Kocia Kawiarnia w Zielonej Górze została otwarta przez Fundację Ko-Ta, w połowie lutego 2020 roku.
- O kocich kawiarniach usłyszałam już dość dawno temu – mówiła nam jeszcze przed otwarciem Aneta Kokawska-Tadra, prezeska Fundacji Ko-Ta. - Ale nigdy nie myślałam, że sama będę chciała taką założyć.
Ale dlaczego nie spełnić marzenia? Pani Anecie w końcu udało się je zrealizować. Kocia Kawiarnia, założona przez fundację, łączy ze sobą wiele misji: stała się domem dla piątki bezdomnych zwierząt: Kulki, Lucka, Lotki, Róży i Frytki. Oprócz tego kawiarnia zatrudnia osobę oddaloną do tej pory od rynku pracy. Zaś misją fundacji jest też sterylizacja dziko żyjących kotów. Bo im więcej rodzących się w śmietnikach, na ulicach kociąt, tym więcej potem tragedii. Zwierzęta często chorują na koci katar, zdychają. Tak ważne jest więc, by kontrolować populację bezdomnych zwierząt.
Otwarcie przyciągnęło tłumy, potem plany pokrzyżował koronawirus
W pierwszych tygodniach działalności kawiarni przyciągała ona prawdziwe tłumy mieszkańców. Trudno było znaleźć wolny stolik, by napić się kawy i poznać kocich mieszkańców tego miejsca na rogu ul. Drzewnej i Licealnej.
Tutaj rządzą koty! Pierwsza w Zielonej Górze kocia kawiarnia jest już otwarta
Potem, podobnie jak w przypadku innych przedsiębiorstw, mocno w kość kawiarni dała epidemia koronawirusa. A przecież chorych kotów nie ubywa. Wciąż trzeba im pomagać.
- Ratujemy teraz koty z kocim katarem i ich matkę - mówi Aneta Kokawska-Tadra. - Mama została wysterylizowana i odwieziona z powrotem do gospodarstwa. A miot został u mnie.
Bardzo długo leczyliśmy ich oczy. Było zagrożenie, że kocięta będą ślepe. Ale udało się. Kociaki są przygotowywane do adopcji.
Fundacja ratuje też miot znaleziony... w śmietniku na ul. Drzewnej i kociaka błąkającego się na rondzie w okolicach ul. Chrobrego.
- Chłopak znalazł trzy kotki w zawiązanym, plastikowym worku i przyniósł je do nas - mówi prezeska fundacji. A, że miała już pod swoją opieką w domu kocięta z kocim katarem, to tutaj pomógł lokalny hotelik. Zaczęła się walka. Kociaki zaczęły jeść samodzielnie. Niestety jednego z kociąt nie udało się uratować...
Leczenie sporo kosztuje. Fundacja uruchomiła specjalną zrzutkę na ten cel.
- Przygarnianie kociąt nie było naszym głównym celem, bo nie mamy aż takiego zaplecza, tylu wolontariuszy, by te kocięta przetrzymywać i leczyć - mówi prezeska fundacji. - Małe kocięta trzeba regularnie karmić, masować im brzuszki, a ich leczenie jest kosztowne. Bardziej chcieliśmy sterylizować i kastrować dzikie koty.
Ale działacze Fundacji serca mają olbrzymie i bardzo pojemne. Zdecydowali się pomóc kociakom, które zginęłyby bez opieki.
Po koronawirusie sytuacja wygląda zupełnie inaczej
Obecnie, po epidemii koronawirusa, do kawiarni zagląda niestety mniej gości.
- Pomału jednak to się zmienia - mówi Aneta Kokawska-Tadra.
Każdy może pomóc fundacji w leczeniu kotów. Złotówka, parę złotych, mają znaczenie. Możecie wesprzeć zbiórkę na zrzutce albo napić się kawy. Dla Was to chwila relaksu, dla kotów szansa na nowe, zdrowe życie.
Tak było jeszcze przed otwarciem kawiarni:
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?