Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubuskie derby: Miało być tak pięknie

Redakcja
fot. Kazimierz Ligocki
Zdecydowanym faworytem niedzielnych derbów była Caelum Stal. Życie zweryfikowało jednak marzenia fanów o pierwszym od siedmiu lat zwycięstwie nad zielonogórzanami.

Przed sezonem balon z napisem "derby" pompowany był w obu obozach do niebotycznych rozmiarów, a emocje udzieliły się nie tylko fanom. - Dwa razy "wpieprz" tym z południa i oczko wyżej - przedstawił zawodnikom plan działania prezes Caelum Stali Władysław Komarnicki. Z "ambitnych" zamiarów wyszły nici, bo beniaminek z Gorzowa w obu meczach nawet nie postraszył sąsiada zza miedzy. Mało tego, teraz "Staleczka" musi uważać, by oczko wyżej nie byli odwieczni rywale.

Wycisk od południa
Bilety na derby rozeszły się jak świeże bułeczki. W Gorzowie już w czwartek kupno wejściówki było niemożliwe. W Zielonej Górze dystrybucja szła nieco gorzej, ale ostatecznie przy Śląskiej zameldowało się około tysiąca fanów gości, którzy marzyli raczej wyłącznie o obronie bonusa.

Przed meczem kibice żółto-niebieskich nie dopuszczali myśli o porażce. Tymczasem już od pierwszych biegów czekał ich zimny prysznic. Scenariusz wszystkich wyścigów, z jednym wyjątkiem, był taki sam: już w pierwszym łuku duet Falubazu mknął po podwójną wygraną. Straty częściowo były odrabiane na dystansie, ale i tak cały czas zielonogórzanie trzymali rękę na pulsie. Z każdym wyścigiem nadzieja gorzowian na wygraną coraz bardziej gasła, a pod koniec czekali już tylko na decydujący cios. Ten długo nie nadchodził, ale w końcu kropkę nad "i" postawili w XIV biegu krajowi liderzy gości Grzegorz Walasek i Piotr Protasiewicz.

Smutek gospodarzy

Nic dziwnego, że po meczu miejscowi byli mocno przygnębieni. - Jak się robi tor pod jednego zawodnika, to taki jest efekt - mówili zdenerwowani kibice. Przyczynę beznadziejnych startów nie potrafili znaleźć sami zawodnicy. - Może niech powie Tomek, on jest kapitanem - unikał odpowiedzi Matej Ferjan.

Wywołany do tablicy Tomasz Gollob też był mało rozmowny. - To dla mnie niezręczna sytuacja, żebym oceniał kolegów - przyznał otwarcie. - Każdy z nich ma swój styl. Może źle wybrali miejsce startowe, może źle dopasowali motocykle do nawierzchni. Cóż, gościom najwyraźniej pomogły poprzednie występy na naszym torze.

"Rafi" adwokatem Stali

Podobnie, jak w pierwszym meczu znów bohaterem zielonogórzan był Rafał Dobrucki. - Cieszę się, że po sromotnym laniu z Toruniem potrafiliśmy się zebrać i wygraliśmy z mocnym przeciwnikiem. Nie popadajmy jednak w hurraoptymizm, bo przed nami jeszcze kilka równie trudnych spotkań.

Po chwili "Rafi" bronił stalowców: - Czuję się tak, jakbym siedział na konferencji u nas, bo znów słyszę pytania "dlaczego przegrywaliście starty", "dlaczego był taki tor". Spokojnie, taki jest urok sportu, raz się wygrywa, a raz przegrywa. Każdy chce jak najlepiej i musicie zrozumieć, że nie zawsze wychodzi.

Radości nie krył za to "sponiewierany" w ostatnim czasie przez zielonogórskich kibiców trener ZKŻ-u Kronopolu Aleksander Janas: - Zwycięzców się nie sądzi, więc na pochwałę zasłużyła cała drużyna. Potrzebowaliśmy takiego sukcesu i wierzę, że będzie tylko lepiej.

Ochrona na piątkę

Markotną minę miał za to jego kolega po fachu Stanisław Chomski. - Trudno wygrać, jeżeli zawodnicy, na których tak bardzo liczymy, zawodzą - mówił trener Caelum Stali, który jednocześnie zaprzeczył, jakoby tor był inny niż ostatnio. - Nawierzchnia była taka jak zwykle. Ma tylko tę specyfikę, że na meczu nigdy nie będzie taka jak na treningu.

Przy okazji warto podkreślić świetną pracę służb zabezpieczających niedzielny mecz. Ochrona na koronie stadionu nie dopuściła do żadnych incydentów, a po meczu policja bez problemu "przegoniła" do domów grupę kibiców, która pod stadionem długo czekała na fanów gości. Powtórki sprzed dwóch lat, gdy doszło do regularnej bitwy, tym razem nie było. Brawo!

Paweł Tracz
0 95 722 69 37
[email protected]

TRZY PYTANIA DO STANISŁAWA CHOMSKIEGO, TRENERA CAELUM STALI

(fot. fot. Kazimierz Ligocki)

1. Jak ocenia pan sytuację z XI biegu, gdy Ricky Kling idealnie wstrzelił się w taśmę, a sędzia nie przerwał biegu?- Nie będę krytykował sędziego, bo nie jestem do tego upoważniony. Powiem tak. Na całym świecie w podobnych sytuacjach, choćby w Grand Prix, arbitrzy nakazują powtórkę wyścigu.

2. Czy właśnie o tę decyzję miał pan największy żal do arbitra?- Nie tylko. Mam wątpliwości czy rzeczywiście w XIII gonitwie Fredrik Lindgren przyjechał na "kresce" przed Rune Holtą. To był bardzo ważny moment meczu. Gdybyśmy doszli zielonogórzan na dwa punkty, zespół by odżył. Wprawdzie nie bardzo byłoby kogo wstawić do pierwszego nominowanego biegu, ale co by było gdyby, to już tylko gdybanie.

3. Dlaczego w trakcie rozmowy z arbitrem użył pan niecenzuralnego słowa na "k"?- Gdy rozmawia ze sobą dwóch mężczyzn i górę biorą emocje, czasami takie rzeczy się zdarzają. Nam od początku się nie układało, doszła kontrowersyjna sytuacja, gdy Andrzej Terlecki popełnił błąd, do którego zresztą potem się przyznał i stało się. Gdy ochłonąłem, wszystko sobie wyjaśniliśmy. Mogę jedynie przeprosić osoby, które czują się urażone takim moim zachowaniem.

- Dziękuję.
Paweł Tracz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska