Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Makowski po śmierci Mory: Cały czas wydaje mi się, że on przyjedzie na trening…

jakub lesinski
jakub lesinski
Tomasz Makowski przyjaźnił się z Dawidem Morą, który trenował w jego klubie.
Tomasz Makowski przyjaźnił się z Dawidem Morą, który trenował w jego klubie. Mariusz Kapała
- Sporty walki były jego pasją, w której się odnalazł. Widywaliśmy się praktycznie codziennie, na treningach. Nic nie wskazywało na to, że coś takiego może się wydarzyć - przyznał kilkukrotny mistrz świata w kick boxingu i muay thai Tomasz Makowski, przyjaciel i mentor tragicznie zmarłego Dawida Mory.

Jak długo znał pan Dawida Morę?
Poznaliśmy się dość dawno, bo Dawid uprawiał sporty walki. Później w jego życiu pojawiały się inne dyscypliny, ale postanowił wrócić. Przyjeżdżał do mnie na treningi. Zaczął robić to coraz częściej, spodobało mu się. Im więcej przebywał z zawodnikami, którzy pojawiali się u mnie, to jeszcze bardziej chciał się sprawdzić. Rozmawialiśmy o jakiś walkach. Po pierwszej był zadowolony i chciał więcej. „Wkręcił się”.

Pan był jego trenerem, mentorem? Można jakoś konkretnie określić waszą współpracę?
Spędzaliśmy razem bardzo dużo czasu na treningach i wyjazdach. Przyjaźniliśmy się. Myślę, że każde z tych określeń jest trafne. Można powiedzieć, że byliśmy dość blisko.

Zdaje się, że sporty walki nie były jego jedynym źródłem utrzymania. Co więc dla niego stanowiły?
To była jego pasja, w której się odnalazł. Miało to dla niego bardzo duże znaczenie i mocno się w to angażował.

Kto go namówił na MMA?
To był główny cel, chociaż jeżeli trafiła się jakaś dobra walka to Dawid występował też w K-1 (odmiana kick boxingu dop. red.). Kiedyś pojechaliśmy na taki bardzo ciężki pojedynek i tam również pokazał się z dobrej strony. Fakt, że przegrał, ale po zaciętym starciu. Docelowym punktem było jednak MMA.

Jakie on miał plany na dalszą karierę po tym wykluczeniu z federacji FEN?
Aż tak bardzo nie wybiegaliśmy w przyszłość. Koncentrowaliśmy się jego występie na wrześniowej gali MFC 10. Można powiedzieć, że jego pozycja na ringu krajowym była już dość znacząca. Natomiast bywały problemy ze znalezieniem dla niego przeciwnika. Niektórzy odmawiali.

Cofnijmy się do poprzedniego tygodnia, kiedy to dotarła do pana ta tragiczna wiadomość o śmieci Mory. Jak pan zareagował na tę wiadomość?
Szczerze? Nie chciało mi się w to wierzyć… Dowiedziałem się o tym od naszego kolegi, który pojechał na miejsce zdarzenia. Było dość późno, więc potem nie przespałem nocy. Człowiek był jakiś taki rozbity. Widywaliśmy się praktycznie codziennie, na treningach. Nic nie wskazywało na to, że coś takiego może się wydarzyć…

Później zaczęto cytować jego ostatnie wpisy z profilu na jednym z portali społecznościowych…
Wiadomo, że po czasie zaczęło się pewne rzeczy układać, kojarzyć. Ogólnie Dawid był bardzo wesołym człowiekiem. Cieszyły go treningi. Kiedy widziałem niektóre z jego wpisów to dzwoniłem do niego, a on zaraz obracał to w śmiech. Powiem szczerze, że do tej pory nie mogę w to wszystko uwierzyć… Teraz rozmawiam z panem, a za kilkadziesiąt minut mamy trening. Cały czas wydaje mi się, że on na niego przyjedzie…

Miał pan jakieś myśli, żeby zmienić termin organizowanej przez siebie gali MFC 10 z 24 września na inny, albo ją odwołać?
Nawet nie przeszło mi to przez myśl. Uważam, że nie ma lepszego miejsca i momentu, aby upamiętnić Dawida. Zawodnicy, jego koledzy złożą mu hołd. Każdy z chłopaków przyznał, że chce walczyć dla Mory. Ta gala będzie jemu dedykowana. Inna sprawa to fakt, że zawodnicy przygotowują się do tego występu po kilka miesięcy, więc nie można odwołać tego wydarzenia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska