Dawny poligon, stykający się z Parkiem Słowiańskim, to teren, na którym przebiegłem i przewędrowałem z psami wszystkie możliwe ścieżki. Podobała mi się jego dzikość, to, jak przyroda zabliźnia ślady pozostawione przez człowieka. Rozległy poligon w razie potrzeby dawał poczucie bycia sportowcem, a czasem traperem. Dawno już opuściłem osiedle Staszica, ale zawsze tam chętnie wracam.
Kiedy zacząłem biegać bardziej intensywnie, odkryłem Park Zacisze. Miejsce idealne do ćwiczenia podbiegów. Mała namiastka gór w mieście. Kilometrowa pętla, która potrafi podnieść bicie serca do 180 uderzeń na minutę. Wysokie drzewa dające piękny cień latem, chroniąc przed upałem.
Ale kiedy czuję potrzebę przeniesienia się na chwilę w góry, to jadę do... Bogdańca. Piętnaście minut jazdy i parę kroków za siedzibę nadleśnictwa i można ruszyć pnącą się w górę ścieżką, słysząc odgłosy strumienia.
Dziesięć kilometrów trasy biegu lub marszu w pięknym liściastym lesie uformowanym przez lodowiec w całkiem stromy, prawie górzysty teren. Cień dają tu buki, dęby, graby, a nawet ogromna stuletnia lipa. Na części tej trasy rozgrywa się co rok, trochę niedoceniony bieg - Bogdaniecka Dziesiątka. Niedoceniony, bo ta trasa to perełka, ale organizatorom raczej nie zależy na tym, by bieg nabrał rozgłosu.
Przy kanale Ulgi po wale przeciwpowodziowym można się przebiec w stronę Borka. Wzdłuż rezerwatu, którzy głównie leży w gminie Deszczno, ale dla niepoznaki nazywa się Santockie Zakole. Rośnie tam ponad 200 dębów i żyje 177 gatunków ptaków. Niektóre można spotkać. Bociany na pewno.
Nie chcę krzywdzić gminy Kłodawa, bo tam też jest gdzie pobiegać i pochować się w lesie. Ale w tej gminie jest tylu biegaczy na metr kwadratowy, że niech sami o tym napiszą. Ja napiszę tylko, że w kłodawskim jeziorze zimą kąpię się z przyjaciółmi z Klubu Morsów Eskimo. I najlepiej jest wtedy, gdy mróz ma z 10 stopni, trzeba wyrąbać przerębel, a dookoła unosi się para z morsowych oddechów.
Najdłuższe leśne bieganie zaczyna się za Deszcznem, w pobliżu Glinika. W tym lesie można się zagubić albo... schować przed światem. Przebiec kilkadziesiąt kilometrów, nie spotykając człowieka. Po prawej stronie rynnowe Jezioro Glinik z zatokami i półwyspami. Las nie jest tak piękny jak w Bogdańcu, bo głównie sosnowy, ale nigdzie nie ma piękniejszych wrzosów niż tutaj. Piaszczyste trasy, torfowiska, bagna, mchy. Brzozowe zagajniki. Wysokie trawy, grzyby. Czasem, porzucone po rykowisku rogi jelenie. Z tego lasu nie chce się wracać!
Ale tak na co dzień wystarczy mi mój łagodzińsko-ulimsko-prądociński azyl. Znam w nim każdy patyk, bo o każdy się potknąłem. Znam dwie rodziny saren i kilka lisów. Swoją drogą nie wydaje się Wam, że zwierząt w lesie jest za mało?
Na ponad stu hektarach mieszka garstka saren, parę dzików i lisów. Prawie wcale nie słychać ptaków, bo las jest głównie fabryką drzew iglastych i skrzydlaci nie mają gdzie założyć gniazda. Nie mają się gdzie schować i za bardzo co jeść. Jeśli wydaje się nam, że szanujemy przyrodę, inne gatunki - to jesteśmy w błędzie. Teraz są jeszcze plany, by wystrzelać wszystkie dziki w Polsce.
O tym niemądrym pomyśle już słyszałem. Ale poraziły mnie liczby. Według szacunków ma zginąć około 350 tysięcy dzików, czyli... wszystkie. To w Polsce jest ich tylko tyle? Na 40 milionów ludzi? Nie uważacie, że strasznie zachwialiśmy proporcje w przyrodzie? A tak przy okazji: uważam, że myślistwo powinno być prawnie zakazane. Wiem, że nie oni ponoszą całą winę za stan naszej przyrody. Ale zgadzam się z Abelardem Gizą, że współczesne myślistwo to barbarzyństwo.
Że myśliwi są niepotrzebni. I że w lesie nie ma za dużo zajęcy. Niech panowie z nadwagą nie włażą na drabinki ze sztucerami i noktowizorem i nie regulują pogłowia dzików oraz saren. Przyroda sama to wyreguluje. Niech też nie dokarmiają zwierząt, niech nie stawiają paśników. I niech nie wciskają, że to jakaś tam tradycja. Zabierajcie z lasu te ambony i idźcie się leczyć z nadwagi i nadciśnienia. Możecie zacząć truchtać, a potem wrócicie do lasu biegać. Zwierzęta zostawcie w spokoju.
Ale póki jeszcze jest przyroda i te parę „niewyregulowanych” saren, to w weekend pobiegnę lasem w stronę starej żwirowni zwanej Złotymi Piaskami, pomoczę się w wodzie i lasem wrócę do domu. W ciele zmęczenie, a w głowie i w duszy spokój. Znajomy odebrał kiedyś z lotniska w Berlinie swojego kolegę Irlandczyka i wiózł go samochodem do Gorzowa. Po kilkudziesięciu kilometrach stwierdził: - Przecież my cały czas jesteśmy w lesie!
U siebie zauważyłem już dawno, że kiedy jadę samochodem, to czuję się jak w domu wtedy, gdy za szybami mam zielono po jednej i po drugiej stronie. Lubuskie jako nieliczne miejsce w Polsce daje w tej sprawie stuprocentową gwarancję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?