Rozmowa z Józefiną Hreczuch, która na winobraniu pokazuje swoje złote figurki.
- Te postacie wyglądają jak pomalowane lalki ze sklepu. Czym w rzeczywistości są?
- Moją pracą. Najpierw kupuję drut. Przycinam go na odpowiednią długość i tworzę szkielet figurki. Następnie bandażami albo gazami opatrunkowymi owijam ją tak, żeby stworzyć ludzką sylwetkę. Tu się trzeba trochę znać na anatomii, wiedzieć jakie czowiek ma proporcje.
- A głowa i sukienki?
- Twarz potrafię wyrzeźbić, a suknię uszyć. I nie używam do tego byle jakich materiałów. Korzystam często z jedwabiu i aksamitu. Gdy już strój jest gotowy, zanurzam go w specjalnej cieczy, która go usztywni. Ubieram figurkę i odpowiednieo modeluję jej sukienkę, czyli dodaję po prostu fałdkę tu i tam. Przed malowaniem złotą farbą, wszystko musi dobrze wyschnąć. Na koniec maluję parę razy i suszę wszystko.
- Na słońcu?
- Jeśli jest lato. W zimie czasami używam do tego kuchenki gazowej, ale trzeba bardzo uważać, bo te rzeczy są niezwykle łatwopalne.
- Od dawna pani robi te figurki?
- Od bardzo dawna. Tylko pokazuję je innym dopiero od paru lat. Siedzę na tym deptaku, a ludzie podchodzą i pytają, z czego one są zrobione, czy można kupić i jak się je robi. Nie lubię tylko, jak dotykają, bo gdy tyle osób weźmie je w ręce, to w końcu ktoś zniszczy. A ja specjalnie je robiłam na dzisiejsze święto. No proszę zobaczyć, że to są winiarki przecież (śmiech).
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?