Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Łukasz Wargala: - Moto2 to już nie zabawa

Przemysław Piotrowski
Ma 27 lat. Jest rodowitym zielonogórzaninem. Wolny czas stara się poświęcać głównie rodzinie. Mieszka na poły w "Winnym Grodzie” i Warszawie. Zaczynał od wyścigów w Polsce, a w ubiegłym sezonie walczył w międzynarodowych mistrzostwach Niemiec (IDM). Od tego roku jako pierwszy od 40 lat i drugi w historii Polak jest pełnoprawnym zawodnikiem cyklu motocyklowych mistrzostw świata klasy Moto2.
Ma 27 lat. Jest rodowitym zielonogórzaninem. Wolny czas stara się poświęcać głównie rodzinie. Mieszka na poły w "Winnym Grodzie” i Warszawie. Zaczynał od wyścigów w Polsce, a w ubiegłym sezonie walczył w międzynarodowych mistrzostwach Niemiec (IDM). Od tego roku jako pierwszy od 40 lat i drugi w historii Polak jest pełnoprawnym zawodnikiem cyklu motocyklowych mistrzostw świata klasy Moto2. fot. Stan Perec
- W Grand Prix kończy się zabawa i trzeba walczyć na maksa w każdym z wyścigów. Teraz to moja praca - mówi zielonogórzanin Łukasz Wargala, który za nieco ponad tydzień zadebiutuje w mistrzostwach świata klasy Moto2.

- Za tobą pierwsze Grand Prix w Katarze, w którym jednak nie wystąpiłeś z kilku powodów...

- Po pierwsze miałem problem z wizą i mimo że Polska jest w Unii Europejskiej, to dalej traktują nas jak Rosjan, Ukraińców czy Białorusinów. To dla mnie niepojęte. W zespole mówili mi, że wystarczy wykupić ją na lotnisku w Katarze, ale byli w błędzie. Ostatecznie szejk organizujący imprezę zadzwonił do ambasady i została mi ona przyznana w trybie ekspresowym, ale i tak już nie mogłem odbyć treningów na torze, na którym wcześniej nigdy nie jeździłem. Druga sprawa to uszkodzona podczas testów rama motocykla, która nie dotarła z Japonii. Wszystko przez trzęsienie ziemi i związany z tym chaos. Ale byłem i oswoiłem się z tą całą otoczką mistrzostw świata.

- Jaka ona jest?

- Wcześniej byłem już na trzech rundach, ale jako kibic. Teraz mogłem czuć się jako pełnoprawny uczestnik zawodów, choć strasznie męczyło mnie to, że nie mogłem wystartować. Zwiedziłem natomiast Katar, a to wyjątkowe miejsce na naszej planecie. Tor na środku pustyni robi wielkie wrażenie, wyścig nocny to niesamowite przeżycie. W padoku świetna atmosfera, żadnych zgrzytów. Wspaniałe doświadczenie.

- Przy okazji swojej pracy i pasji masz okazję zwiedzić praktycznie cały świat, bo każde Grand Prix jest w innych krajach rozsianych po całym globie.

- Tak naprawdę, to przede wszystkim olbrzymie wyzwanie logistyczne. Już teraz, praktycznie od dwóch miesięcy, nie wysiadam z samolotu, a do października podróże będą jeszcze częstsze. Na pewno cieszy to, że zwiedzę połowę świata, ale zaczynam traktować to już inaczej. W Moto2 kończy się zabawa i trzeba walczyć na maksa w każdym z wyścigów. To moja praca i wiem, że będę musiał ją wykonywać jak najlepiej.

- Cały czas podkreślasz, że ten sezon ma być dla ciebie nauką. Masz chyba jednak jakieś ciche, ale wyższy cele...

- Pewnie, że tak. Ale bądźmy szczerzy. Jestem jedynym zawodnikiem w stawce, który jeszcze nie jechał na wszystkich torach i aż 14 z nich będzie dla mnie nowością. A żeby ścigać się z najlepszymi, to trzeba poznać specyfikę każdego obiektu, wyczuć go, wiedzieć jak motocykl będzie się na nim zachowywał. Dla laika to są rzeczy trudne do zrozumienia, niby drobnostki, ale bez tego trudno będzie nawiązać jakąkolwiek walkę. Na przykład jak na danym zakręcie opóźnić hamowanie, aby tył motocykla poszedł bokiem i wtedy maszyna łagodnie i płynnie sama wchodzi w zakręt. Tych szczegółów jest mnóstwo i po prostu trzeba się ich nauczyć.

- Liczysz na jakieś punkty w tym sezonie?

- To na razie jest w sferze planów i marzeń, ale na jednym z europejskich torów, na których już się ścigałem będzie szansa. To cholernie trudne zadanie, ale trzeba wierzyć.

- Gdybyś miał ocenić siłę swojej ekipy G22 to jaka ona jest?

- Na pewno nie można tego porównywać na przykład z Formułą 1, gdzie mocny bolid jest kluczem do sukcesu. W wyścigach motocyklowych sprzęt nie gra tak wielkiej roli i oceniłbym ją jako 30 procent maszyny i 70 umiejętności kierowcy. Dodam jednak, że na maszynie Moriwaki Toni Elias sięgnął w ubiegłym sezonie po tytuł mistrza świata. Sprzęt mam więc najwyższej klasy. A team? Rewelacyjny. To są profesjonaliści w każdym calu, z wieloletnim doświadczeniem. Szef zespołu Pablo Nieto to postać doskonale znana w światku motorowym, a do tego syn prawdziwej legendy, trzynastokrotnego mistrza świata Angela Nieto. Wracając do motocykli, to osiągi są natomiast porównywalne, bo to organizator dostarcza takie same silniki dla każdego. Stawka powinna być więc bardzo wyrównana. Jeśli chodzi o kolegę z zespołu Raffaella de Rosę, to myślę, że w kilku wyścigach powinien być w czołówce.

- Za tydzień zaliczysz debiut w Jerez de la Frontera. Ten obiekt już chyba znasz...

- Właśnie tam okazało się, że ta nieszczęsna rama jest uszkodzona, więc nie miałem okazji przetestować sprzętu. Tor objechałem jednak dokładnie, poobserwowałem innych zawodników.

- Czy myślisz, że wzbudzisz w Polsce zainteresowanie motocyklowym Grad Prix? Pytam, bo dopóki w Formule 1 nie było Roberta Kubicy, to też niewielu interesowało się tym sportem, a potem nagle wybuchła "Kubicomania". Ty również przecierasz szlak

- Bardzo bym chciał, bo moim zdaniem wyścigi motocyklowe są jednak ciekawsze od Formuły 1. Jest więcej mijanek, emocji. To oczywiście moje zdanie i postaram się swoją postawą godnie reprezentować kraj. Czy to się przełoży na większe zainteresowanie Moto2? Mam taką nadzieję i chciałbym to rozpromować, a przy okazji, jak sam powiedziałeś, przetrzeć szlaki innym młodym zawodnikom z Polski. Na pewno dam z siebie wszystko, aby tak się stało. Nie chciałbym natomiast być w żadnym wypadku porównywany do Roberta Kubicy, bo to dla mnie najlepszy sportowiec w naszym kraju. Niezwykle silny psychicznie, świetny taktyk, ewenement na skalę światową. Do niego brakuje mi lat świetlnych.

- Kilka wyścigów odbędzie się blisko naszej granicy, choćby w czeskim Brnie i koło niemieckiego Cottbus. Liczysz na wielu fanów z Polski?

- Oczywiście. Serdecznie zapraszam wszystkich, choć odbędą się one dopiero w lipcu i sierpniu. Mam jednak nadzieję, że na trybunach pojawi się kilka biało-czerwonych flag. Chciałbym również podziękować wszystkim za kibicowanie, a najbardziej mojej żonie Joannie i córeczce Jessice oraz rodzicom i długoletniemu sponsorowi, który wspiera mnie od początku kariery - firmie "Karat". Bez nich wszystkich, moja pasja nigdy nie przełożyłaby się na to, co mam w tej chwili.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska