Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Magia minionych świąt

Dariusz Chajewski
Jadwiga Parecka, przygotowując pisanki, trzyma się tradycyjnych bukowińskich wzorów.
Jadwiga Parecka, przygotowując pisanki, trzyma się tradycyjnych bukowińskich wzorów. Dariusz Chajewski
Bukowińczycy z Brzeźnicy wpuścili na wielkanocny stół biały barszcz. W Stypułowie, w wielkanocnej kuchni spotkały się Kresy z południem Polski. A strażacy w kościele padają jak muchy. Bo Chrystus zmartwychwstał.

Już tydzień przed Wielkanocą Jadwiga Parecka z Brzeźnicy malowała drugą setkę pisanek. Nie, nie wszystkie trafią do koszyczka z jej święconką. O charakterystyczne, bukowińskie kraszanki proszą znajomi, krewni...

- Obowiązkowy jest specyficzny, geometryczny wzór - tłumaczy ubrana w tradycyjny strój. - Robimy to przy pomocy wosku i tego oto prostego urządzenia. Dziubaczka.
Obok klasycznych, kurzych, znacznie bardziej okazałe pisanki. Gęsie. Ich rola jest - powiedzmy - komunikacyjna.
- Gdy w lany poniedziałek chłopcy przychodzili oblać dziewczęta otrzymywali w nagrodę za wysiłki kurzą pisankę - tłumaczy pani Jadwiga. - A gdy była gęsia? Cóż, wówczas chłopak mógł liczyć na coś więcej.

- Usiłowaliśmy robić te symboliczne, bukowińskie pisanki z jaj strusich, ale pękały - natychmiast dodaje z nieco filuternym uśmiechem małżonek pani Jadwigi Eugeniusz.
- Wyrazem sympatii była także haftowana chusteczka - uzupełnia pani Jadwiga. - Zazwyczaj chłopak próbował zarobić sobie na tę większą pisankę tańcem w środę popielcową.

Babskie prawo

Pareccy już od lat starają się zachować dla przyszłych pokoleń tradycje przywiezione z Bukowiny. Stąd lata pracy w zespole czadeckich górali"Watra".
- W Lany Poniedziałek polewano naprawdę z umiarem - dodaje Parecki. - I chodziło się po tzw. śmierguście. Wówczas panowie smagali łydki pań specjalnie uplecionymi witkami. Po to, aby były zdrowe. I poskramiały język.

- Zaraz, zaraz, a pamiętasz o babskim prawie nazajutrz? - ripostuje pani Jadwiga. - W rewanżu za Lany Poniedziałek dziewczęta polewały panów. Całkiem niedawno u nas, w Brzeźnicy, zostało ono zastosowane w pełnej rozciągłości. Pewien gajowy chwalił się w radio, że na śmigusa polał wszystkie sąsiadki. Te, które mimo tych deklaracji ominął skrzyknęły się i jak się na niego zasadziły... Nie została na nim nawet sucha niteczka.

Na wielkanocnym stole Pareckich panuje to, co przed laty. Szynka, jajko, boczek. Z pieczywa oczywiście drożdżowa babka. Pani Jadwiga dopiero niedawno wyczytała, że ta bukowińska jest identyczna z prawosławna paschą. Z rodzynkami. I jak przyznaje z pokorą nie potrafi powtórzyć smaku tej, która wychodziła spod rąk jej mamy.

- Patrząc na potrawy na innych wielkanocnych stołach nie mogłam się nadziwić ziemniakom, czy sałatkom ziemniaczanym - dodaje pani Jadwiga.
- Na Bukowinie mówiło się bowiem, że tak udręczony przez cały rok ziemniak załatwił sobie u Pana Boga wolne w Wigilię i Wielkanoc - tłumaczy pan Eugeniusz.

I jak przyznają Pareccy ich stół także się zmienia. Nie, nie jest to oznaką pójścia na łatwiznę. Nadal ćwikła musi być własna, podobnie jak wędliny. Jednak swoje miejsce szturmem zdobył żur, który na bukowińskich stołach nie był znany. Ale przecież ta kuchnia była zawsze tolerancyjna. W końcu już od wieków wielkanocnym przysmakiem było… kosmopolityczne kakao.
- Święta, te na Kresach, były bardzo podobne - mówi pani Jadwiga.

Rózgi na szczęście

Anna Hosiawa jako jedenastolatka przyjechała do Chotkowa z Rudy Ślaskiej w okolicy Mielca. Wspomina jak młodzieńcy bili dziewczęta rózgami na szczęście i żeby nie miały problemów z zamęściem. A jak tylko święconka została poświęcona należało zjeść trzy kotki z bazi, aby być zdrowym.

- Barszcz biały nadal gotuję tak, jak tam, u nas - tłumaczy. - Dożo czosnku, majeranku, szynka, kiełbasa, trochę kwasku cytrynowego, chrzanu... A pisanki woskiem się robiło. Na kuchni rozgrzewało się świece, później dodawało farbki. Cudne wychodziły. I uwielbiałem babkę drożdżową. Ale teraz już nic z tego. Cukrzyca.

I pani Anna mówi o Lubuskiem jako o Dzikim Zachodzie. Tutaj ludzie żyją razem, ale przecież osobno, jakby czegoś się bali. Tam, u niej, ludzie się bawili, spotykali, przeżywali święta wspólnie. A wcześniej post był taki, że potem wszystko smakowało.
Marta Najdek z Wichowa też wspomina Bukowinę, ale jak podkreśla jest z całkiem innej wsi niż Pareccy. A to trochę inny świat.

- U mnie święta są nadal takie, jak u moich rodziców i rodziców moich rodziców - tłumaczy nie bez dumy. - Żadnego barszczu, żuru. Tylko to, co się święciło. Jajka we wszelkiej postaci i do tego biała kawa.

Kresy z centralą

Na wielkanocnym stole Dudków ze Stypułowa spotkało się kresowe województwo tarnopolskie z "centralą".

- Oczywiście jajka, rozmaite, też faszerowane... - pani Janina przyznaje, że przy wielkanocnym stole przyjęła nieco dyktat teściowej, w końcu kawał czasu wspólnie mieszkali. Ona tylko przemyciła wielkanocny żur - I co mnie zaskoczyło to wędliny na ciepło, które wrzuca się na patelnię i później je z chrzanem. To główna potrawa na wielkanocne śniadanie. Naprawdę pycha, cała rodzina za tym przepada.

Pan Piotr dodaje, że jak u wszystkich podstawą jest właśnie wielkanocne śniadanie, po mszy rezurekcyjnej. Jednak i tutaj, w Stypułowie mają coś niepowtarzalnego. Nie tylko kapliczki, które są fragmentami dawnego ołtarza. Straż przy Grobie Pańskim. Nie, to nic specjalnie oryginalnego.

- Kiedyś stało się trzy dni, dzień i noc - dorzuca pan Piotr. - Teraz to raptem od 15.00 do 21.00.
Ale w Stypułowie dzieje się coś niezwykłego.
- Gdy ksiądz wchodzi i mówi "Chrystus zmartwychwstał" strażacy padają jak bez życia - opisuje pan Piotr, - Niby przerażeni, niby zaskoczeni. Nawet ksiądz proboszcz mówi, że coś takiego to tylko u nas można zobaczyć. Nie wiem skąd to przyszło, podobno gdzieś ze wschodu, z Kresów.

A już tydzień przed Wielkanocą w stypułowskim kościele stanęła palma. Wielka, pięciometrowa i jak mówi pani Janina niepowtarzalna. A ona wie o czym mówi, wykonała ją razem z innymi paniami z koła gospodyń wiejskich.

Taka zieleń, że...

W kuchni w Cisowie spotkały się Regina Camona i Danuta Kosoń. Obie mówiąc o Wielkanocy wspominają Lubelszczyznę.

- Tradycyjny żurek na jajkach, wędzone... - zaczyna wymienianie wielkanocnych przysmaków. - My teraz raczej patrzymy jak młode gotują, ale i Regina, i ja mamy po dwie córki i wszystkiego je uczyłyśmy. A mój zięć to zakwas od swojej rodziny przywozi. Taki prawdziwy. Marketowego to ja nie uważam.

- I jak świniaka swojego się nie zabija, nie ma prawdziwej wędzonki, to nie są święta - dodaje pani Regina. - Szynka z pieca chlebowego... A to wszystko ze sklepu smakuje tak samo, niezależnie od tego jak się nazywa i skąd jest. Na jedno kopyto teraz robią.

- My bijemy świnię na Boże Narodzenie i zostawiamy nieco na Wielkanoc - pani Danuta wspomina też dzieciństwo w Stypułowie. Święta zaczynały się ze trzy tygodnie wcześniej Wówczas było wielkie bielenie chałupy, potem świniobicie.

- Cebule już uzbierałem i wnuczek ciągle pyta, czy pisanki będą - dodaje.
- A mój studiuje we Wrocławiu i już cieszy się na tradycyjną bitwę na jajka - rozczula się pani Regina. - Wiecie, dzieciaki uderzają pisankami o siebie i sprawdzają czyja pękła. Wnuczek namawiał mnie zawsze do lekkiego oszustwa, abym mu przygotowała kaczą pisankę.

- Córka teraz robi pisanki z wosku, to zwyczaj rodziny ze strony zięcia. Tam wszyscy je robią i wręcz ścigają się, czyja ładniejsza. Nawet lekarz, ten od swatowej.

- Bo u nas robiło się pisanki tylko na cebuli i na życie - dorzuca pani Danuta. - Żyto moczyło się gotowało, zostawiało na noc i pisanki wychodziły piękne, zieloniutkie. Dziś żadna farbka nie odda tej zieleni...

I obie panie mówią, że na Wielkanoc czasem taki smutek je nachodzi, tęskonota. Za kim? Za bliskimi, którzy odeszli. Bo przy tym stole, często czują się, jakby ci wszyscy ludzie na chwilę usiedli obok nich. Ale tylko na chwilę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska