Pierwsze w tym roku spotkanie wojewody lubuskiego z przedstawicielami środowisk rolniczych odbyło się w ubiegły piątek. - Rolnictwo jest jednym z ważniejszych elementów naszego rozwoju. Chcę usłyszeć oczekiwania lubuskich organizacji rolniczych co do współpracy z wojewodą - mówił przed spotkaniem wojewoda Władysław Dajczak. Dodał, że dobrze, gdyby o problemach rolnictwa mogli rozmawiać eksperci w specjalnych zespołach.
I właśnie to zaproponowali podczas spotkania prezes Lubuskiej Izby Rolniczej Stanisław Myśliwiec oraz przewodniczący Lubuskiego Forum Rolniczego Władysław Piasecki. Prezes Myśliwiec przypomniał, że w 2015 r. został powołany zespół ds. monitorowania bieżącej sytuacji w rolnictwie województwa lubuskiego i zaproponował powrót do tego pomysłu. Członkowie zespołu będą spotykać się z wojewodą raz w miesiącu, a raz na kwartał w szerszym forum, z przedstawicielami wszystkich związków i organizacji rolniczych.
Podczas spotkania rolnicy przedstawili też wojewodzie najważniejsze problemy lubuskiego rolnictwa. - W dwóch powiatach: międzyrzeckim i kożuchowskim w dalszym ciągu sprawy klęski suszowej, która nawiedziła nasze województwo w 2015 r. nie zostały rozwiązane. Straty w gospodarstwach są bardzo wysokie ,wynoszą od 30 do 50 proc. Notowania, które ostatnio mieliśmy, pokazują, że rolnictwo w Lubuskiem zubożało o 20 czy nawet 30 proc. dochodu. To jest bardzo poważny problem - mówi Stanisław Myśliwiec, prezes Lubuskiej Izby Rolniczej.
Dodaje, że brakuje przepisów, które uporządkowałyby powoływanie i prace komisji szacujących straty po klęskach. - Komisję powołuje wojewoda, ale nie wiadomo, kto potem odpowiada za jej pracę. Ten brak przepisów powoduje bałagan w pracach komisji, a przez to mamy do czynienia z takimi sytuacjami, jak w jednym z powiatów, gdzie po klęsce komisja nie zebrała się przez miesiąc. A w tych przypadkach trzeba działać od razu - mówi prezes Myśliwiec.
Zespół zajmujący się rolnictwem będzie spotykał się z wojewodą raz w miesiącu
Właściciele gospodarstw hodowlanych borykają się też z niskimi cenami za trzodę.
- Hodowla trzody jest dziś w stanie opłakanym, ceny skupu są rzędu 2,90 do 3 zł. I nie wynika to wcale z konkurencyjności, ale z cyklu produkcji w systemie nakładczym - mówi prezes.
Na czym to polega? Zagraniczne spółki przywożą do polskiego hodowcy prosięta i paszę. On daje im polski numer, odchowuje je, potem sprzedaje. Traci na tym gospodarka (to już nie polska produkcja ani pasza), traci też hodowca (nie jest już producentem, a jedynie pracownikiem spółki zagranicznej).
Rolnicy zwrócili też uwagę na inny problem: uważają, że unijne pieniądze w ramach Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich powinny być przyznawane w inny sposób, niż dotychczas. - Narzuca się nam sposób wydawania pieniędzy, a to my powinniśmy decydować o tym, na jakie cele przeznaczać dotacje, bo to my znamy najlepiej specyfikę naszego regionu - mówi prezes LIR. Przykład? W ubiegłym roku z PROW dostaliśmy pieniądze dla młodych rolników, które wystarczyłyby na realizację 700 wniosków. A wniosków złożono tylko 20.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?