Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Makabryczna pomyłka? Nie, to prawda o mnie!

Anna Białęcka 0 76 833 56 65 [email protected]
Renata przytula córkę: - Tak bardzo chciałabym jeszcze zdążyć wprowadzić ją w dorosłe życie, przekazać jej kilka prawd życiowych...
Renata przytula córkę: - Tak bardzo chciałabym jeszcze zdążyć wprowadzić ją w dorosłe życie, przekazać jej kilka prawd życiowych... fot. Krzysztof Tomicz
- Kiedyś, gdy myślałam o śmierci, to tylko tak, jakbym była nieśmiertelna. Teraz wiem, że jest bardzo blisko mnie - cicho mówi Renata Jędrak.

Ma 33 lata. Skończyła liceum plastyczne w Zielonej Górze. Wyszła za mąż, urodziła dziecko. Pracowała w Tesco, kierowała działem słodyczy. Później dostała pracę w urzędzie gminy. Zaczęła budowę domu.

Zamieszkała z rodzina w Pieszkowie koło Lubina. Uważała, że na wszystko ma jeszcze czas - na wychowanie córeczki Klaudii, na zbudowanie domu, może na kolejne dzieci, na spotkania z bliskimi, na namalowanie pięknego obrazu... Była pełna energii, pochłonięta planowaniem przyszłości. Jak każdy inny człowiek. Zdrowy człowiek.

Choroba, która pustoszy płuca

O tym, że cierpi na nieuleczalną chorobę, dowiedziała się niespełna rok temu. W jednej chwili jej życie wywróciło do góry nogami.

- Najpierw przez kilka miesięcy szybciej się męczyłam, łapałam zadyszkę podczas zabawy z córką, przy wchodzeniu po schodach - opowiada. - Sądziłam, że to przemęczenie, bo cóż mogło być innego. Byłam młoda, zdrowa, życie przecież przede mną.

W końcu jednak postanowiła zrobić badanie tomograficzne. - Dostałam wynik, przeczytałam opis, w którym była sugestia, że to może być LAM. Zbagatelizowałam go. Dopiero w domu, w internecie, znalazłam informacje - limfanogileimiomatoza - nieuleczalna, bardzo rzadka choroba, która pustoszy płuca.

Dotyka kobiet koło trzydziestki, ma podłoże genetyczne. Pomyślałam: to jakaś bzdura, makabryczna pomyłka! Ale to była prawda, straszna prawda o mnie. W Polsce, poza mną, cierpi na LAM jeszcze tylko jedna kobieta.

Renata przytula córkę: - Tak bardzo chciałabym jeszcze zdążyć wprowadzić ją w dorosłe życie, przygotować do mojego odejścia, przekazać jej kilka prawd życiowych, ona jest jeszcze zbyt mała...

Jak takie rozmowy smakują...

Jak sama mówi, jest teraz jak pies na łańcuchu. Ma kłopoty z oddychaniem, więc chodząc po domu, cały czas podłączona jest do tlenu. Wężyki oplatają jej szyję, dochodzą do nosa, wiją się po podłodze. A ich początek jest w specjalnym urządzeniu, ustawionym w sypialni.

- Właściwie wychodzę z domu, czasami przy pięknej pogodzie odprowadzam Klaudię na przystanek autobusowy. To cudowne chwile, bo robię coś zupełnie normalnego, jak inne matki. Mam także okazję, by zamienić z innymi choć kilka zdań, tak zwyczajnie. Jak takie rozmowy teraz smakują...

- Trzeba żyć każdą chwilą, tak jakby życie miało skończyć się jutro - mówi. - Wielokrotnie słyszałam tę prawdę, jednak dopiero teraz ją rozumiem i tak właśnie żyję. Nie tracę nadziei. Dają mi ją bliscy, a także zupełnie obcy ludzie. Wiem, że będę żyła. Dostałam chyba znak.

Jaki? Miała wyznaczoną wizytę w centrum chorób płuc w Zabrzu. Na początku jeszcze próbowano leczyć Renatę, tak by choroba wolnej postępowała. Kiedy trafiła już na swój oddział, pękło jej płuco. - Uratowano mnie tylko dzięki temu, że byłam w takim miejscu - opowiada.

- Gdyby doszło do tego w domu, zaledwie dzień wcześniej, pewnie już bym nie żyła. Pomyślałam, że to znak, że będę żyła, że pokonam te chorobę.

Renata nie ma tyle czasu

Jedynym sposobem na LAM jest przeszczep płuca. - Zostałam zakwalifikowana, znalazłam się w rejestrze oczekujących Poltransplantu, czyli centrum, którego zadaniem jest kojarzenie biorców i dawców - opowiada.

Nadzieje na ratunek są jednak nikłe. Czas oczekiwania to kilkanaście miesięcy, czasem nawet dwa lata. Renata nie ma tyle czasu. Trzy kobiety, z którymi zaprzyjaźniła się w czasie wizyt w centrum w Zabrzu, już nie żyją. Też czekały na przeszczep. Ostania zmarła Marysia.

- Musiałam mieć alternatywę - mówi. - To klinika w Wiedniu. Tam także robią przeszczepy, tyle że oczekiwanie trwa kilka miesięcy. Jest jednak jeden warunek: trzeba wpłacić 100 tys. euro. To gigantyczna kwota.

Założyła stronę internetową, powstało konto przy Fundacji Europa Media. Pomagały koleżanki ze szkoły Krystyna i Agnieszka, odnawiały znajomości przez internetową "Naszą klasę", prosiły o wsparcie Renaty. Pomagała rodzina, siostra Jola. Zorganizowano koncerty i aukcje na rzecz pomocy dla chorej kobiety. Renata pisała do wielu firm, szukała sponsorów.

- Jesteśmy w połowie drogi - uśmiecha się. - Ludzie przekazali mi już około 180 tys. zł! To niemal połowa potrzebnych pieniędzy. Wierzę, że mnie nie opuszczą, że zrozumieją, że pomogą...

Wpłaci i zacznie się czekanie

Renata już wie: niebawem pojedzie do Wiednia na konsultacje. Gdy wpłaci 100 tys. euro na konto kliniki, zacznie się... oczekiwanie. - Zdaję sobie sprawę, że po przeszczepie życie nie będzie już takie, jak przed chorobą, nie będzie łatwo. Ale i tak będę się już potrafiła nim cieszyć. Każdym dniem, każdą chwilą...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska