Spotykamy się w siedzibie straży na gorzowskim Zawarciu. K. Zygmuntowicz jest w mundurze. Gdy słyszy, że będziemy rozmawiać o tym, co stało się przed rokiem, uśmiecha się smutno. - Wtedy, gdy to się stało, też byłam w mundurze - wspomina. Miała też kurtkę. W takim stroju, najpierw w słońcu, potem w duchocie, w poczcie sztandarowym spędziła ponad dwie godziny...
Tylko zasłabnięcie
Akurat L. Kaczyński spotykał się z mieszkańcami w auli Zamiejscowego Wydziału Kultury Fizycznej. Było ciasno, duszno. Zaczynała się runda pytań. Wtedy strażniczka nagle straciła przytomność i osunęła się na ziemię.
Zrobiło się spore zamieszanie. Obecna na sali działaczka PiS i lekarka Elżbieta Płonka ruszyła na pomoc. Prezydent na ten widok momentalnie przerwał spotkanie i ruszył do leżącej na ziemi kobiety. Na zdjęciach widać, że był przejęty, podenerwowany i w tym momencie nie liczyło się dla niego nic innego. Potem, na nagraniu wideo naszego reportera można dostrzec, jak zdenerwowany krąży przy leżącej strażniczce i prosi ludzi, by odsunęli się od omdlałej.
- Nie pamiętam wiele z chwili, gdy zasłabłam. Ale mam w pamięci prezydenta. Pochyla się nade mną, łapie moją dłoń i patrzy z troską w oczach. Mówił, że zostanę przebadana w Warszawie - opowiada 33-letnia dziś gorzowianka.
Po tym zdarzeniu trafiła najpierw do gorzowskiej lecznicy. Ale Lech Kaczyński słowa dotrzymał. - Niedługo potem dostałam telefon z kancelarii. Zaproszono mnie na badania do kliniki MSWiA. Pojechałam tam we wrześniu - mówi strażniczka. Przeszła wszystkie badania, miała do dyspozycji najlepszy sprzęt i lekarzy. Okazało się, że to było tylko zasłabnięcie...
- Prezydenta już nie spotkałam, ale wyznaczył mi opiekuna ze swojej kancelarii. Cały czas byłam z nim w kontakcie - mówi K. Zygmuntowicz.
Przeżyła szok
W sobotę 10 kwietnia... - Przeżyłam szok. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam w telewizji i słyszałam w radiu. Taki dramat, taka tragedia. Do dziś ciężko się mi pogodzić z tym, co się stało. Pan prezydent, Pierwsza Dama, tylu innych wspaniałych ludzi... - mówi ze smutkiem w oczach.
Jeden z pierwszych telefonów wykonała do... swojego ,,opiekuna'' z kancelarii. - Żyje, nie leciał - dodaje z ulgą. Zdradza, że kolegują się od czasu, gdy pomagał jej w Warszawie. Też przeżywa tę tragedię.
Czego nauczyła ją historia sprzed roku i sobotni wypadek prezydenckiego samolotu z najważniejszymi ludźmi kraju na pokładzie? - Tego, że życie jest ulotne, że w jednej chwili jesteśmy, a za moment może nas nie być - mówi smutnym głosem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?