Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekarz bohaterem roku

Grażyna Zwolińska (roch, tod, mich, th}
Paweł Jarmużek jest absolwentem Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie, doktorem nauk medycznych, ordynatorem oddziału neurochirurgii w Szpitalu Wojewódzkim w Zielonej Górze.
Paweł Jarmużek jest absolwentem Pomorskiej Akademii Medycznej w Szczecinie, doktorem nauk medycznych, ordynatorem oddziału neurochirurgii w Szpitalu Wojewódzkim w Zielonej Górze. fot. Bartłomiej Kudowicz
3.433 głosami Czytelników Lubuszaninem 2006 r. został Paweł Jarmużek z Zielonej Góry

Członkami Lubuskiej Loży Liderów zostali: Augustyn Wiernicki z Gorzowa i Zdzisław Karmoliński z Żar - "srebrni" Lubuszanie oraz Wadim Tyszkiewicz z Nowej Soli i Liliana Kurek - "brązowi" Lubuszanie.

WSKOCZYĆ DO TEJ SAMEJ RZEKI

Rozmowa z dr. n. med. Pawłem Jarmużkiem, neurochirurgiem

- Został pan Lubuszaniunem Roku. Gratuluję.
- To wyróżnienie dla całej zielonogórskiej neurochirurgii.

- Zawsze tak się mówi, ale to pan, Paweł Jarmużek, zebrał najwięcej głosów.
- Będę się jednak upierał, że jest to popularność zespołowa. Mam niebywałe szczęście, że udało mi się zebrać zespół ludzi wrażliwych, fachowych i komunikatywnych. Pacjenci to chyba czują.

- Od dziecka chciał pan być neurochirurgiem? Nigdy strażakiem?
- Nie chciałem być ani neurochirurgiem, ani strażakiem. Policjantem czy wojskowym zresztą też nie. Marzyłem, żeby być anestezjologiem.

- To dlaczego pan nim nie jest?

- Przypadek sprawił, że zacząłem pracę w szpitalu w Gorzowie Wlkp., właśnie na neurochirurgii. Potem trafiłem do warszawskiej Kliniki Neurochirurgii Centrum Kształcenia Podyplomowego, gdzie kształciłem się pod okiem prof. Mirosława Ząbka. Przywożono tam bardzo trudne przypadki. To była twarda szkoła, zabiegi z górnej półki.

- Czy po takiej szkole miewa pan jeszcze tremę przed operacją?
- Raczej obawę przed tym, czy się uda. Bo choć wydaje się, że wszystko jest na tyle dobrze przygotowane, że musi się udać, stuprocentowej pewności nigdy nie ma. Mimo najsprawniej zrobionego zabiegu, coś może nie wyjść. Jeśli więc czegoś się boję, to złego losu.

- Pacjent też się boi...
- To prawda. Ryzyko zawsze jest, bo w neurochirurgii jest pewna część trudnych elementów wpływających na końcowy efekt. Neurochirurg i pacjent, trzymając się za ręce, wskakują do tej samej rzeki.

- Pacjent musi więc zaufać. Jak do tego doprowadzić?
- Trzeba umieć nawiązać kontakt. Potrafić przedstawić problem medyczny prostymi słowami. Sprawić, żeby pacjent na oddziale czuł się bezpieczny, rozpoznawalny, miał przekonanie, że wszyscy chcą jego dobra, że wiedzą, co mu jest i jak mu pomóc.

- Niby niewiele, a tak wiele. Są świetni fachowcy, którzy z komunikatywności powinni dostać pałę.
- Nie każdy lekarz ma ten dar. A dla pacjenta to bardzo ważne. On szpital, lekarza, kojarzy z nieszczęściem, z chorobą. Pyta, dlaczego ja? Ma poczucie niesprawiedliwości. Przecież ta choroba to dla niego i jego rodziny życiowa sprawa.

- Gdzie pan nauczył się sztuki rozmawiania z pacjentem?
- Akademie medyczne do tego nie przygotowują. Same piątki na studiach niekoniecznie przekładają się na to, jakim ktoś jest potem lekarzem. Ja mam to szczęście, że mój ojciec jest lekarzem. Do tego psychiatrą, a to wymaga wirtuozerii w kontakcie z chorym. To chyba więc zasługa ojca. Może też trochę cechy charakteru. I tego, czego oczekuje się od zawodu. Ja, zostając lekarzem, nie czułem się rozczarowany. Wiedziałem co to dyżury, wiedziałem, jakie są zarobki.

- Jest coś czego pan nie lubi u pacjentów?
- Tego, że czasem zbyt szybko zapominają. Przyjedzie taki chory do nas na wózku inwalidzkim, postawimy go na nogi, chcemy mieć poczucie sukcesu. A on narzeka, że lekko utyka na lewą nogę. Nie czuje zadowolenia. A naszym sukcesem jest zadowolenie pacjenta.

- Pana zawodowe marzenie?
- Właśnie spełnia się. Jesteśmy uznanym w Polsce ośrodkiem. Ustawiają się do nas kolejki, bo ludzie chcą się u nas operować. To cieszy, ale też wprowadza dyskomfort psychiczny, bo pacjent nie powinien czekać. Operujemy codziennie, popołudniami i nawet w nocy. Jesteśmy na etapie tworzenia Lubuskiego Ośrodka Neurochirurgii i Neurotraumatologii. Marzy mi się, żeby to był ośrodek z prawdziwego zdarzenia.

- Kiedy powstanie?
- Zaczęła się budowa. Chciałbym, żeby przebiegało to szybciej, ale sam szpital tego nie udźwignie. Liczymy na dalszą pomoc samorządu województwa.

- Dziękuję.

SUPERŻEBRAK

Lekarz bohaterem roku
fot. Tomasz Gawałkiewicz

(fot. fot. Tomasz Gawałkiewicz)

Augustyn Wiernicki, właściciel Metalplastu, pomaga najuboższym mieszkańcom Gorzowa i okolic. 15 lat temu założył z przyjaciółmi Górczyńskie Stowarzyszenie Pomocy Bliźniemu im. Brata Krystyna.

- Otworzyliśmy stołówkę na 50 osób, ale na zupę przychodziło dziennie i 200. Otworzyliśmy więc drugą. W Szwecji przyjrzałem się, jak działa Armia Zbawienia. Z tej wizyty urodził się punkt wymiany przedmiotów, których zamożni już nie potrzebują, a biednym się przydadzą - wspomina Wiernicki.

W 1998 r. stowarzyszenie otworzyło Charytatywne Centrum Pomocy Bliźniemu im. Jana Pawła II. Każdego dnia z posiłków, suchego prowiantu korzysta ok. 200 osób. Tylko w ub.r. pomogli 80 tysiącom.

Mają swój ośrodek w Długiem - bazę kolonijną, schronisko dla bezdomnych, azyl dla alkoholików wychodzących z uzależnienia.

- Udało się, bo nie jestem sam. Pomagają mi przyjaciele. Bez nich nie potrafię żyć - mówi "srebrny" Lubuszanin. W stowarzyszeniu nazywają go superżebrakiem. - Bo my w kółko o coś prosimy, oczywiście nie dla siebie - śmieje się Wiernicki.

NIEZWYKŁY APTEKARZ

Lekarz bohaterem roku
fot. Tomasz Gawałkiewicz

Zdzisław Karmoliński to postać niecodzienna. Emerytowany lekarz i społecznik, który cały swój czas poświęca chorym i potrzebującym. Przed przejściem na emeryturę był ordynatorem oddziału chirurgicznego miejskiego szpitala w Żarach.

Kiedy dwie dekady temu zaczęły się przemiany, wielu rodzinom brakowało pieniędzy na leki. Wtedy wrażliwy na ludzką niedolę lekarz założył aptekę charytatywną, do której od 18 lat regularnie sprowadza leki od darczyńców z Niemiec i Holandii. Wartość medykamentów to ok. 1,5 mln zł rocznie.

Również teraz, kiedy zwykłych aptek jest pod dostatkiem, a asortyment leków ogromny, apteka charytatywna wciąż jest oblegana przez mieszkańców miasta i regionu.

Aptece groziła likwidacja, ale "brązowy" Lubuszanin cierpliwie tłumaczył, że jest ona bardzo potrzebna wielu chorym. Dzięki uporowi lekarza i pomocy żarskiego samorządu, apteka przetrwała. Jest podobno jedyną tego typu w województwie, a być może i w kraju.

PREZYDENT Z GŁOWĄ NA KARKU

(fot. fot. Tomasz Gawałkiewicz)

Widać, że Wadim Tyszkiewicz nie poszedł po władzę dlatego, żeby administrować. Ale po to, żeby działać.

- Gospodarka, głupcze - powtarzał nowosolski prezydent za Billem Clintonem. I właśnie w tym kierunku rzucił całą energię swoją i swojej ekipy. Choć przez pewien czas to działanie wyglądało z boku trochę chaotycznie, to jednak prezydent w końcu doszedł do ładu.

I wtedy w mieście zaczęło się dziać: do strefy ekonomicznej zaczęli ściągać poważni światowi inwestorzy, z japońskim gigantem w produkcji telewizorów Funai na czele. Co więcej: ci inwestorzy wychwalali administrację Tyszkiewicza jako wyjątkowo sprawną, przyjazną, skuteczną i szybką.

Po czterech latach kadencji prezydenta Nowa Sól przymierza się do jakościowego skoku - z zaniedbanego miasta, pełnego bezrobotnych i rencistów, do nowoczesnej przemysłowej aglomeracji, która ściąga fachowców z innych miast. To niepodważalny sukces "brązowego" Lubuszanina.

AMAZONKA Z KALENDARZA

(fot. fot. Tomasz Gawałkiewicz)

Nawet po chorobie, i to ciężkiej, można, a nawet trzeba żyć z uniesioną głową. To właśnie robi Lilianna Kurek, szefowa żagańskich amazonek. Nigdy się nie poddawała i do dziś przekazuje tę maksymę koleżankom. Organizuje bale dla amazonek, marsze przez miasto, wspólne spotkania czy badania.

Ale to nie wszystko. Wystąpiła też w wielu programach telewizyjnych, współtworzyła serial dokumentalny, brała udział w pracach nad przeróżnymi folderami i kalendarzami. Wraz z 13 innymi kobietami pojawiła się w kalendarzu amazonek na rok 2005. Wszystkie są po amputacji piersi i dały się sfotografować półnago.

Jak podkreśla, najważniejsze jest, by amazonki nie wstydziły się siebie, nie bały się pokazywać publicznie i normalnie żyć. Oczywiście sama też tak robi. W Żaganiu jest osobą znaną i lubianą, o czym świadczy choćby to, że w listopadzie ub.r. została radną miejską. "Brązowa" Lubuszanka chce uświadomić zdrowym osobom, że o raku piersi trzeba rozmawiać. I że nie wolno się go bać.

WYNIKI PLEBISCYTU
(obok nazwisk laureatów - liczba głosów czytelników)

1. Paweł Jarmużek, Zielona Góra - 3.433
2. Augustyn Wiernicki, Gorzów Wlkp.- 3.146
3. Zdzisław Karmoliński, Żary - 2.804
4. Wadim Tyszkiewicz, Nowa Sól - 1.894
5. Liliana Kurek, Żagań - 1.807

6. Grażyna Kłysz, Kostrzyn nad Odrą - 704
7. Alfred Rősler, Radzyń koło Sławy - 608
8. Waldemar Puchalski, Zielona Góra - 576
9. Bogumila Flieger, Słubice - 513
10. Marceli Tureczek, Wyszanowo koło Międzyrzecza - 496
11. Anna Druzgała, Wędrzyn koło Sulęcina - 482
12. Henryk Rączkowski, Słubice - 288
13. Michał Krechowiec, Krzepielów koło Sławy - 237
14. Zofia Koszela, Świebodzin -218
15. Małgorzata Opara, Krosno Odrzańskie - 85
16. Grzegorz Niewolny, Drezdenko - 52
17. Dariusz Patoleta, Słubice - 39
18. Andrzej Bajko, Strzelce Kraj.- 35

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska