Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lech Kaczyński: Tylko Polska uczciwa i solidarna może się rozwijać

KATARZYNA KACZOROWSKA "Gazeta Wrocławska"
Urodził się w domu, na biurku. 45 minut po starszym Jarku. Poród odbierała matka polskiego poety, który zginął w Powstaniu Warszawskim, Tadeusza Gajcego.

Lech Kaczyński pochodził z domu, w którym wierność polskiej historii i ideałom polskiej inteligencji były najważniejsze. Matka Jadwiga, filolog polski, sanitariuszka Szarych Szeregów na Kielecczyźnie. Ojciec Ryszard powstaniec warszawski. Poznali się po wojnie. Ślub wzięli w 1948 roku. Rok później na świat przyszli bliźniacy Jarosław i Lech.

Lubiany i bezpośredni

Po latach przyznawali, że zdarzały im się drobne bójki, Kaczorami i Kaczkami zostali w szkole, a rozstali się dopiero w liceum. Każdy z braci poszedł do innej klasy. Raczej grzeczni, choć ich matka wspomniała kilka lat temu w wywiadzie dla ,,Vivy": ,,Leszek wyskoczył z pierwszego piętra prosto na wicedyrektorkę. No, prawie prosto. Co zresztą uratowało go od jakiegoś złamania. Wie pani, co powiedział potem? "Tak strasznie mi się nudziło na lekcji, że musiałem stamtąd wyjść, a okno było najbliżej". Na szczęście dyrektor tej szkoły, pedagog z prawdziwego zdarzenia, powiedział: "Niech się pani nie martwi, ta lekcja rzeczywiście była nudna".

Lech, przez rodzinę nazywany Leszkiem, po maturze wybrał prawo. O karierze aktorskiej nie myślał, choć ekranizacja powieści Kornela Makuszyńskiego "O dwóch takich, co ukradli księżyc", w której zagrał w bratem, cieszyła się dużym powodzeniem.

Świeżo upieczony prawnik wyprowadził się z Warszawy do Sopotu - w 1971 roku rozpoczął pracę naukową na Uniwersytecie Gdańskim. Lubiany przez studentów, bezpośredni - tak wspomina go jego była studentka Jolanta Konty, dzisiaj Kwaśniewska.

Ekspert pierwszej Solidarności

Lech Kaczyński, który po wydarzeniach radomskich w 1976 roku związał się z Komitetem Obrony Robotników, stał się jednym z czołowych ekspertów NSZZ Solidarność. W sierpniu 1980 roku był doradcą Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w Stoczni Gdańskiej i współautorem treści porozumień sierpniowych.

13 grudnia 1981 roku zniszczył wiele planów i marzeń. Lech Kaczyński został internowany na prawie rok, ale jak wspominał później, właśnie wtedy zdecydował, że nie porzuci działalności związkowej. Od 1982 roku, po wyjściu z "internatu" był w ścisłym sztabie Lecha Wałęsy zaangażowany między innymi w pomoc więźniom politycznym. Decyzja o uczestnictwie w przygotowaniach i rozmowach Okrągłego Stołu była naturalną konsekwencją tej drogi. Lech Kaczyński później utożsamiany z kontestatorami pokojowej rewolucji, w książce "O dwóch takich… Alfabet braci Kaczyńskich" Piotra Zaremby i Michała Karnowskiego, przyznał: "Tak, godziłem się na Okrągły Stół. (…) Nie należało czekać, ten system miał jeszcze sporo siły, a sytuacja w Rosji była niejasna. Nikt nie miał pewności, co będzie dalej. Należało korzystać z okazji. (…) Ten ustrój należało zlikwidować jak najszybciej."

Po 1989 roku Lech Kaczyński stanął murem za Wałęsą. W 1991 roku o włos przegrał z Marianem Krzaklewskim wybory na przewodniczącego "S" i rozpoczął pracę w Kancelarii Prezydenta RP. Ministrem stanu ds. bezpieczeństwa nadzorującym pracę Biura Bezpieczeństwa Narodowego był zaledwie pół roku - z Kancelarii odszedł po ostrym konflikcie z Wałęsą i szefem jego gabinetu Mieczysławem Wachowskim. To właśnie w tamtych wydarzeniach miała źródło wieloletnia niechęć tych polityków, która wyrażana oględnie mówiąc nieprzychylnymi komentarzami, znalazła swój finał w sądzie.

Dekomunizator i lustrator

Rozstanie z Wałęsą otworzyło nowy rozdział w karierze politycznej przyszłego prezydenta RP. W 1991 roku został posłem do Sejmu z listy nowej Porozumienia Centrum, partii ostro wypowiadającej się za dekomunizacją i lustracją. Ale rok później fotel parlamentarzysty zamienił na fotel prezesa Najwyższej Izby Kontroli. To wtedy zaczęła się ugruntowywać jego opinia państwowca i nieprzejednanego wroga afer i podejrzanych interesów, co najlepiej wyraził bardzo mocny wzrost zaufania publicznego do NIK deklarowanego w badaniach opinii publicznej z 30 do 60 procent.

Odwołano go przed końcem sześcioletniej kadencji, co przeżył jako osobistą klęskę, mówiąc wiele ostrych słów z trybuny sejmowej posłom, którzy go odwołali. Druga klęska przyszła w 1995 roku - zrezygnował przed pierwszą turą ze startu w wyborach na Prezydenta RP i ogłosił, że poprze każdego, kto będzie miał szansę wygrać z Wałęsą. Miał na myśli Hannę Gronkiewicz-Waltz, Jana Olszewskiego i Jacka Kuronia. Wybory wygrał Aleksander Kwaśniewski.

Od ministra do prezydenta

Nowy rozdział polityczny zaczął się dla Lecha Kaczyńskiego w 2000 roku, kiedy Jerzy Buzek, premier rządu AWS, powołał go na stanowisko ministra sprawiedliwości. Zdecydowany, opowiadający się za zaostrzeniem kar, a przede wszystkim za ich nieuchronnością, zyskał olbrzymią popularność (w rankingach plasował się tu za Aleksandrem Kwaśniewskim) i opinię pierwszego szeryfa RP - na długo przed Zbigniewem Ziobrą. Na fali tej popularności powstała nowa partia - Prawo i Sprawiedliwość, która Lecha Kaczyńskiego wystawiła w wyborach na prezydenta Warszawy. Gdy został kandydatem na prezydenta właściwie nie dawano mu szans. Wygrana była ogromnym zaskoczeniem również dla elit PiS.

W pierwszym orędziu noworocznym wygłoszonym do Polaków 31 grudnia 2005 roku prezydent Kaczyński powiedział: "Demokracja i praworządność nie tworzą systemu, który przeciwstawia się sprawiedliwości, w którym chronione jest zło. Z całym zdecydowaniem musimy odrzucić przekonanie, że nic nie da się zrobić, że każde działanie zmierzające do oczyszczenia naszego domu jest niemożliwe. Ten dom, któremu na imię Polska musi stać się czysty. Chcę Was Panie i Panowie zapewnić, że uczynię wszystko by tak się stało. Tylko Polska sprawiedliwa, uczciwa i solidarna może się rozwijać, tylko w takiej Polsce możemy wykorzystać wszystko co własnym wysiłkiem zdobyliśmy, co jest naszym sukcesem, niezaprzeczalnym dorobkiem żyjących pokoleń“.

Już po tragedii w Smoleńsku Elżbieta Jakubiak z Kancelarii Prezydenta, w czasie rozmowy w Muzeum Powstania Warszawskiego, powiedziała otwarcie: - To nasza wina, że nie umieliśmy pokazać, że prezydent to wspaniały, ciepły człowiek. Dowcipny, serdeczny, z każdym z nas po imieniu, interesujący się naszymi rodzinami.

Zginął na kilka miesięcy przed walką o reelekcję. Miał 61 lat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska