Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz anestezjolog, sprawca nocnego wypadku pod Zieloną Górą, nie pracuje już w sulechowskim szpitalu

Piotr Jędzura 0 68 324 88 80 [email protected]
Rozbite subaru i staranowany peugeot na trasie pod Świdnicą.
Rozbite subaru i staranowany peugeot na trasie pod Świdnicą. fot. Piotr Jędzura
Lekarz anestezjolog, który wczoraj po pijanemu spowodował wypadek pod Zieloną Górą przed dwoma miesiącami został zwolniony z sulechowskiego szpitala.

- Lekarz nie jest już pracownikiem szpitala, został zwolniony dwa miesiące temu - informuje dyrektorka sulechowskiej lecznicy Beata Kucuń. Nie informuje jednak o powodach zwolnienia anestezjologa.

Tragiczna ucieczka

Tomasz T. uciekał wczoraj policji. Nie zatrzymał się do kontroli widząc policyjne sygnały. Pędził w kierunku Świdnicy. Policyjny pościg zakończył się po wypadku, jaki spowodował pijany lekarz. Jego subaru uderzyło w peugeota partnera. - Dwie osoby w ciężkim stanie trafiły do szpitala - informuje rzeczniczka zielonogórskiej policji kom. Małgorzata Stanisławska.

Lekarze walczyli o ich życie. - U jednej z ofiar nastąpiło zatrzymanie oddechu - mówi rzeczniczka zielonogórskiego szpital Adriana Wilczyńska. Druga osoba miał robione badanie tomografem.

Dziś jedna z poszkodowanych osób leży na oddziale intensywnej opieki medycznej. Druga trafiła na oddział chirurgii.

Problemy z pobraniem krwi

Tomasz T. odmówił dmuchnięcia w alkomat. Zgodnie z prawem policjanci zawieźli go do szpitala w Zielonej Górze. Tam miała zostać pobrana mu krew do badań. - Personel jednak odmówił tłumacząc się innymi ważnymi zajęciami w tym czasie - mówi kom. Stanisławska.

Rzeczniczka zielonogórskiego szpitala zapewnia, że nikt z personelu nie odmówił policji pobrania krwi od kierowcy. - Priorytetem jest ratowanie ludzkiego życia, a wtedy właśnie trwała reanimacja ofiar wypadku. Pijany kierowca mógł poczekać - relacjonuje Wilczyńska. Dodaje, że policjanci zostali poinformowani, że muszą czeka do zakończenia reanimacji ofiar wypadku. Rzeczniczka mówi, że w rezultacie policjanci zabrali kierowcę z gabinetu, w trakcie wywiadu lekarskiego.

Czy w takim przypadku jakaś inna osoba, z innego oddziału nie mogła pobrać krwi pijanemu kierowcy? - Nikt z personelu nie może opuścić swojego oddziału, który ma podczas dyżuru pod swoją opieką. Takie rozwiązanie jest niemożliwe - odpowiada Wilczyńska.

Rzeczniczka szpitala informuje, że ordynator oddziału był dziś u dyrektora lecznicy z ustną skargą na zachowanie policjantów. Decyzji w sprawie złożenia skargi u komendanta miejskiego jednak jeszcze nie ma.

Innego zdania jest rzeczniczka zielonogórskiej policji. - Policjanci czekali na to, aż ktoś z personelu pobierze kierowcy krew. Nie doczekali się tego przez prawie dwie godziny - mówi kom. Małgorzata Stanisławska. - Ponieważ policjanci czekali na pobranie krwi prawie dwie godziny i byli ignorowani przez personel o sprawie powiadomili dyżurnego i prokuraturę - dodaje kom. Stanisławska.

Policjanci zabrali kierowcę z oddziału, ponieważ jak udało się nam nieoficjalnie ustalić, wywiad lekarski wyglądał jak "pogawędka".

Funkcjonariusze przewieźli kierowcę do Polikliniki w Zielonej Górze. - Tam również krew nie została mu pobrana. Powodem był brak dostępu do ambulatorium - mówi kom. Stanisławska.
Potwierdza to zastępca dyrektora Polikliniki w Zielonej Górze Romuald Susłowicz. - Nie mieliśmy takiej możliwości wieczorem. To przecież jest zadanie szpitala wojewódzkiego i tam powinna krew zostać pobrana - mówi wicedyrektor.

Minęły trzy godziny

Dyżurny zielonogórskiej policji, który był w kontakcie z prokuratorem, zadecydował o przewiezieniu pijanego lekarza do szpitala w Nowej Soli. Była już godz. 22.30.

- W Nowej Soli została mu pobrana krew do badań - informuje prokurator Kazimierz Rubaszewski, rzecznik zielonogórskiej prokuratury okręgowej. Od wypadku do chwili pobrania krwi minęły jednak ponad trzy godziny.

- Sprawdzimy czy personel twierdząc, że nie mieli możliwości pobrania krwi mówił prawdę - mówi prokurator Rubaszewski

41-latek nie trafił do celi. Zgodnie z decyzją lekarza w Nowej Soli został umieszczony w szpitalu w Zielonej Górze. Leży na chirurgii. - Skarżył się na bóle - mówi prokurator Rubaszewski. Dziś jest na oddziale chirurgii pilnowany przez policję.

Kłopoty anestezjologa

Anestezjolog Tomasz T. nie może zostać zatrzymany, ponieważ jest w szpitalu. Udało się nam ustalić, że nic mu nie jest. Lekarze anonimowo informują, że po wypadku ewentualne urazy mogą dać o sobie znać jednak nawet po kilku dniach.

Lekarz odpowie również za znieważanie policjantów. Obrażał ich, próbował kopnąć funkcjonariusza. Obraźliwe i wulgarnie wyzywał policjantkę. Nie stosował się do poleceń policjantów będąc w szpitalu. Zachowywał się agresywnie i wulgarnie.

W zależności od postawionych zarzutów, lekarzowi grozi kara od 4,5 roku do nawet ośmiu lat więzienia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska