Sewerynek to taki mały szkrab. Łysieniutki. Wszystkiego ciekawy. Tu podejdzie, tego dotknie. A jak ściśnie kciuka, to aż ściska serce. Do tego ma dwa duże, jak na małego człowieczka, oczka. Rozgląda się nimi dookoła.
Na jedno z nich ledwo widzi. To przez złośliwy guz oczodołu prawego. Chłopczyk z powodu wieku nie może być tego świadomy. Czasami się nawet uśmiechnie. I to tak, że trudno powstrzymać wzruszenie.
Dlaczego akurat mój synek?
Seweryn Bortnowski urodził się 20 sierpnia 2008 r. Jest wcześniakiem. Po porodzie miał lekkiego krwiaka na prawym oku. - Ale to mogło być przez wysiłek poporodowy, więc nikt nic nie podejrzewał - wspominała mama. Przez dwa tygodnie nic się nie działo. Później oczko było coraz większe.
- Może jęczmień, może podpuchnięte - miała wtedy nadzieję. Z dnia na dzień oczko rosło. Od okulisty dostała skierowanie do Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie. Tam stwierdzono raka. "Niemowlę (...) z rozpoznaniem guza oczodołu prawego" - odczytaliśmy w dokumentacji lekarskiej. Potwierdziła nam to prof. Danuta Perek, szefowa centrum.
- To był dla mnie szok, serce pękało z żalu. W głowie miałam tylko jedno pytania "Dlaczego akurat mój synek?" - opowiadała.
Na razie operacja nie jest konieczna. Za to chłopczyk musi przechodzić kolejne chemioterapie. Raz silną, raz słabszą. Pierwszą miał już miesiąc po urodzeniu. - Czasami ma lepsze, czasami gorsze dni. Ale im mniejsze dziecko, tym lepiej to znosi. W zasadzie rewelacyjnie wygląda, śmieje się, bawi. Nie widać po nim choroby. Tyle, że jest łysy - mówiła.
Pani Monika jest świadoma, że z czasem operacja może być konieczna. - Oczko jest umieszczone w mięśniu. Jak usunie się operacyjnie ten mięsień, to nie będzie w czym gałki ocznej umiejscowić. Ale w Krakowie robią takie silikonowe wstawki. Jakoś to inaczej będzie wyglądać niż pusty oczodół - mówiła.
Jej drugi dom
Na chemię muszą jeździć do Warszawy. Co dwa, trzy tygodnie. Podróżują pociągami. Seweryn jedzie za darmo, mama ma zniżkę i za bilet płaci 20 zł. Za transport samochodem zapłaciliby ok. 600- 800 zł. - Pierwszy raz to było dla mnie szok jechać do stolicy. Myślałam: "Boże, jak ja się tam zachowam, jak się tam znajdę, jak trafię do centrum?" - opowiadała.
Przez okres pobytu w Warszawie jej domem jest Centrum Zdrowia Dziecka. Śpi tam na łóżku polowym. Ale warunki, lekarzy i opiekę określa słowem "rewelacyjne". Gorzej z cenami. Do miasta nie może wyjść, a w Centrum Zdrowia wszystko drogie. - Mały chleb kosztuje 4 zł - mówiła.
Na samego Seweryna wydaje ok. 1 tys. zł miesięcznie. Do tego dochodzą opłaty, raty, jedzenie i inne wydatki. Pani Monika dostaje 700 zł wychowawczego. Mąż pracuje w tartaku, jego praca jest uzależniona od pory roku (w styczniu przyniósł do domu 500 zł wypłaty)
Przyda się każda pomoc
Pani Monika jest bardzo twardą osobą i nie poddaje się w walce o zdrowie syna. Na co dzień stara się być pogodna, często się uśmiecha, nie traci wiary. - Mogę chodzić, prosić, załatwiać. Nie zależy mi na opinii, a tylko na tym, żeby synek był zdrowy, żeby żył. To mój aniołek, moja kruszynka - mówiła kobieta.
Sewerynowi przyda się każda pomoc, np. pieniądze, sprzęt medyczny. - Może ktoś chciałby też oddać używanego laptopa. To bardzo ułatwiłoby mi kupowanie potrzebnych rzeczy przez internet czy szukanie pomocy - wyjaśniała pani Monika.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?