Jechał autobusem linii 54. Odwoził na dworzec PKP swoją dziewczynę, która mieszka we Wrocławiu.
Wsiadł na przystanku przy ul. Kazimierza Wielkiego. Miał przy sobie papierowe bilety. Skasował jeden bilet w kasowniku. Drugiego już nie mógł, bo w urządzeniu zgasło światełko i przestało działać.
Postraszyła na odchodne
Poszedł więc do drugiego kasownika i włożył do niego następny bilet. Spokojnie usiadł. Po jakimś czasie do autobusu weszły kontrolerki i zaczęły sprawdzać bilety wszystkim pasażerom. Także panu Patrykowi.
- Proszę sobie wyobrazić, że na obu naszych biletach była data następnego dnia, druga w nocy - opowiada. - Kontrolerka się zdziwiła, ale sprawdziła i okazało się, że urządzenia właśnie taką datę pokazują.
To jednak jeszcze nie koniec jego przygody. - Druga pani podeszła i chciała wręczyć mi mandat - mówi oburzony. - Twierdziła, że gdy ją zobaczyłem, to wstałem i chciałem wyjść. Kiedy ja cały czas siedziałem!
Doszło do kłótni. Działacz związkowy dzwonił nawet z telefonu komórkowego do redakcji "GL". - W końcu kontrolerka kazała mi się uspokoić. Powiedziała, że żartowała i że jestem porywczy.
- Ponieważ obie panie nie miały identyfikatorów w widocznym miejscu, to zażądałem, żeby mi je pokazały - opowiada. - Miały je schowane pod kurtką. Numer tej, która chciała mnie ukarać to 4331. Na odchodne powiedziała mi, że następnym razem dostanę mandat.
Nerwy rewolucjonisty
P. Kosela nie mógł uwierzyć w to, że ktoś może tak ludzi traktować. I na dodatek jego, który od młodych lat walczy o prawa klasy robotniczej, czyli właśnie takich kontrolerek.
Jest działaczem Wolnego Związku Zawodowego "Sierpień 80", który broni m.in. praw pracowniczych, bierze udział w manifestacjach i strajkach. Publikuje na łamach lewicowych pism, m.in. internetowego Internacjonalisty. Jak człowiek pracy może z innym człowiekiem pracy tak podle się obejść?
- Zdenerwowałem się także dlatego, że sytuacja rozegrała się na cały autobus. Zostałem poniżony, czułem się jak złodziej - mówi. - Sam na co dzień pomagam ludziom, a spotkała mnie taka rzecz. Jeszcze dziś napiszę pismo do prezesa i zażądam przeprosin - zapowiedział.
- Jeśli się do nas zgłosi, to zajmiemy się jego sprawą. Akurat po to tu jestem i mogę sprawdzić jak to było, bo nasze systemy wszystko rejestrują- mówi prezes spółki Komunikacja Miejska Robert Grodecki.
- Kontrolerzy pracują w firmie zewnętrznej, mamy z nią umowę. Wiem, że jest problem z doborem pracowników w tej firmie. Efekt jest taki, że w naszym mieście ci ludzie nie cieszą się szacunkiem społecznym. Jednak trzeba zrozumieć, że wykonują ciężką pracę. Szacujemy, że około 25 proc. pasażerów naszej komunikacji nie kasuje biletów. Z tego tytułu mamy ogromne straty.
Spiskowa teoria dziejów?
Traf chce, że P. Kosela prowadzi w internecie blog, w którym wiele osób i spraw krytykuje.
Ostatnio skrytykował kilkakrotnie właśnie prezesa Komunikacji Miejskiej Roberta Grodeckiego. Krytykował tam m.in. wycofanie z użytku papierowych biletów, a samego Grodeckiego nazwał PiSowskim spadochroniarzem z Lubina.
- Jestem daleki od spiskowej teorii dziejów, ale... może coś w tym jest - skomentował. Całe zdarzenie opisał już na swoim blogu www.rewolucjonista87.blog.interia.pl.
Oto cytat jego z komentarza: "Chcecie walczyć PO-PiSiołki z ratusza? Proszę bardzo. Ze mną się jednak k... nie zadziera." Tyle, że bez kropek.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?