Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łączy ich miłość do wina i miodu

Anna Słoniowska 68 324 88 43 [email protected]
Stanisław Kalembkiewicz wszedł w układ z okolicznymi rolnikami. Oni robią na polach miejsce dla uli, a pszczoły zapylają uprawy.
Stanisław Kalembkiewicz wszedł w układ z okolicznymi rolnikami. Oni robią na polach miejsce dla uli, a pszczoły zapylają uprawy. Anna Słoniowska
Były saper, korespondent wojenny i wykładowca na politechnice. Co ich łączy? Miłość do wina i miodu. Stanisław Kalembkiewicz, Mirosław Kuleba i Ignacy Żegleń zapraszają nas do swojego małego raju.

WARTO ZOBACZYĆ

Mirosław Kuleba był korespondentem wojennym. Na winnicy odpoczywa. - Ale nieraz bywa tu gorzej niż na wojnie - przyznaje.
Mirosław Kuleba był korespondentem wojennym. Na winnicy odpoczywa. - Ale nieraz bywa tu gorzej niż na wojnie - przyznaje. Anna Słoniowska

Mirosław Kuleba był korespondentem wojennym. Na winnicy odpoczywa. - Ale nieraz bywa tu gorzej niż na wojnie - przyznaje.
(fot. Anna Słoniowska)

WARTO ZOBACZYĆ

Świdnica
* Kościół parafialny św. Marcina - zbudowany w XIV w. jako kamienna budowla jednonawowa. W barokowym ołtarzu głównym z 1735 r. znajduje się pięknie rzeźbiona figura Matki Boskiej z Dzieciątkiem z końca XIV w. W ścianach nawy i zakrystii umieszczone są renesansowe nagrobki z XVI i XVII w. Szczególnie bogato prezentują się, rzeźbione w piaskowcu i alabastrze, rozbudowane architektonicznie nagrobki rodziny Kietliczów w zakrystii.

* Zbór ewangelicki, obecnie kościół filialny - barokowy, zbudowany jako zbór protestancki w latach 1794-96 na miejscu starszego, szachulcowego. Neogotycka wieża dobudowana w 1876 r. W 1983 r. na stropie kościoła zamontowano malowaną na deskach, barokową polichromię ze zburzonego kościoła poewangelickiego w Kożuchowie.

* Dwór Kietliczów, obecnie Muzeum Archeologiczne Środkowego Nadodrza - zbudowany został w pierwszej połowie XVI, przekształcony nieznacznie na początku XVII i w XIX w. Warte zwiedzenia jest też samo muzeum - skarbnica wiedzy o naszym regionie.

Przylep
* Pierwsza wzmianka o miejscowości o prawach magdeburskich pochodzi z 1305 r. W XVII w. odbywały się tu sądy czarownic. Spośród 22 zielonogórskich kobiet oskarżonych o czary część została spalona na wzgórzu zwanym Mystką. W Przylepie znajdował się podobóz hitlerowski Gross-Rosen-Schertendorf. Warto odwiedzić lotnisko Aeroklubu Ziemi Lubuskiej. Swoją siedzibę ma tu Grupa Akrobacyjna Żelazny. Na terenie lotniska znajduje się też Zielonogórski Klub Jeździecki.

Zabłocie
* Jadąc do tej miejscowości, zaraz za rogatkami Nowogrodu Bobrzańskiego zwróćmy uwagę na bramy z cegły, które prowadzą do lasu. Wiodą do dawnej fabryki amunicji. W lesie znajdziemy wiele pozostałości po tym ogromnym kompleksie - tzw. silosy, kotłownie i budynek dawnego kasyna. Spacerując po lesie, dokładnie patrzmy pod nogi!

Miniecie drewniany krzyż i starą ambonę. Kiedy zobaczycie sad, skręcicie w lewo i dalej prosto - instruuje nas dzień przed wizytą Kuleba, właściciel winnicy Św. Jadwiga w Świdnicy.
Jedziemy zgodnie ze wskazówkami. Z każdym kilometrem jesteśmy dalej od cywilizacji. Mijamy krzyż. Pojawiają się pagórki. Ze szczytu najwyższego z nich widać całą okolicę. - To Polska czy już Toskania? - zastanawiamy się, próbując ogarnąć wzrokiem tyle, ile się da. Pośród drzew rozciągają się pola żółtego rzepaku, gdzieś w oddali już złocą się zboża, a u podnóża zieleni się mała winnica. Trudno uwierzyć, że takie miejsca jeszcze istnieją.

Na własnych korzeniach

- Tak, tak. Też się zakochałem w tym widoku. Polowałem w tych okolicach i to miejsce mnie urzekło - przyznaje Kuleba, nalewając szklankę zimnej wody z pobliskiego potoku.
Oszołomieni widokiem, na chwilę zapominamy o celu naszej podróży, ale 70 arów winnicy skutecznie walczy o naszą uwagę.
Św. Jadwiga ma już 12 lat. Zaczęło się od paru sadzonek wyhodowanych "na własnych korzeniach". - W latach 50. francuscy winiarze podarowali liceum winiarskiemu sadzonki odmiany Aurora. Krzewy przetrwały na Winnym Wzgórzu - opowiada pan Mirosław. - Kilkanaście lat temu przycinano je. Wziąłem odrzucone gałęzie i zrobiłem z nich sadzonki. Przyjęły się i rosną u mnie do dziś.
Kuleba jako jeden z nielicznych winiarzy nie stawia na enoturystykę. Jest zajęty swoimi sprawami. Ma do obrobienia 45 ha ziemi, pisze książki, a wieczorami uczy się łaciny. Bardziej od turystyki interesuje go produkcja. - W piwnicy stoją trzy tony wina, ale przez nasze krępujące prawo i nieżyciowe ustawy nie mogę tego sprzedać - żali się.

Trzeba być wariatem

Przepisy nie krępują za to Kalembkiewicza, który miód sprzedaje nie tylko w Polsce, ale i za granicą. Co prawda pasieka w Zabłociu nie leży na szlaku wina i miodu, ale jej właściciel jest jednym z największych pszczelarzy w regionie. Ma 140 uli. Część zbudował własnoręcznie. Słodką pasję odziedziczył po pradziadku i dziadku. - Dziadek trzymał pszczoły w pniach drzew - wspomina. Po przodkach odziedziczył też odwagę. - Nie ma dnia, żeby nie użądliło mnie ze 20 pszczół - nie ukrywa.
Pan Stanisław siedzi w tym fachu już 40 lat. Pszczelarstwo jest bezpieczniejsze od jego poprzedniej pracy. - Byłem saperem - zdradza. - Może dlatego nie boję się ukąszeń.
Dziś życie emerytowanego wojskowego jest zdecydowanie spokojniejsze, choć i w tej pracy zdarzają się nieprzewidziane wypadki. - Kradną ule razem z pszczołami - mówi Kalembkiewicz. Dlatego ubezpieczył swoje owady.

Pszczoły pana Stanisława sporo podróżują, więc ubezpieczenie bardzo się przyda. Każdego roku, gdy zaczyna się wiosna, hodowca pakuje ule na wóz cyrkowy i rozwozi po kwitnących sadach, łąkach i lasach. Roboty jest dużo, ale pomaga rodzina.
- Trzeba być wariatem, żeby tyle uli trzymać - gani męża pani Wanda. - Ale co zrobić? Mąż ożenił mnie z pszczelarstwem, więc czy mi się to podoba, czy nie, muszę go wspierać. Sam ma się męczyć? Żal mi go.

Czy będzie wrzosowy?

Zarówno Kalembkiewicz, jak i Żegleń z Przylepu zauważają, że pszczoły mają się coraz gorzej. W hodowców ze zdwojoną siłą uderza zanieczyszczenie środowiska. Podkreślają, że chemiczne opryski pól, sztuczne nawozy, wybijają te owady w straszliwym tempie. Środki ochrony roślin, które są skuteczne na robactwo, dla pszczół bywają zabójcze.
- W tym roku zbiorę może z połowę tego, co powinno być - szacuje Żegleń, prezes Lubuskiego Związku Pszczelarzy. - Najwięcej miodu mam zawsze z akacji, ale liczę, że teraz uda mi się uzyskać miód wrzosowy.
Pasieka pana Ignacego wędruje po całym regionie. Dziś pszczoły z Przylepu stacjonują na polu gryki. Żegleń zajmuje się hodowlą od 30 lat, jego przodkowie to pszczelarze z pokolenia na pokolenie. Nic dziwnego, że kiedy przestał wykładać na politechnice, zabrał się za rodzinną tradycję.
Pasiekę w Przylepie najlepiej odwiedzić pod koniec września, kiedy pszczoły zlecą już do uli. Czy w tym roku będzie miód wrzosowy? Przekonajcie się sami.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska