Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Lubuskie Mazury, czyli tam, gdzie raki wracają i diabeł budował półwyspy

Zbigniew Borek, (oprac. Michał Korn)
Szukacie miejsc, które można mieć tylko dla siebie? Wsiądźcie zatem do kajaka lub łódki i ruszajcie na Lubuskie Mazury. Zanim jednak chwycisz za wiosła dwa razy zastanowisz się, dlaczego tu tak pusto? Ale dla tych, którzy wybrali się na Lubuskie Mazury, to raczej atut.

Dlaczego tu tak pusto? Ale dla tych, którzy wybrali się na Lubuskie Mazury, to raczej atut. Tak sobie cichcem myślę, a głośno gadam z Ryszardem Migaczem (spotkałem go przypadkiem, ale jesteśmy na ty, z dawnych czasów). On z żoną na żaglówce (dziewięciometrowy Albatros własnej roboty), ja z synem w kajaku dyndamy na wodzie uczepieni do Albatrosa linką. Lekki wiaterek uszy omiata, słoneczko, błoga cisza, a poza nami żywego ucha.

I tak to jest na Lubuskich Mazurach! Od prawdziwych różnią się rozmiarami, tu się jednym halsem parę godzin nijak nie popłynie. Lubuskie nie przypominają tych prawdziwych Mazur też tłumem. Znaczy się: tam jest, tu nie. To znaczy tu też jest, ale malutki i trochę... inaczej. By to wyklarować, cofniemy się do początku wycieczki (Ryszarda z Anną spotkaliśmy w połowie).

RAKI LEPSZE NIŻ SANEPID
Siedzimy na pomoście ośrodka Kadet - OK w Długiem koło Strzelec Kraj. Jest niedziela, przed sezonem, tłumu wielkiego więc nie ma. Jak lato przyjdzie (gdy to czytacie, już jest), raczej szans na samotność tu nie ma (chyba że pogoda badziewna). Powody jak na dłoni: duża plaża, ładny piasek, świetna woda. - Raki już w tym sezonie widzieliśmy - mówi Bartek Jaz, syn właściciela.

Bartek jest twarzą ośrodka. To twarz instruktora sportów wodnych, ratownika, menedżera, człowieka orkiestry. Bartek siedzi tu na okrągło i jak mówi, że widział raki, to raki są. Z młodych lat (było się kiedyś młodym jak Bartek) pamiętam, że raki to tu nie był żaden hit. Wieczorami się z chłopakami łapało i gotowało na kolację, czasem i do śniadania stykało. Potem z wodą jeziora Lipie bywało gorzej. Dziś znów jest OK, bo gmina zapanowała nad ściekami, a rolnicy nad nawozami. I rak o tym lepiej świadczy niż sanepid.

Tłum z tej wody korzysta ile wlezie. Ale - i to ważna uwaga dla ludzi z większym zacięciem do wypoczynku - korzysta niemal wyłącznie w Długiem.

Ludziska leżą na plaży jak morsy, od czasu do czasu podnoszą torsy, żeby pójść na drugą stronę ulicy. Pod ruchliwą jezdnią jest tunel, nie ma strachu, żeby dzieciaki śmigały same na lody, frytki, kurczaka czy innego burgera (jak ktoś celuje wyżej, musi uderzyć do hotelu Wodnik, jakieś 200 m od plaży). Morsy od czasu do czasu idą też się schłodzić. Preferują płytkie wody przybrzeżne, gdzie pieści ich ciekawski wzrok płci przeciwnej i służbowy ratowników. 100 m i więcej od brzegu, wpław już mało kto się wypuszcza. Pływają kajaki, rowery, żaglówki, deski, ale tłoku nie ma. Czasem ktoś uderzy na Wyspę Miłości (to ta po prawej). - Albo dalej, na Wyspę Daj Mi! - śmieje się pan Wojciech, słysząc, o czym z Bartkiem rozmawiamy. Czym różni się jedna od drugiej? Na tej drugiej jest więcej krzaków... Wracajmy jednak do brzegu: im dalej od niego, tym ruch jest mniejszy, a przy końcu jeziora zanika. A dalej, na szlaku, jest niemal pustkowie!

WINNICZEK NA ŚNIADANIE
W Polsce ślimak winniczek podlega ochronie częściowej. Można go zbierać jedynie w okresie od 1 do 31 maja i tylko osobniki o średnicy muszli ponad 30 mm. Aby zbierać winniczki do celów handlowych należy mieć zezwolenie wojewody. Bowiem winniczki stanowią ważny element kulinarny. Spożywane były już w starożytnym Rzymie, gdzie uważano je za... afrodyzjaki.

Lubuskie Mazury, czyli tam, gdzie raki wracają i diabeł budował półwyspy


W Polsce były hodowane już w XII wieku. Rozkwit spożycia winniczka w Polsce przypada na czasy królów i wielkich uczt na dworach magnackich – XVII – XVIII wiek. Bardzo chętnie winniczki były hodowane przy klasztorach, ponieważ można je było jeść w czasie postu...

Cisza, śpiew ptaków, wokół lasy... Ty i kajak, łódka, żaglówka, rower wodny, czy motorówka (ale tylko dla uprawnionych, bo jeziora objęte są strefą ciszy).

- Przyjeżdżają do nas ekipy ze Śląska, Pomorza i Wielkopolski, znad morza i z gór, całą Polskę można tu spotkać. Jedni uczą się pływać, inni żeglować czy pływać na desce. Mamy obozy ratownicze, wędkarskie, militarne, uczymy nurkować we współpracy ze szkołą Piotra Ragini na drugim końcu plaży. I nie zdarzyło się, by ktoś wyjechał z Długiego niezadowolony - Bartek Jaz przekrzykuje silnik motorówki. Lipie to strefa niszy, pływać mogą tylko funkcyjne. W jednej spotykamy policjantów na patrolu. - Czasem trzeba kogoś zawrócić do brzegu, bo nie ma kapoku, czasem sięgnąć po mandat, ale generalnie jest spokój - mówią: starsza (nie wiekiem) posterunkowa Ewelina Kowalczyk i sierżant sztabowy Łukasz Mitura. Druga i ostatnia dziś na wodzie motorówka jest nasza. Towarzyszy młodym kajakarzom z obozu Kadeta - OK.

  • - Jak jest?! - krzyczymy do dzieciaków.
  • - Świetnie! - machają wiosłami w poszukiwaniu skarbów (bo ich spływ jest „tematyczny”).

NIC SIĘ NIE BÓJ
To, co z Bartkiem w motorówce zaliczyliśmy w kwadrans, o własnych siłach z Filipem (chłop 14 lat na karku) zajęło nam znacznie więcej. Cały szlak trzech jezior: Lipie, Słowa, Osiek obliczony jest na trzy-cztery godziny. Ale wszystko zależy od mocy i potrzeb „zawodników” - np. my z Filipem zaliczyliśmy go w dwie godziny z hakiem, robiąc po drodze foty i wideo. Jak ten szlak wygląda w praktyce?

MA ŻÓŁTE PLAMY ZA ,,SKRONIAMI”
Zaskroniec to gatunek niejadowitego węża. Występuje w prawie całej Europie. Samica jest większa od samca. Żywią się żabami, traszkami, rybami lub drobnymi gryzoniami, które połykają bez uprzedniego uśmiercania. Atakują jedynie poruszające się zwierzęta.

Lubuskie Mazury, czyli tam, gdzie raki wracają i diabeł budował półwyspy


Zaatakowany zaskroniec broni się, często udając martwego, wypuszcza przy tym nieprzyjemnie pachnącą ciecz, która dodatkowo ma zniechęcić potencjalnego drapieżnika. Zaskroniec zawdzięcza swą polską nazwę charakterystycznym żółtym plamom w okolicy ,,za skroniami”. Plamy te są bardzo wyraźne - pozwalają łatwo rozpoznać ten niejadowity i niegroźny dla człowieka gatunek.

Przede wszystkim: jest prosty jak drut, tu się nie zgubisz. Po drugie: łatwy, żadnego tam przenoszenia kajaków i innych akrobacji, nawet dla dzieci i pań z pazurami prawdziwy lajcik (od light, czyli lekki).

A konkretnie? Konkretnie to wypływasz z plaży w Długiem (na obu jej krańcach są wypożyczalnie sprzętu). Płyniesz prosto do końca jeziora Lipie (30-40 minut). Tam musisz znaleźć przesmyk. Nie wpadaj w panikę, gdy go nie widzisz. To normalne, nawet z odległości 30 m przesmyk w trzcinach wciąż jest niewidoczny. Przy końcu jeziora spokojnie płyń wzdłuż trzcin lewą stroną i przesmyk ci się nie schowa. Jest jeden, więc się nie pomylisz. Widzisz? No to wpływasz. Pod kadłubem masz pół metra, najwyżej metr obłędnie czystej wody, parasol drzew w upał funduje ożywczy cień. Płyniesz tak jak woda prowadzi, nie zboczysz, choćbyś chciał. Po kilku minutach masz drugie jezioro: Słowa (barwę miewa szmaragdową, inną zupełnie niż Lipie). I tu powtórka z rozrywki: szukasz przesmyku. Jak? Od razu płyń w prawo wzdłuż trzcin około 150 m, a go nie przeoczysz. Gdy już namierzysz, po prostu wpłyń, a dalej woda cię prowadzi (i znów: nie zboczysz, bo nie ma gdzie).

Jeziora Lubuskich Mazur są piękne i całkiem okazałe.

Przez węższe i szersze odcinki, a miejscami rozlewiska, trafisz do jeziora Osiek.

Tu decydujesz: w lewo płyniesz do mostu, w prawo na plażę w Osieku (pomost, palenisko, zadaszone wiaty, można też rozbić namiot). Od tej drugiej trasy możesz odbić w połowie też w prawo, żeby wpłynąć do jeziora Żabiego i wsi Ługi (mały pomost, palenisko, namioty też bywają). Ot, i cała tego szlaku filozofia!

Podkreślmy: mówimy tu o parogodzinnej wycieczce kajakiem, żaglówką (w przepuście pod drogą między jez. Słowa a Osiekiem maszt musisz jednak położyć) czy rowerem wodnym.

- Daleko jeszcze? - zapytały nas dwie pary, które dzielnie pedałowały do Osieku, popijając (cholerniki jedne!) piwo. No i zgadnijcie, co im z Filipem powiedzieliśmy? Niedaleko!
A gdzie tu jest daleko? Daleko jest, gdy zdecydujemy się z Osieka płynąć... dalej: Mierzęcką Strugą do Drawy, z niej do Noteci i dalej do Warty. To jakieś 30 km. Jak ktoś jest twardzielem i nie wymięknie, może płynąć jeszcze dalej - Wartą do Odry, a Odrą do morza. Nie, to nie teoria z mapy wzięta. Kilka lat temu 70-latek na emeryturze w drewnianym kajaku szkieletowym starego typu dotarł do Bałtyku w dziesięć dni. - Miał mały namiot, śpiwór, kuchenkę. W Długiem się zaprowiantował i normalnie dopłynął! - Bartek Jaz oddaje szacun.

JAK POŁĄCZYĆ PASJE
Wyprawę śladami emeryta zostawiliśmy z Filipem na zaś. Po wpłynięciu na Osiek skręciliśmy w lewo, do mostu. Łączył dwa półwyspy - według legendy to one są niedokończonym mostem, który budował diabeł, żeby zdobyć duszę pasterza. Od lat 60. ten drewniany most był spalony, z wody sterczały tylko pale. Teraz jest odbudowany i malowniczy jak Krupówki bez ludzi. Tuż przy nim wieża widokowa (wdrapaliśmy się i warto było), a tuż przy niej cumuje Albatros.

Najchętniej więc widziałby większy ruch na wodzie. A ja jakoś, cholera, egoistycznie nie!

Ryszard Migacz naprawdę wybudował go sam. Zajęło mu to tylko dziewięć miesięcy. - Ale to już mój trzeci, mam wprawę - uśmiecha się. Z Anną mówią, że połączyli pasje: on do żeglowania, ona do wędkowania. - Dlaczego by nie?! To ja go wciągnęłam do wędkowania - śmieje się pani Anna, wyciągając z wody siatkę z dwoma szczupakami. - Złowiliśmy dziś i trzeciego, ale nie miał przepisowego pół metra, to wrócił do wody - mówi Anna Migacz. Wszystkim paniom poleca ten rodzaj wypoczynku i to miejsce. A Ryszard wylicza, że wystarczy, jak para odpuści sobie palenie na cztery lata, a na małą łódź uzbiera. - Tylko, że u nas nie ma nawyku czynnego wypoczynku nad wodą, dlatego tu tak mało ludzi - trochę się martwi Ryszard. Jest wicekomandorem Harcerskiego Klubu Żeglarskiego Panta Rhei w Osieku. Najchętniej więc widziałby większy ruch na wodzie. A ja jakoś, cholera, egoistycznie nie!

W Długiem na obu brzegach plaży można wypożyczyć sprzęt wodny. Oto cennik za godzinę/dzień:

  • kajak: 10/50 zł
  • łódź wiosłowa: 20/100 zł
  • rower: 20/100 zł
  • żaglówka: 35 zł/do negocjacji

Lubuskie Mazury to także raj dla wędkarzy.
W Lipiem można złowić m.in. płocie, szczupaki, okonie, liny. Jezioro dzierżawi Wielkopolski Ośrodek Wędkarski Rybak. Można wędkować po wykupieniu zezwolenia w ośrodku Kadet - OK albo na www.rybak24.pl. Ceny za połów z brzegu/z łodzi:

  • dzień: 15/25 zł
  • trzy dni: 30/50 zł
  • miesiąc: 125/150

Zniżki 50 proc. dla osób, które ukończyły 67 lat.

Na wyprawę możemy wybrać się także Wstęgą Dobiegniewa.

To 45-kilometrowy szlak pieszo-rowerowy, który rozpoczyna się na plaży miejskiej nad jeziorem Osiek, czyli około 2 km od Dobiegniewa. Szlak składa się z dwóch części: Pętli Małej (31,1 km) i Pętli Dużej (45 km). Trasa obu pętli jest wspólna na odcinku od plaży nad jez. Osiek do wsi Wołogoszcz i wynosi 21,3 km. Tam dzieli się na dwa szlaki: krótszy, biegnący do wsi Derkacze i z powrotem nad jezioro Osiek, czyli do punktu startowego, oraz dłuższy, przez lasy do wsi Radęcin, a stamtąd do wsi Derkacze i następnie na plażę miejską. Szlak wyposażony jest w dwie wiaty biesiadne ortogonalne (znajdują się na plaży nad jez. Osiek oraz przy plaży nad jeziorem Radęcin), miejsca postojowe dla samochodów, dwa przystanki drewniane, tablice informacyjne, drogowskazy, stojaki na rowery.

Na miejskim szlaku
W Strzelcach Krajeńskich wytyczono miejski szlak historyczny.

To wymarzona trasa na kilkugodzinny spacer po tym zabytkowym mieście. Od kościoła farnego, przez średniowieczne fortyfikacje, ratusz i spichlerz po interesującą zabudowę mieszkalną. Przy okazji warto zapytać o rozmaite „zaginione” zabytki, jak chociażby grodzisko.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska