Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lesław Ćmikiewicz: - Zainwestujmy w nasze dzieci

Robert Gorbat 95 722 69 37 [email protected]
LESŁAW ĆMIKIEWICZMa 63 lata, pochodzi z Wrocławia. Kolejne kluby: Lotnik i Śląsk Wrocław, Legia Warszawa, New York Arrow oraz Chicago Horizon. W reprezentacji 57 meczów i jedna bramka. Złoty medalista olimpijski z Monachium, srebrny z Montrealu, zdobywca trzeciego miejsca w MŚ w 1974 r. Jako trener prowadził między innymi polską drużynę narodową w trzech eliminacyjnych meczach przed finałami MŚ w 1994 r. Prezes stowarzyszenia Orły Kazimierza Górskiego.
LESŁAW ĆMIKIEWICZMa 63 lata, pochodzi z Wrocławia. Kolejne kluby: Lotnik i Śląsk Wrocław, Legia Warszawa, New York Arrow oraz Chicago Horizon. W reprezentacji 57 meczów i jedna bramka. Złoty medalista olimpijski z Monachium, srebrny z Montrealu, zdobywca trzeciego miejsca w MŚ w 1974 r. Jako trener prowadził między innymi polską drużynę narodową w trzech eliminacyjnych meczach przed finałami MŚ w 1994 r. Prezes stowarzyszenia Orły Kazimierza Górskiego. fot. Kazimierz Ligocki
- Już w 1996 roku zaproponowałem, by nasi zawodowi piłkarze przepracowali w szkołach przynajmniej jedną godzinę miesięcznie. I co? I nic! Nikt się tym nie przejął - mówi Lesław Ćmikiewicz, były 57-krotny reprezentant Polski.

- Furorę robi ostatnio anegdota o Ronaldinho. Sam gra przeciwko reprezentacji Polski i tylko remisuje z nią 1:1, bo otrzymuje czerwoną kartkę. Doczekamy się kiedyś odwrotnych kawałów?
- Może kiedyś tak będzie, ale ja tych czasów z pewnością nie dożyję.

- Dlaczego?
- Bo na razie nie widać w polskim futbolu piłkarzy, którzy mogliby dorównać sportową klasą Ronaldinho i jego kolegom.

- Czy Polska jest za małym krajem, by wychować grupę dobrych, nawet wybitnych futbolistów?
- Jako naród mamy spore możliwości, ale w piłce nożnej wciąż nie dorobiliśmy się właściwego systemu szkolenia. W pierwszej kolejności powinniśmy zainwestować w dzieci. Właśnie w dzieci, a nie w młodzież. Należy sięgnąć do roczników, które dopiero zaczynają naukę w szkole podstawowej. Znam kraje, które systematyczne zajęcia proponują już przedszkolakom. Sądzę, że w naszych warunkach moglibyśmy spokojnie pracować z sześcio, nawet pięciolatkami.

- Mamy wystarczającą liczbę trenerów i instruktorów, którzy mogliby się zająć tak liczną grupą dzieciaków?
- A od czego są zawodowi piłkarze?! Przypominam sobie wywiad z Peterem Schmeichelem, byłym bramkarzem reprezentacji Danii. Kiedy go zapytano, w jaki sposób tak mały kraj zdobył mistrzostwo Europy, odpowiedział: ,,Naszym obowiązkiem są systematyczne wizyty w przedszkolach i szkołach. To głównie od nas zależy, ilu chłopców zainteresuje się tą dyscypliną''. Co stoi na przeszkodzie, by podobną filozofię prezentowali polscy profesjonaliści?!

- Zgodzą się na systematyczne wizyty w szkołach i przedszkolach? Na dodatek za darmo?!
- Powinno się to znaleźć w zakresie ich obowiązków! Ludzie, którzy zawierają z nimi umowy muszą rozumieć, że świat się zmienia. Dzieci mają dziś mnóstwo propozycji. Zewsząd otaczają je komputery, internet, gry i niemal codzienne telewizyjne transmisje z najlepszych europejskich lig. Jeśli nie będzie ciągłego dopływu talentów, to futbol podupadnie. Już w 1996 roku zaproponowałem, by każdy gracz z polskiej ekstraklasy przepracował w szkołach przynajmniej jedną godzinę miesięcznie. I co? I nic! Nikt się tym nie przejął. Największy koszykarz świata Michael Jordan miał taki zapis w kontrakcie. A nasi piłkarze wciąż nie poczuwają się do żadnych obowiązków...

- Jak pan sobie wyobraża pracę z pięciolatkami?
- O to proszę się nie martwić. Już dawno zostały opracowane zasady tak zwanej etapizacji szkolenia. Na początku jest zabawa, by przekonać do futbolu dzieci i ich rodziców. Potem przychodzi czas na coraz poważniejszą pracę i szkolenie. W moich czasach dodatkową motywacją było otrzymywanie w klubie darmowego sprzętu i możliwość sportowych wyjazdów. Dziś ludzi stać na takie atrakcje we własnym zakresie. Ale satysfakcja z dobrego wyniku pozostaje taka sama.

- Czy współczesny system finansowania piłki nożnej sprzyja rozwojowi tej dyscypliny?
- Teraz sprawa jest prosta: sponsor płaci duże pieniądze i żąda wyniku. Jak go nie ma, wycofuje się z finansowania drużyny. To zdecydowanie zdrowszy układ niż ten, który pamiętam ze swoich zawodniczych czasów. Wtedy musieliśmy zasłużyć na paszport, przydział na mieszkanie i samochód. Za trzecie miejsce reprezentacji na mistrzostwach świata w 1974 roku zarobiliśmy milion 250 tysięcy dolarów. Ale my, piłkarze, dostaliśmy do podziału... tylko 50 tysięcy. Najwyżej oceniony Kazio Deyna zarobił dwa tysiące dolarów. Obecnie taka sytuacja jest nie do pomyślenia. I chwała za to Bogu...

- Zaryzykuje pan stwierdzenie, że brak właściwego systemu szkolenia dzieci jest przyczyną nieobecności reprezentacji Polski w ostatnich finałach mistrzostw świata i słabiutkich wyników naszych klubowych drużyn w europejskich pucharach?
- W pewnym sensie na pewno tak. Bo piłkarza nie wychowuje się dopiero od wieku juniora. Trzeba to robić wiele lat wcześniej. A jeśli najmłodsze dzieci w ogóle nie są szkolone lub pracują z nimi źle przygotowani ludzie, wówczas negatywne skutki się nawarstwiają. Później dochodzą jeszcze kwestie samodyscypliny, sportowej motywacji i mentalności środowiska, w którym żyje młody człowiek.

- Rozmawiamy przy okazji Dobiegniew Cup. Czy ten turniej służy rozwojowi naszego futbolu?
- Zdecydowanie tak! Wielkie talenty objawiają się właśnie w takich masowych imprezach, grupujących jednorazowo na boiskach ponad półtora tysiąca chłopaków. Podobny wymiar mają zawody imienia Marka Wielgusa, Leszka Jezierskiego czy ,,Z podwórka na stadion''. A jeśli nasze dzieci mogą dodatkowo rywalizować z zagranicznymi drużynami, to pozytywny ślad zostaje w ich psychice praktycznie na całe życie.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska