Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Błaszkowski: - Nigdy nie kalkuluję

Paweł Tracz 0 95 722 69 37 [email protected]
Łukasz Błaszkowski ma 26 lat, kawaler, ma dziewczynę Natalię. Gorzowianin, ale reprezentuje barwy Automobilklubu Wielkopolskiego. Dwukrotny mistrz Polski, w 2006 r. zdobył Kia Picanto Cup, rok temu zwyciężył w Kia Cee'd Lotos Cup. W 2007 r. doznał urazu kręgosłupa, który wykluczył go ze startów do końca sezonu.
Łukasz Błaszkowski ma 26 lat, kawaler, ma dziewczynę Natalię. Gorzowianin, ale reprezentuje barwy Automobilklubu Wielkopolskiego. Dwukrotny mistrz Polski, w 2006 r. zdobył Kia Picanto Cup, rok temu zwyciężył w Kia Cee'd Lotos Cup. W 2007 r. doznał urazu kręgosłupa, który wykluczył go ze startów do końca sezonu. fot. prywatne archiwum Łukasza Błaszkowskiego
Rozmowa z Łukaszem Błaszkowskim, kierowcą wyścigowym z Gorzowa Wlkp.

- W zeszłym roku zostałeś mistrzem Polski i marzyłeś o startach w jednej z europejskich serii wyścigowych. Udało się?
- Niestety, skończyło się tylko na chęciach.

- Tak trudno tam się dostać?
- Wszystko zależy od budżetu. Znam zawodnika, który jeszcze dwa lata temu startował jedynie w Kia Picanto. Mimo, że wówczas nawet nie był na podium, postanowił spróbować sił w Niemczech. Już rok temu wygrał dwa wyścigi, a w tym jest faworytem. Jego przykład pokazuje, że również za granicą można osiągnąć sukces, tylko potrzebne są do tego odpowiednie finanse. Ja ich, niestety, nie zgromadziłem.

- Jesteś przecież mistrzem, więc wiele drzwi powinno być dla ciebie otwartych...
- Przyznaję, że jestem strasznie zawiedziony, iż ubiegłorocznego sukcesu nie udało się przekuć na większy budżet. Dlatego zdecydowałem się na pozostanie w dotychczasowej serii wyścigowej. Są w niej niższe koszty, a drugi powód to chęć obrony tytułu.

- Wierzysz w osiągnięcie tego celu?
- Wiele będzie zależało od formy. Numer jeden, z którym pojadę, zobowiązuje, więc mam nadzieję, że nie będę się ciągnął w ogonie stawki. Przyznaję, że bez dopiętego budżetu będzie trudniej niż rok temu. Żeby spokojnie odjechać sezon, potrzebuję około 200 tysięcy złotych. Nie mam takiej kwoty, więc wszystko w rękach mechaników i moich, by uczynić to jak najmniejszym kosztem.

- Co zrobisz, jeśli jednak nie obronisz tytułu?
- Cały czas marzę o startach w Europie. Jeśli nie znajdę za granicą zespołu, który byłby gotów zatrudnić mnie już w 2010 roku, to prawdopodobnie zakończę karierę. Starty w Polsce na dłuższą metę nie mają sensu, bo sukcesy w kraju nie przekładają się na popularność tej dyscypliny. Może kiedyś to się zmieni.

- Cały czas czekasz też na wsparcie miasta...
- Rozmowy ciągną się od dwóch lat, ale konkretnej pomocy ciągle nie ma. Wiele wskazuje, że teraz to się zmieni. Finalizacja umowy jest blisko. W ciągu kilku tygodni zapadnie decyzja na tak lub nie. Wysłałem oficjalne pismo do prezydenta, spotkałem się z biurem promocji miasta. Przygotowywana jest już dokumentacja z kosztorysem. Teraz ruch należy do włodarzy Gorzowa.

- Na jaką kwotę liczysz?
- Każda złotówka jest cenna. Trudno powiedzieć, ile dostanę. Kiedyś prezydent wymienił kwotę 100 tysięcy złotych. Ale mamy kryzys, więc miasto też zaciska pasa.

- Pierwszy start czeka cię już na początku maja na węgierskim Hungaroringu. W debiucie byłeś piąty. Teraz chyba pora na podium?
- Jestem bogatszy o doświadczenia. Rok temu jechałem w ciemno, ponadto był to początek sezonu. Nie wszystko miałem zapięte na ostatni guzik, więc piątą lokatę uznałem wówczas za sukces. Nigdy nie kalkuluję, które miejsce mógłbym zająć. Jestem dobrej myśli i wierzę, że nie będzie gorzej niż przed rokiem.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska