Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Majchrowski jeszcze raz. Po 25 latach znów w Lubuskiem

Robert Bagiński
Po wizycie Jana Majchrowskiego w Gorzowie została pamiątka. Przekazał dyrekcji muzeum wieczne pióro, którym podpisywał najważniejsze dokumenty jako delegat rządu ds. utworzenia województwa oraz wojewoda.

- Ja muszę i chcę tu wracać – powiedział w Gorzowie, pierwszy wojewoda lubuski.

Kilkadziesiąt osób wypełniło salę Muzeum Wojewódzkiego im. Jana Dekerta w Gorzowie, aby spotkać się z pierwszym wojewodą lubuskim, prof. Janem Majchrowskim. Po niespełna 25 latach przyjechał do Lubuskiego na zaproszenie europoseł Elżbiety Rafalskiej. - Wszystko, co tutaj robiłem, robiłem z sercem i tutaj zostałem, bo mam ten region w sercu – mówił do zebranych Majchrowski, a wśród słuchających było wielu jego byłych współpracowników, ale również oponentów.

- Profesor Majchrowski to wybitny intelekt oraz rogata dusza. Intelekt zaprowadził go tam, gdzie jest, a jest człowiekiem godnym podziwu oraz szacunku. Rogata dusza spowodowała, że miał w swoim życiu wiele barwnych sytuacji – mówił podczas spotkania były prezydent Gorzowa, a dzisiaj marszałek Lubuskiego Sejmiku Gospodarczego, Henryk Maciej Woźniak. – W tamtym czasie, Majchrowski, jawił się wielu w samorządzie województwa jako taki smok, więcej niż wawelski, bo gorzowski – wspominał.

Sam Majchrowski, rozpoczął spotkanie od gestu, który w życiu publicznym nie zdarza się często, jeśli w ogóle. – Chciałem bardzo przeprosić jedną z osób obecnych na sali, ponieważ jako wojewoda bardzo ją skrzywdziłem – powiedział ku zdumieniu wszystkich, a następnie zwrócił się do Jana Pasierbowicza, byłego dyrektora nieistniejących już zakładów mięsnych w Gorzowie. – Panie Janie, kłaniam się panu, dziękuję i bardzo przepraszam, bo moja decyzja nie była słuszna – skonstatował, a sala nagrodziła go gromkimi brawami.

Nie na rękę lokalnym układom. Co z tym PKS-em?

Podobnych wspomnień było więcej. Pomimo faktu, że od odejścia Majchrowskiego z funkcji wojewody upłynęło już 23 lata, uczestników nurtowała kwestia, co było kluczową kwestią, która zaważyła na tym, że musiał odejść z piastowanej funkcji. – Czy głównym powodem był przebieg strajku w gorzowskim PKS-ie ? – dopytywał wicewojewoda Wojciech Perczak. Profesor wyjaśnił, że przyczyn było wiele, ponieważ dla lokalnych układów polityczno-gospodarczcyh, był osobą niewygodną, ponieważ z zewnątrz. – Nie chciałem wchodzić w żadne układy, a poza tym, nie chciałem nawet być posłem z tego regionu, więc nie musiałem się nikomu podlizywać – tłumaczył.

Podkreślił, że miał duży problem z politykami ówczesnej Unii Wolności, dzisiaj współpracującymi z Platformą Obywatelską. Mieli oczekiwać od niego, aby ich reprezentantom w Lubuskim Urzędzie Wojewódzkim, rozszerzył kompetencje o sprawy związane z prywatyzacją. W Lubuskiem istniały wtedy 62 przedsiębiorstwa państwowe. – Mówiąc pewnym skrótem: chcieli, żeby to UW prywatyzowała. Ja nie chciałem się na to zgodzić, bo wiedziałem, czym to pachnie. Nie byłem przeciwnikiem prywatyzacji, ale uważałem, że należy to robić sensownie, z zyskiem dla Skarbu Państwa, a także korzyścią dla pracowników prywatyzowanych firm oraz regionu – tłumaczył.

Były wojewoda opowiedział, jak wielkie naciski wywierali na niego politycy, aby oddał gorzowski PKS niemal za bezcen. – Bliska zarządcy tej firmy osoba, wykładała za nią 300 tysięcy, podczas gdy jej wartość księgowa wynosiła 21 milionów – mówił. Namawiany był do sprzedania firmy, a w przypadku, gdy tego nie zrobi, zagrożono dymisją. – Reprezentowałem interesy państwa, nie mogłem się na to zgodzić – dodał. To nie podobało się politykom, a już dzisiaj i po wielu latach, na przykładzie gorzowskiego PKS-u wiadomo, że miał rację.

Kto chciał pałować rolników na granicy w Świecku?

Walka o to, aby interes państwa i regionu stał zawsze wyżej, niż interesy lokalnych polityków oraz związanych z nimi biznesmenów, to był ważny punkt urzędowania Majchrowskiego, ale nie był jedynym. Podczas spotkania, dużo mówił na temat sposobu myślenia ówczesnej klasy politycznej. Ilustracją tego miały być protesty „Samoobrony” na przejściu granicznym w Świecku, gdzie kilka tysięcy rolników pod wodzą Andrzeja Leppera, zablokowało granicę. Ówczesny p.o. wojewody J. Majchrowski rozpoczął z nimi, zakończone sukcesem negocjacje, które zostały poprzedzone kilkoma fortelami. Byli jednak tacy, którym pokojowa forma rozwiązywania sporu, nie odpowiadała się.

- Jerzy Wierchowicz ( red.dop: wtedy przewodniczący klubu parlamentarnego UW) miał do mnie pretensje, że policja nie biła rolników w Świecku, ale kiedy indziej znów miał pretensje o to, że policjanci stali przy PKS w trakcie strajku. W obu przypadkach nigdy nie została użyta siła. Decyzja o użyciu siły byłaby głupia, nieodpowiedzialna i w gruncie rzeczy zbrodnicza, bo wiedziałem, że oni mieli butelki z benzyną a obok była stacja paliw – wspominał Majchrowski. Po czym dodał, że rozumiał postulaty rolników z „Samoobrony”, ale jako urzędnik, miał inną misję: odblokować granicę.

- Byliśmy po dwóch stronach, ale ja to wygrałem. Dlaczego? Ponieważ nie słuchałem się takich Wierchowiczów i jemu podobnych, zwolenników tłuczenia Polaków pałami, a to akurat, niektórzy z nich, potrafią robić nader często i wydaje się, że robią to z satysfakcją oraz upodobaniem – podkreślił były wojewoda, który za odblokowanie granicy bez użycia siły, zbierał wtedy pochwały ze wszystkich stron sceny politycznej. – Lepper zaproponował mi nawet członkostwo w „Samoobronie”, ale oczywiście podziękowałem – zażartował.

Dostałem po głowie i czegoś się od życia nauczyłem

Była minister, a obecnie europoseł Elżbieta Rafalska, dopytywała o to, jak bardzo doświadczenia z Lubuskiego, wpłynęły na jego późniejszą drogę zawodową. Przypomnijmy, profesor Jan Majchrowski napisał kilka książek, w tym tą dotyczącą urzędu wojewody pt. „Ewolucja funkcji wojewody jako przedstawiciela rządu”, był doradcą Marszałka Sejmu w kluczowych dla Polski sprawach, a później Prezydent RP powołał go na urząd sędziego Sądu Najwyższego. Zrezygnował z urzędu oraz należnych mu apanaży i przywilejów, po tym, jak uniemożliwiono mu sądzenie sędziów, którzy łamali prawo.

– Widać, że to województwo w panu mocno nadal siedzi. Widać, że ten ślad jest bardzo mocny – rozpoczęła europoseł. - Nie chciałabym, abyśmy ciągle postrzegali profesora jako młodego człowieka, który przyjechał tu do województwa i jest byłym wojewodą. Dzisiaj to naukowiec z ogromnym dorobkiem naukowym, wybitna osoba i na swój sposób wyjątkowa. Czy ten czas w Lubuskiem miał wpływ na dalszą drogę? – indagowała.

Profesor nie krył wzruszenia, co zresztą towarzyszyło wszystkim obecnym na spotkaniu. – Dostałem po głowie i czegoś się od życia nauczyłem. Wtedy sobie pomyślałem, że te lubuskie doświadczenia powinienem wykorzystać w pracy naukowej – odpowiedział. Tak napisał pracę habilitacyjną o wojewodach na przestrzeni ostatnich kilkuset lat. Podstawowy wniosek do jakiego doszedł pisząc pracę, to konkluzja, że obecnie wojewodowie zawdzięczają swoje urzędy nie temu, kto jest zapisany w ustawie – ministrowi odpowiedzialnemu za administrację, lecz liderowi formacji politycznej.

- To powoduje, że wojewodowie zawsze byli zakładnikami lokalnych układów politycznych – skonstatował. Po czym dodał, że to jest model bardzo niewłaściwy. – Uważam, że rząd ma prawo mieć swojego człowieka w regionie. W okresie międzywojennym zdecydowana większość wojewodów nie pochodziła z terenu województwa, gdzie sprawowali urzędy. Wielu z nich wybieranych było kilkakrotnie – wyjaśnił.

Tezę wzmocnił i uaktualnił do obecnych warunków, gdzie obok wojewodów funkcjonują również marszałkowie województw, odpowiadając na pytanie prezesa Zachodniej Izby Przemysłowo-Handlowej, a w przeszłości wicewojewody gorzowskiego, Jerzego Korolewicza. – Chodzi o to, aby wojewoda był władzą efektywną. Obecny model z samorządem województwa jest słuszny, bo to samorządy powinny dysponować pieniędzmi dla wspólnot lokalnych. Nie może być jednak tak, żeby rząd RP nie miał możliwości prowadzenia tego, do czego jest powołany: polityki państwa. Dlatego rola wojewody musi być rzeczywista – podkreślił.
Polska nie jest republiką numer jakiś tam w UE

Spotkanie było okazją, aby odnieść się do bieżących wydarzeń z zakresu sporu Polski z organami Unii Europejskiej w kwestiach sądownictwa oraz Konstytucji. Pytał o to, były wicewojewoda i samorządowiec, Mirosław Rawa z PiS. Profesor Majchrowski nie ma wątpliwości, że spór jest w rzeczywistości zamachem na suwerenność Polski. - Suwerenność państwa jest najważniejsza, a osoby sprawujące funkcje publiczne, w ten czy inny sposób przysięgają na Konstytucję RP – mówił. Jego zdaniem, poddanie się dyktatowi UE, to będzie powolne oddawanie suwerenności i pozbawianie Polaków wolności stanowienia o swoim państwie.
Jakie mogą być tego konsekwencje? – Jeśli ktoś rezygnuje z suwerenności i wolności własnej, zakłada sobie na szyję obrożę i kaganiec. Niech ktoś taki nie liczy na pełną miskę. Pies przykuty do budy dostanie pełną miskę wtedy, kiedy jego pan mu ją da. Wolny może zawsze dać sobie radę – wyjaśniał profesor, według którego, cała historia Polski, to „jedno wielkie wołanie o wolność”. – Kto tego nie rozumie, ten zapiera się własnej historii – podsumował.

Odniósł się też do swojej własnej pozycji. – Przysięgałem na Konstytucję i dochowałem jej wierności. Zrezygnowałem i dziś nie jestem sędzią, ale jestem człowiekiem wolnym. Niczego nie muszę się wstydzić i każdemu mogę spojrzeć w oczy. – mówił. W swoim wywodzie o Konstytucji oraz relacjach z UE, powiedział coś, co trudno usłyszeć w publicznej debacie na ten temat. – Polska nie jest republiką numer jakiś tam w UE, bo gdyby tak było, wszystkie konstytucje mogłyby być takie same. Ot, jak statuty spółek akcyjnych. My nie jesteśmy spółką, bo naszą tożsamością nie jest majatek, ale Rzeczypospolita Polska, a więc cały bagaż tysiąca lat historii – podkreślał Majchrowski.

Jego zdaniem, oprócz warstwy ideowej, Konstytucja decyduje o tym, do kogo należy władza polityczna w kraju i to jest kwestia podstawowa, gdzie nie można się cofnąć nawet o krok. Odwołał się przy tym do zasady subsydiarności, która powinna być podstawową wartością UE. – My mamy żądać od UE pomocy, gdy jej potrzebujemy, ale UE nie ma prawa żądać od nas podległości, kiedy ma na to ochotę. Kto tego nie rozumie, nie rozumie nic – spuentował sprawę profesor, a sala kolejny raz nagrodziła go oklaskami.

Wizyta pierwszego wojewody oraz spotkanie w muzeum, było pierwszym z cyklu rozmów, na które europoseł Elżbieta Rafalska będzie zapraszała osoby znane i mające wpływ na rzeczywistość Polski, regionu i kraju. – Będziemy to kontynuować – zapowiada Rafalska.

Po wizycie Jana Majchrowskiego w Gorzowie została pamiątka. Przekazał dyrekcji muzeum wieczne pióro, którym podpisywał najważniejsze dokumenty jako delegat rządu ds. utworzenia województwa oraz wojewoda. – Załączam certyfikat autentycznosci – oświadczył. Jak już wiadomo, prezent zostanie włączony do muzealnych zbiorów.

od 7 lat
Wideo

Jak głosujemy w II turze wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska