Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ludzie zamilkli z wrażenia (WIDEO) - WOŚP 2007

Artur Matyszczyk
Wszystkie służby ratunkowe pojawiły się już pięć minut po wypadku
Wszystkie służby ratunkowe pojawiły się już pięć minut po wypadku fot. Bartłomiej Kudowicz
Potężny huk, trzask wybitych szyb i gniecionej blachy. XV finał w Zielonej Górze rozpoczął się dosłownie i w przenośni od mocnego uderzenia.
ZOBACZ VIDEO

Już na pół godziny przed planowanym wypadkiem dwóch aut, na ul. Boh. Westerplatte zaczęły się gromadzić tłumy. Wokół galerii Graffit, na schodach do Topazu i wzdłuż drogi ustawiło się ponad 200 osób. Ludzie z wielkim zainteresowaniem oczekiwali na zderzenie.

- Przyszedłem z rodziną. Liczę na to, że to wydarzenie uświadomi nam, jak naprawdę wygląda pomoc ofiarom wypadku - stwierdził Piotr Bąkiewicz, który pojawił się na miejscu z żoną Magdą i dziećmi Karolem i Jasiem.

Auto zakręciło efektowny piruet

Dokładnie kwadrans po 12.00 w poprzek jezdni stanął pomarańczowy fiat uno. Pod Centrum Biznesu podjechało białe renault. W tym aucie zasiadł kaskader Waldemar Pietraszewski. O 12.30 rozpędził wóz do prędkości 60 km/h. Jechał wprost w fiata. Po kilku sekundach uderzył dokładnie w jego bok. Uno zakręciło efektowny piruet. Potężny, tępy huk, trzask wybitych szyb i gniecionej blachy spowodował, że widzowie zamilkli.

W oczach zebranych widać było ogromną ciekawość. Za 3,5 minuty przyjechała wezwana przez przypadkowych świadków wypadku karetka pogotowia. 30 sekund później pojawili się policjanci i straż pożarna. Widzowie z uwagą obserwowali dynamiczną akcję. A ta zmieniała się jak w kalejdoskopie. Poszkodowani jeden po drugim lądowali w rękach służb ratowniczych. Z wielkim zainteresowaniem działania ratowników obserwował Wojciech Sandecki, który przyszedł z dziećmi Jakubem i Kingą.

Symulacja profesjonalna

- Mój tata jest lekarzem. I parę razy widziałem już wypadki. Muszę przyznać, że ta symulacja była naprawdę profesjonalna. Dokładnie odzwierciedlała wszystko to, co dzieje się podczas i po zderzeniu - stwierdził Jakub Sandecki.

Daniel Beschel nigdy wypadku nie widział. Przyszedł, żeby nauczyć się odpowiedniej reakcji i interwencji. - Trudno zachować przytomność umysłu, kiedy widzi się coś po raz pierwszy. Dobrze, że organizatorzy dali nam możliwość obejrzenia wypadku na żywo. Doświadczenie może w przyszłości się okazać bezcenne - pochwalił mężczyzna.

Koordynator zielonogórskiej części finału, dziennikarz telewizyjny Jacek Stefanowicz uzasadniał pomysł przeprowadzenia symulacji wypadku. - Takich sytuacji niestety na naszych drogach nie brakuje. Wielu z nas nie wie, jak zachować się w takich sytuacjach. Chcieliśmy pokazać jak udziela się pierwszej pomocy - tłumaczył Stefanowicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska