Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kwarantanna w raju. A plany na Wielkanoc? Bezludna plaża i kokosy

Dariusz Chajewski
Dariusz Chajewski
Maksa Love już znacie, rozmawialiśmy z nim przy okazji jego "izolatorium", czyli karaibskiej wyspy Holbox. W internecie znany jest, chociażby dzięki swojemu vblogowi, jako Max Love. Jak sam o sobie mówi, od 2008 jest nomadem, A jak zielonogórzanin zamierza spędzić Wielkanoc?

Jak Ameryka Południowa zareagowała na atak koronawirusa i alarmujące wieści z Europy, USA i Azji?

Strachem. Tan strach był, jest obecny wszędzie, na każdym kroku. Na ulicach, w sklepach. Jak to się dzieje na całym świecie. Dużo podróżuję i dla mnie najbardziej szokujący, przygnębiający był widok opustoszałych lotnisk. Zwykle na nich kłębi się wielonarodowy, wielojęzyczny tłum. Ta pustka była nienaturalna, jak z jakiegoś horroru. Tak wyglądał na przykład port lotniczy Ezeiza w Buenos Aires, z którego wylatywałem w drugim dniu kwarantanny. Musimy też pamiętać o jednym. Generalnie ludzie w Ameryce Południowej są mniej wyedukowani, bardziej reagują na docierające do nich informacje i to bardziej emocjonalnie. Jak panika, to panika, jak strach, to strach. Wszechogarniający.

Podróże, a raczej „bycie gdzieś indziej”, to Pana pasja. Czym różni się świat w tej chwili od tego sprzed pandemii?

Eksploracje i doświadczanie bycia „gdzieś indziej” jest dla mnie jak życie wieloma życiami-wcieleniami. Właśnie bycie gdzieś indziej, a nie podróżowanie, gdyż podróżowanie zakłada powrót do miejsca, skąd się wyjechało. Na przykład, gdy spędzam pół roku w Kostaryce, nie zwiedzam tego kraju, ale zaszywam się w małej wiosce i staram się wtopić w to miejsce.

Nie wyglądam jak Latynos, mam prawie dwa metry wzrostu i kiedy udaje mi się stać członkiem tej społeczności, elementem tego świata, osiągam swój cel. Przeżywam kolejne moje wcielenie.

Dane życie-wcielenie kończy się, gdy opuszczam dane miejsce, ale przecież zawsze mogę wrócić, bo to kolejny mój dom. To są wyprawy przez siebie samego, mogę zobaczyć siebie w różnych okolicznościach i środowiskach. Nie mam jakiejś bazy, gdzie mogę rzucić walizki, których zresztą nie posiadam, ani swojego łóżka w jakimś miejscu, ale mam trzy rowery w Zielonej Górze, Krakowie i właśnie na Holbox. Mam też dwa „magazyny” z moimi obrazami, rysunkami, rzeźbami w Zielonej Górze i w Vilcabambie w Ekwadorze. Dlatego jestem wprawdzie uziemiony, ale czuję się w miarę naturalnie, wrastam.

Max Love spędzi Wielkanoc na bazludnej plaży?

Skąd decyzja o kwarantannie, azylu właśnie na wyspie, a nie o powrocie do kraju?

Jestem w Ameryce Południowej od listopada. Niepokojące informacje, że kraje zamykają granice, zastały mnie w Urugwaju. Aby uniknąć tej sytuacji, poleciałem do Buenos Aires, ale i tutaj zawisło widmo izolacji. I to tutaj dopadło mnie pytanie, co dalej. W kluczowych momentach życia skupiam się na znalezieniu różnych opcji i wybraniu najlepszej możliwej w danej chwili. Polska, Ekwador, Buenos Aires, Meksyk i wyspa Holbox - takie cztery warianty rozważałem.

Ale to właśnie pomysł z Holbox napełniał mnie wewnętrzną radością, więc poszedłem, jak zwykle, za głosem serca. Krótko mówiąc, już myśląc o tym, zareagowałem, jak dziecko na wieść o wyprawie do wesołego miasteczka.

Wow, to jest to. Znam wyspę Holbox, była moim domem przez trzy miesiące w 2013 roku. Wiedziałem, że będzie jeszcze bardziej pusta niż wtedy i tak rzeczywiście jest. To miejsce turystyczne, ale ma drugą część - 30 km kompletnie bezludnej plaży, pełnej palm kokosowych, tam w razie „W” można się udać na survival jako plan B. I szczerze? Doświadczam tu właśnie jednego z najpiękniejszych okresów moich kilkunastu lat eksploracji świata.

Spotyka Pan ludzi z różnych krajów, czy widać różnice w postawach wobec tego, co się dzieje?

W zeszłym tygodniu część mieszkańców wyspy nagle stwierdziła, że obcy powinni się z ich krainy wynosić. Oczywiście, poprosiliśmy o zrozumienie, wsparcie. Już na drugi dzień przyjechały władze regionu, osoba zajmująca się prawami człowieka. Padły fajne słowa, że w dobie tego, co się dzieje na świecie, wszyscy teraz jesteśmy tutejsi, wszyscy jesteśmy z wyspy Holbox. Życie wróciło do normy, a ja rozumiem tych ludzi. Boją się, bardzo się boją i ten strach musieli przeciwko komuś skierować. A ludzie na wyspie, niezależnie od nacji, są podzieleni. Jedni wierzą, inni nie wierzą. Nie, nie mówię o religii, ale globalnym zagrożeniu.

Czy Meksykanie, Latynosi mają swoje własne sposoby na COVID?

Przypuszczam, że odpowiednia ilość papryczek habanero jest w stanie zdziałać cuda. To, oczywiście, żart, chociaż nie tak do końca. Stawiają z jednej strony na oczyszczanie ciała, organizmu i na jego wzmacnianie.

Plany na Wielkanoc?

Jeszcze nie wiem, w jaki sposób spędzę te święta. Oczywiście, na wyspie, jednak nie zdecydowałem, czy w miejscowości, gdzie mieszkam, czy też wezmę plecak i ruszę w bezludną część wyspy, gdzie jest trzydziestokilometrowa plaża i palmy kokosowe. Stawiam na spontan, ale chyba zwycięży ta druga opcja, gdyż spakowałem już mój zestaw surviwalowy, czyli hamak, moskitierę, małą maczetę do rozłupywania orzechów kokosowych… Tak czy inaczej będzie to najdziwniejsza Wielkanoc w moim życiu.

Ale nie pierwsza w Ameryce Południowej?

Nie, a święta te są na tym kontynencie wyjątkowe i tutaj nikt nawet nie rozmyśla nad wyższością Wielkanocy nad Bożym Narodzeniem.

Nie ma najdrobniejszej wątpliwości. Semana Santa to cały tydzień świąt zaczynający się Palmową Niedzielą. W czwartek rozpoczyna się wielka wędrówka, rodziny łączą się, aby wspólnie spędzić ten czas.

W piątek jest uroczyste śniadanie. Oczywiście bezmięsne. Z naszego punktu widzenia są to dziwne dania. Na przykład w Ekwadorze to kabaczek i dynie z mlekiem, dorsz suszony, zupa z grochu, ryżu, orzeszków, cebuli, czosnku oczywiście z dynią i kabaczkiem. Zapamiętałem proste, ale pyszne ciasto, coś, jak nasze drożdżowe z jagodami. Wyglądało nieciekawie, ale smakowało… Ponieważ w Ekwadorze z pieczywem i cistami jest krucho, zapytałem autora, dlaczego na co dzień tego ciasta nie uświadczysz. Usłyszałem i to oburzonym z lekka tonem, że to przecież świąteczne ciasto. I tutaj wiele podczas Wielkanocy się dzieje. Przede wszystkim niesamowite świąteczne procesje. Większość z nich ma charakter spektaklu, ale często jest to, przepraszam za określenie, widowisko na żywo. Czyli prawdziwe biczowanie, a nawet ukrzyżowanie. Leje się prawdziwa krew.

A wielkanocny stół w Meksyku. Co pan zamierza zjeść na Holbox?

Jeśli wybiorę wariant surviwalowy, to kokosy. W przeciwnym wypadku chleb moczony w mleku zasmażany z bakaliami. Placki z bobu i kaktusa nopala. Z tych samych składników składa się znakomita zupa. Do tego papryki w każdej postaci…

Mhmm, zazdroszczę.

A mi pewnie będzie troszeczkę brakowało klasycznego, polskiego wielkanocnego stołu. Wesołych Świąt…

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Michał Pietrzak - Niedźwiedź włamał się po smalec w Dol. Strążyskiej

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska