Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lekceważą karetki

Tomasz Rusek
- Jedni kierowcy przeszkadzają nam z niewiedzy, inni ze strachu, a reszta z czystej głupoty - mówi dyrektor gorzowskiego pogotowia Andrzej Szmit.
- Jedni kierowcy przeszkadzają nam z niewiedzy, inni ze strachu, a reszta z czystej głupoty - mówi dyrektor gorzowskiego pogotowia Andrzej Szmit. fot. Paweł Siarkiewicz
Pędząc do chorego, musimy jeszcze walczyć z idiotami za kółkiem - mówi szef gorzowskiego pogotowia Andrzej Szmit.

Szmit nie ma już siły opowiadać o wyczynach niektórych szoferów. - Apelujemy, prosimy i nic z tego nie wynika. Przez ludzi bez wyobraźni dzień w dzień mamy problemy. Jedni zachowują się tak z niewiedzy, inni ze strachu, a reszta z czystej głupoty - mówi dyrektor pogotowia. Jego zdaniem najczęściej takie niebezpieczne numery robią młodzi niedoświadczeni kierowcy.

Plaga ,,na pirata''

Przykłady z ostatnich dni: chłopak przestraszony wyjącą syreną staje autem na środku jezdni i blokuje drogę, karetka długo czeka na rondzie ul. Górczyńskiej przy hipermarkecie Tesco, bo nikt nie chce jej przepuścić. To samo na rondzie Santockim. Bywa też tak, że osobówki próbują ścigać się z erkami! - A nawet wyprzedzają nas, gdy jedziemy na sygnale. To kompletni idioci, którzy narażają życie wielu osób. A nam utrudniają robotę, bo choć mamy pierwszeństwo, to przecież musimy się trzymać przepisów drogowych - mówił ,,GL'' Jerzy Antczak, którzy od wielu lat prowadzi karetkę gorzowskiego pogotowia.

Takie same kłopoty są w całym województwie. Ratownik Remigiusz Napierała z Kostrzyna opowiada, że u niego w mieście plagą jest jazda ,,na pirata''. - Uczepi się taki naszego ogona i gna za nami, bo ma wolny pas. Nie myśli, że jak gwałtownie zahamujemy, to uderzy nam w tył - tłumaczy. W Zielonej Górze narzekają na to samo.

I choć nie ma udokumentowanego dowodu na to, że takie problemy naraziły czyjeś życie, to przecież często o życiu pacjentów decydują chwile. - A przez podobne numery tracimy cenne sekundy - tłumaczy dyrektor Szmit.

Boją się kolosa

Trochę lepiej ma straż pożarna, ale dzięki... swoim pojazdom. - Są kierowcy, którzy udają głuchych i nie słyszą naszej syreny. Jednak prędzej czy później zjeżdżają, bo boją się naszych samochodów. Mamy spore auta, więc łatwiej nam o poważanie na drodze - mówi Grzegorz Rojek, dowódca jednostki ratowniczo - gaśniczej nr 1 z Gorzowa. I faktycznie: gdy w czwartek przed 13.00 wóz strażacki na sygnale pędził przez centrum, samochody zmykały na pobocze w tempie ekspresowym. - Ale nie zawsze tak jest - zastrzega Rojek.

Nawet policjanci mają czasem podobne problemy, choć za nieustąpienie pierwszeństwa mundurowy od ręki może wlepić nawet 500 zł kary. Plagą są młodzi kierowcy słuchający muzyki na cały regulator. - Tacy słyszą nas w ostatniej chwili i wtedy wariują. Chcą jak najszybciej uciec z jezdni, przez co czasami zwyczajnie nas blokują - opowiada Dariusz Wróblewski z gorzowskiej drogówki.

Historia pod rozwagę

Na wariatów za kółkiem nie ma sposobu, bo ratownicy nie mają czasu spisywać ich numerów i podawać policji. Jadą przecież do pożaru, do chorego czy do wypadku...

Napierała mówi, że w Warszawie swego czasu młody chłopak zajeżdżał drogę erce, która przez to spóźniła się do chorej i kobieta zmarła. Po wszystkim okazało się, że była to matka tego młodego kierowcy. - Tę historię powinien usłyszeć każdy, kto nie reaguje na syrenę - dodaje ratownik z Kostrzyna

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska