i podwójne komisje wyborcze

Duży potencjał zdradza cały szereg wiceministrów, choćby Jan Dziedziczak (36 lat) i Konrad Szymański (47 lat) z MSZ, Tomasz Szatkowski (39 lat) i Bartosz Kownacki (38 lat) z MON, Paweł Gruza (40 lat) z resortu finansów, Paweł Szefernaker (30 lat) z kancelarii premiera. Wprawdzie żaden z nich nie dał się poznać jako osoba o talencie trybuna zdolnego z mównicy porwać za sobą tłumy, ale swą fachowością i wyczuciem pokazują, że mogą w przyszłości być filarami kolejnych rządów - także na najważniejszych stanowiskach w tych gabinetach. Pewnie nie każdy z nich za 10 lat będzie się liczył w dużej polityce - ale można w ciemno obstawiać, że przynajmniej dwa-trzy nazwiska z tych wymienionych ciągle będą w grze.

Kto zatrzyma PiS
Choć Mateusz Morawiecki konsekwentnie powtarza, że PiS będzie rządził co najmniej do 2031 r., to jednak trudno zakładać, by w tym czasie opozycja antyrządowa nie zdołała nic z siebie wykrzesać. Problem w tym, że obecni jej liderzy nie umieją znaleźć recepty na swój kryzys, na to, jak zatrzymać ciągły sondażowy wzrost PiS-u. Siłą rzeczy, coraz częściej wzrok spoczywa na młodszym opozycyjnym pokoleniu.

Kogo tam mamy? Osoby z doświadczeniem w pracy w rządzie jak Borys Budka (39 lat), czy Rafał Trzaskowski (45 lat), nowych-ambitnych jak Kamila Gasiuk-Pihowicz (34 lata), Katarzyna Lubnauer (48 lat), czy Robert Biedroń (41 lat). Pewnie całkiem nie można przekreślać Ryszarda Petru (45 lat), czy Barbary Nowackiej (42 lata) - choć ta dwójka już dostała sporo szans, ale na razie żadnej wykorzystać nie umiała. Oczywiście, ludzie się uczą na błędach, więc zawsze istnieje możliwość, że także Nowacka i Petru zdołają przełamać własne słabości, ale mimo wszystko trudno zapomnieć o porażkach, jakie oboje zanotowali do tej pory.

Szukając polityków nowego pokolenia nie należy zapominać także o wszelkiego rodzaju ruchach, organizacjach, ugrupowaniach, także pozaparlamentarnych. W tym gronie jest 38-letni Stanisław Tyszka z ruchu Kukiz’15. Mnóstwo szumu przy okazji afery reprywatyzacyjnej narobił zaledwie 30-letni Jan Śpiewak, a przy okazji poprzednich wyborów sporo zamieszania spowodował Adrian Zandberg (37 lat) w partii Razem. Z drugiej strony sceny politycznej próbują się natomiast pokazać narodowcy, choćby 32-letni Robert Winnicki, czy 27-letni Adam Andruszkiewicz, którzy są posłami ruchu Kukiz’15.

W przyszłym roku czekają nas wybory samorządowe - najlepszy moment dla młodych, potrafiących walczyć samodzielnie polityków na wybicie się. I nie można wykluczyć sytuacji, że właśnie wtedy, przy okazji rywalizacji w jednym z dużych miast, poznamy młodego człowieka, który później stanie na czele opozycji.

Prezydent: "Wyborcy pamiętają, kto zdradził PiS". Zbigniew Ziobro odpowiada

AIP/x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Kto będzie układał naszą politykę za 10 lat? Czy już widać liderów Polski w 2027 roku? - Portal i.pl

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska