Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Likwidują przydrożne reklamy. Czy to zabije biznesy?

msz
Likwidują przydrożne reklamy. Czy to zabije biznesy?Na bramie swojej agroturystyki, w ramach protestu, Miodowski wywiesił wielki napis, że agroturystyka nieczynna. - Przepisy zabiły mój interes - skarży się.
Likwidują przydrożne reklamy. Czy to zabije biznesy?Na bramie swojej agroturystyki, w ramach protestu, Miodowski wywiesił wielki napis, że agroturystyka nieczynna. - Przepisy zabiły mój interes - skarży się. msz
- Przepisy zabiły mój interes - skarży się Władysław Miodowski z Osiecznicy, który musiał usunąć przydrożną reklamę.

Dziesiątki już znikły, a znikną pewnie jeszcze setki reklam, zamieszczonych przy drogach krajowych naszego województwa, choćby przy tej ze Słubic do Zielonej Góry. Chodzi o reklamy postawione bez pozwolenia Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, nie tylko te w pasie drogowym, ale również na prywatnych posesjach, ustawione w promieniu 10 metrów od krawędzi jezdni. - Nakaz o usunięciu reklam wydaliśmy, bo zmuszają nas do tego przepisy - zauważa Anna Jakubowska, rzeczniczka zielonogórskiego oddziału GDDKiA. - Nie może być tak, że ludzie stawiają reklamy, choć nie mogą. Na wolną amerykankę nie możemy pozwolić. Te reklamy bardzo często stwarzają niebezpieczeństwo. Kierowca powinien zwracać uwagę na to, co dzieje się na jezdni. Reklamy rozpraszają, odciągają uwagę kierowców - wyjaśnia Jakubowska.

Przepisy są twarde, często bezlitosne. Nic to, że niektóre z reklam stały przy drodze od lat. Na przykład w Osiecznicy, w miejscu, gdzie od trzech lat Władysław Miodowski reklamował swoją agroturystykę, bilbordy różnego rodzaju wisiały od przeszło dekady. To właśnie W. Miodowski podniósł larum z tytułu zakazu. Na bramie swojej agroturystyki, w ramach protestu, wywiesił wielki napis, że agroturystyka nieczynna. - Przepisy zabiły mój interes - skarży się pan Miodowski. Ten sam interes, za który kilka miesięcy wcześniej Miodowski dostał wyróżnienie od samej marszałek województwa. Agroturystyka w Osiecznicy została okrzyknięta najpiękniejszą w Lubuskiem.

Zdaniem Miodowskiego było tak: - Jechał na przykład Niemiec, albo Holender. Zatrzymywali się przed moją reklamą. Dzwonili, czy mam wolny pokój. Ja mówiłem, że mam. I interes się kręcił. Odkąd reklama zniknęła, telefon nie dzwoni. A ja poszedłem z torbami. To cios w stronę prywatnych przedsiębiorców! - gniew Miodowskiego sięga zenitu, zwłaszcza że przepisy są bardzo nieścisłe i w gruncie rzeczy rozchodzi się nie tyle o samą reklamę, co o dwa słupki wkopane w ziemię, na których reklamę umocowano.

A. Jakubowska z GDDKiA potwierdza, że jeśli na przykład ktoś zlikwiduje słupki i reklamę zawiesi, dajmy na to, na starej przyczepie, to taka przyczepa będzie mogła sobie stać i nikt właściciela bilbordu raczej nie ukarze. - Ciężko byłoby komuś takiemu cokolwiek zarzucić i udowodnić, ale odradzam takich działań - nadmienia A. Jakubowska. Wniosek? Miodowski, jak ten Drzymała z wozem, może postawić na przykład przyczepę, może przestawiać ją od czasu do czasu, reklamować swoją agroturystykę i nikt mu nic nie zrobi. Miodowski, człowiek zacięty, na łatwiznę jednak nie pójdzie. Chce walczyć z przepisami, podkreśla, że głupimi. Napisał już list do kancelarii premiera. Do Osiecznicy chce nawet ściągnąć ogólnopolską telewizję. - Bo mój znak nie stwarzał żadnego niebezpieczeństwa - zaznacza Miodowski. - Dlaczego drogówka nie zajmie się źle zbudowaną wysepka, przy której było już kilka wypadków śmiertelnych? - pyta.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska