Lechia Zielona Góra – Rekord Bielsko-Biała 3:2 (2:1)
- Bramki: Surożyński 2 (30 z karnego, 44), Ostrowski (64) – Wróbel (3), Caputa (84).
- Lechia: Fabisiak – Lechowicz, Silva, Kurowski (od 60 min Ostrowski) – Górski, Zając, Surożyński, Babij (od 81 min Athenstadt), Zientarski (od 81 min Maćkowiak) – Mycan, Łoboda (od 85 min Dzidek).
- Rekord: Szumera – Madzia, Nowak, Mucha (od 78 min Caputa), Wróbel (od 72 min Wróblewski), Kasprzak, Feruga (od 72 min Camara), Nocoń (od 78 min Żołna), Twarkowski, Pańkowski, Wyroba.
- Żółte kartki: Surożyński, Silva, Sawicki (trener) – Madzia, Kasprzak.
Premierowy mecz sezonu zaczął się od zimnego prysznica dla zielonogórskich piłkarzy. Już w trzeciej minucie goście objęli prowadzenie po rzucie rożnym. Do piłki dośrodkowanej w pole karne najwyżej wyskoczył Marcin Wróbel i strzałem głową zapewnił Rekordowi błyskawicznie objęte prowadzenie.
Lechia jakby zaskoczona tym ciosem potrzebowała chwili, by otrząsnąć się z szoku. Mało brakowało, a bielszczanie powiększyliby przewagę w 19 minucie. Wówczas katastrofalny błąd obrony zielonogórzan wykorzystał Bartłomiej Twarkowski, który niespodziewanie znalazł się w sytuacji sam na sam. Szczęście uśmiechnęło się jednak do gospodarzy, gdyż piłkarz Rekordu trafił jedynie w słupek.
Niedługo później piłkarze Andrzeja Sawickiego zdołali wrócić do gry. W 30 minucie w pole karne gości wbiegł szalejący na prawej flance Mykyta Łoboda. Ukrainiec został jednak powalony na murawę przez Mateusza Madzię, przez co sędzia wskazał na jedenasty metr. Z rzutu karnego wyrównał wtedy Mateusz Surożyński.
Nie było to jednak ostatnie słowo Lechii w pierwszej połowie. Tuż przed przerwą na listę strzelców po raz drugi wpisał się Surożyński, który płaskim strzałem z dystansu zdobył niezwykle ważnego gola „do szatni”.
Na początku drugiej odsłony gospodarze pojedynku wyraźnie dominowali na murawie, chcąc pójść za ciosem. Udało się to w 64 minucie, kiedy na 3:1 z niewielkiej odległości strzelił Rafał Ostrowski, który zaledwie chwilę wcześniej pojawił się na boisku. Gol ten powinien przybliżyć Lechię do zwycięstwa, lecz zielonogórzanie z każdą minutą coraz bardziej się cofali, robiąc miejsce dla walecznych rywali. Ci w 84 minucie zdobyli bramkę kontaktową – wówczas zamieszanie w polu karnym Lechii wykorzystał Seweryn Caputa. Taki rozwój sytuacji sprawił, że końcowe minuty były niezwykle nerwowe. „Rekordziści” próbowali pójść za ciosem, lecz nie zdołali wywalczyć nic ponad gola z pozycji spalonej.
– Początek, ta trzecia minuta, stały fragment gry i gol dla Rekordu, to wybiło nas z rytmu kompletnie. Byliśmy zdenerwowani – mówił po końcowym gwizdku trener Andrzej Sawicki. – Trzeba też pamiętać, że dzisiaj była całkowicie nowa linia obrony, sporo zmian w stosunku do ubiegłego sezonu. Rekord w początkowej fazie meczu był lepszy, natomiast od 20 minuty złapaliśmy już swój rytm grania, zagrażaliśmy rywalowi i utrzymywaliśmy się przy piłce. Dzięki temu udało nam się strzelić dwa gole do przerwy, po czym na początku drugiej połowy trafiamy na 3:1. Jedynie taki kamyk do ogródka: przy takim wyniku powinniśmy wykazywać więcej inicjatywy do grania. Nie powinniśmy grać tylko bezpośrednio, bo to kosztuje bardzo dużo sił i napędza przeciwnika. Bramka na 3:2 w końcówce była za łatwo stracona i przez to ostatnie minuty były dramatyczne, bo staliśmy nisko i tylko broniliśmy się. Ale chwała zespołowi, że dowieźliśmy to do końca i wygraliśmy z bardzo mocnym zespołem.
Wybory samorządowe 2024 - II tura
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?