Godzina 10.00. W Stanowie ani żywego ducha, wieś jak wymarła. Tylko na dwóch bramkach trzepoczą białe kartki: "jagoda - 8 zł, kurka 11 zł". Dopiero po dłuższej chwili tablicę z nazwą miejscowości mija Anna Chabiniak. Wyszła z lasu. W dłoni czerwone wiaderko w czterech piątych wypełnione jagodami.
- Nie, nie tak długo, gdzieś od siódmej - mówi o swoim jagodobraniu. - To jedyna szansa, aby trochę dorobić. Wszystko co z lasu przyniosę idzie na najpilniejsze potrzeby. Ile jest w wiaderku? Może ze trzy kilogramy. Będą 24 złote.
To takie niemęskie
Waldemara Kucharka spotykamy przy obejściu. Przyznaje, że zbieranie jagód mu nie idzie. Dobry zbieracz litr weźmie i w 20 minut. Dla niego to pewnie jakaś godzina. Oooo, grzyby to coś całkiem innego.
- Mój syn to potrafi zbierać, dziennie jak nic przyniesie 80 zł - mówi. - Do tego trzeba mieć dryg, bardzo sprawne palce. Pewnie, że na budowie lepiej płacą, ale i spróbuj znaleźć teraz robotę. A u nas dorabia w ten sposób jakieś 99 proc. wsi. Niech pan idzie przez Stanów i znajdzie teraz jakieś dziecko lub kobietę, wszystko na jagodach. Mężczyźni mniej chętnie chodzą, bo to zawsze było takie zajęcie bardziej damskie. Ale na grzyby...? Czemu nie...?
Więcej przeczytasz w sobotnio-niedzielnym papierowym wydaniu "Gazety Lubuskiej"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?