Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Małżeństwo z Zielonej Góry przez błąd urzędnika straciło dorobek życia

Katarzyna Borek 68 324 88 37 [email protected]
- Państwowa instytucja sprzedała nam budowlaną działkę, na której miała być woda, ale jej nie ma i nie będzie. Utopiliśmy w tym kawałku ziemi wszystkie oszczędności! - rozpaczają Anna i Marek, małżeństwo z Zielonej Góry.

- Budzimy się w nocy i szukamy w internecie kogoś, kto przeżył taką historię, jak my. Jak dotąd nie znaleźliśmy… - mówią państwo Anna i Marek (dane do wiadomości redakcji). W grudniu kupili na przetargu od Agencji Nieruchomości Rolnej działkę budowlaną w podzielonogórskiej Ochli w okolicy ul. Sadowej.

- Wcześniej zrezygnowaliśmy z kilku ofert z powodu niejasnej sytuacji prawnej gruntów. Cieszyliśmy się, że skoro ziemię sprzedaje Skarb Państwa, to powagą urzędu gwarantuje nam porządek w papierach - wspomina gorzko pan Marek. Na dniach chcieli ruszyć z budową. Ale jak zaczęli załatwiać zezwolenia, odkryli, że na ich działce nie ma sieci wodociągowej. Nie ma i nie będzie, bo w tym rejonie ona w ogóle nie istnieje! A przecież agencji wystawiła na przetarg działkę z pełnymi mediami, co potwierdza i pisemne ogłoszenie jej sprzedaży, i decyzja o warunkach zabudowy. - Mamy jednak zaświadczenie z zakładu komunalnego, że już w 2007 r. informował agencję o braku możliwości przyłączenia - pokazuje pismo pan Marek.

Emilian Dzik, zastępca dyrektora lubuskiej filii Agencji Nieruchomości Rolnej w Zielonej Górze, tłumaczy, że podstawą sprzedaży działki były warunki zabudowy, które wydała gmina. - Zapewniła, że woda będzie tam z sieci wodociągowej - mówi Dzik. - Mamy do czynienia z brakiem staranności pracownika Urzędu Gminy Zielona Góra. Przeprosili nas na piśmie za tę pomyłkę.
I na tym dla urzędników sprawa się skończyła! Bo - jak tłumaczą - nie ma możliwości cofnięcia transakcji ani wymiany działki na inną. - Poradzono nam, że możemy sobie studnię wykopać… To chore, że urzędnik popełnia pomyłkę i nikt nie ponosi za nią odpowiedzialności! - mówi małżeństwo. W tej samej sytuacji jest więcej osób, bo wadliwe warunki zabudowy wydano jeszcze dla 15 działek budowlanych w Ochli!

Właśnie takim sytuacjom mają zapobiec zmiany w prawie o odpowiedzialności urzędników, którymi dziś zajmie się sejmowa podkomisja. Przewidują ogromne kary dla niedbałych biurokratów. Za rażący błąd będą oni musieli zapłacić z własnej kieszeni, nawet równowartość 12 pensji. Przyjęcie tej ustawy ma przywrócić zaufanie społeczeństwa do instytucji publicznych i stworzyć przejrzysty system odpowiedzialności urzędników za podejmowane decyzje. Ma także wykluczyć "spychologię", bo za nieuzasadnione przewlekanie sprawy też będzie groziła kara. - Chcieliśmy przepisów motywujących urzędników do dobrej pracy, ale przewidywane kary są niesprawiedliwie wysokie i przez nie może upaść cały projekt - komentuje dla "GL" Adam Ambrozik z Konfederacji Pracodawców Polskich, która popiera projekt. Bo dziś jest tak, że jedna błędna decyzja urzędnika może zrujnować przedsiębiorcę. A jak pokazuje raport NIK z lat 2007-2008, administracja nagminnie narusza procedury związane z wydawaniem różnych zezwoleń.

- Urzędnicy nie popełniają pomyłek ze złej woli. Najczęściej nie mają odpowiedniej wiedzy. Także o prawie, które jest różnie interpretowane i często się zmienia. W tym układzie urzędnik jest tylko najsłabszym ogniwem - uważa Wiesław Drabik, prezes Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Gorzowie. Jego zdaniem najpierw należałoby uporządkować zagmatwany system prawny, potem sądownictwo, a dopiero na końcu wyciągać konsekwencje wobec urzędników. - Tak drastyczne kary dla urzędników mogą doprowadzić do zablokowania procesów decyzyjnych. Urzędnicy ze strachu przed karą będą wszystko sprawdzać po wielokroć, przewlekając np. wydanie zgody na inwestycje.

- Nie usprawiedliwiam przyczyn sytuacji, w jakiej znaleźli się kupcy działki w Ochli, ale proszę zrozumieć. Wydajemy rocznie 30 tys. różnych decyzji. Nie sposób się nie pomylić - tłumaczy Mariusz Zalewski, wójt gminy Zielona Góra, gdzie doszło do fatalnej w skutkach omyłki. Dyrektor oddziału Agencji Nieruchomości Rolnych dodaje, że po ludzku rozumie naszych Czytelników. - Gdybym mógł, oddałbym im pieniądze i odebrał ziemię. Ale prawo mi na to nie pozwala - tłumaczy Dzik. - Nic nie mogę zrobić.

- Wynajęliśmy prawnika. Oddajemy sprawę do sądu - kwituje małżeństwo. - Z budowy domu już się wyleczyliśmy. Z wiary w państwowe instytucje też.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska