- W zeszłym roku zostałeś mistrzem Polski i marzyłeś o startach w jednej z europejskich serii wyścigowych. Udało się?
- Niestety, skończyło się tylko na chęciach.
- Tak trudno tam się dostać?
- Wszystko zależy od budżetu. Znam zawodnika, który jeszcze dwa lata temu startował jedynie w Kia Picanto. Mimo, że wówczas nawet nie był na podium, postanowił spróbować sił w Niemczech. Już rok temu wygrał dwa wyścigi, a w tym jest faworytem. Jego przykład pokazuje, że również za granicą można osiągnąć sukces, tylko potrzebne są do tego odpowiednie finanse. Ja ich, niestety, nie zgromadziłem.
- Jesteś przecież mistrzem, więc wiele drzwi powinno być dla ciebie otwartych...
- Przyznaję, że jestem strasznie zawiedziony, iż ubiegłorocznego sukcesu nie udało się przekuć na większy budżet. Dlatego zdecydowałem się na pozostanie w dotychczasowej serii wyścigowej. Są w niej niższe koszty, a drugi powód to chęć obrony tytułu.
- Wierzysz w osiągnięcie tego celu?
- Wiele będzie zależało od formy. Numer jeden, z którym pojadę, zobowiązuje, więc mam nadzieję, że nie będę się ciągnął w ogonie stawki. Przyznaję, że bez dopiętego budżetu będzie trudniej niż rok temu. Żeby spokojnie odjechać sezon, potrzebuję około 200 tysięcy złotych. Nie mam takiej kwoty, więc wszystko w rękach mechaników i moich, by uczynić to jak najmniejszym kosztem.
- Co zrobisz, jeśli jednak nie obronisz tytułu?
- Cały czas marzę o startach w Europie. Jeśli nie znajdę za granicą zespołu, który byłby gotów zatrudnić mnie już w 2010 roku, to prawdopodobnie zakończę karierę. Starty w Polsce na dłuższą metę nie mają sensu, bo sukcesy w kraju nie przekładają się na popularność tej dyscypliny. Może kiedyś to się zmieni.
- Cały czas czekasz też na wsparcie miasta...
- Rozmowy ciągną się od dwóch lat, ale konkretnej pomocy ciągle nie ma. Wiele wskazuje, że teraz to się zmieni. Finalizacja umowy jest blisko. W ciągu kilku tygodni zapadnie decyzja na tak lub nie. Wysłałem oficjalne pismo do prezydenta, spotkałem się z biurem promocji miasta. Przygotowywana jest już dokumentacja z kosztorysem. Teraz ruch należy do włodarzy Gorzowa.
- Na jaką kwotę liczysz?
- Każda złotówka jest cenna. Trudno powiedzieć, ile dostanę. Kiedyś prezydent wymienił kwotę 100 tysięcy złotych. Ale mamy kryzys, więc miasto też zaciska pasa.
- Pierwszy start czeka cię już na początku maja na węgierskim Hungaroringu. W debiucie byłeś piąty. Teraz chyba pora na podium?
- Jestem bogatszy o doświadczenia. Rok temu jechałem w ciemno, ponadto był to początek sezonu. Nie wszystko miałem zapięte na ostatni guzik, więc piątą lokatę uznałem wówczas za sukces. Nigdy nie kalkuluję, które miejsce mógłbym zająć. Jestem dobrej myśli i wierzę, że nie będzie gorzej niż przed rokiem.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?