Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mam szczęście do ludzi. Dzięki nim uśmiecham się do życia

Leszek Kalinowski
Marlena Czerepińska z mężem Maćkiem podczas wakacji
Marlena Czerepińska z mężem Maćkiem podczas wakacji Fot. ARCHIWUM RODZINNE RODZINY CZEREPIŃSKICH
Marlena Czerepińska z Zielonej Góry jak nikt może stwierdzić, że na tym świecie jest bardzo niewiele rzeczy naprawdę niemożliwych.

Miała być rośliną, a została panią magister. Studia pedagogiczne ukończyła z wyróżnieniem. Marzyła o rodzinie, dziecku. Została żoną i szczęśliwą mamą. Ręce ma niesprawne, więc córeczkę przewijała nogami. Teraz dużym jej problemem okazały się zęby.

- Mam wrażenie, że to głównie przez nie niektórzy ludzie, na pierwszy rzut oka, postrzegali mnie jako osobę upośledzoną umysłowo – przyznaje z żalem. - Kłopoty z zębami zaczęły się w wieku dojrzewania. Dentyści sugerując się diagnozą o mózgowym porażeniu dziecięcym nie chcieli ich leczyć. Bojąc się ataków padaczki i szczękościsku, których nigdy nie miałam. Stomatolodzy twierdzili, że możliwe jest tylko leczenie w pełnej narkozie, pod opieką anestezjologa i z zarezerwowanym miejscem w szpitalu.

Kiedy chciałam już odpuścić, odezwał się - po przeczytaniu artykułu w GL znajomy. I znów nadzieja wróciła...
Marlena Czerepińska

Jeździła do kliniki stomatologicznej w innym województwie. Po pewnym czasie znalazła dobrą i życzliwą jej stomatolog w Nowej Soli, Iwonę Bokszańską, która zaczęła ją leczyć bez narkozy. Ale w końcu okazało się, że konieczne byłyby implanty lub zrobienie solidnego mostu. To duży wydatek. Znajomi namówili ją, by napisała do programu telewizyjnego. Przyszła odmowa. Chyba dlatego, że nie byłoby efektu wow! Ma przecież zęby z przodu. Znalazła adres kliniki, która mogłaby to u niej wykonać. Pojechała tam z mężem, który ją bardzo wspiera. Swoją aparaturą bez problemu zrobili zdjęcia uzębienia.

- A dotąd wszędzie słyszałam, że wykonanie zdjęcia panoramicznego jest niemożliwe z powodu moich mimowolnych ruchów – mówi Marlena. – Tam wystarczyło pięć minut i mieli już pełny obraz. Koordynatorem oddziału protetyki był Portugalczyk Rolando Rodrigues. Rozmowa (po angielsku, gdzie tłumacz okazał się być prawie zbędny) - jak i badania - przebiegały w bardzo przyjaznej atmosferze. Klinika wyliczyła, że mosty i implanty (zabiegi i leczenie) będą ją kosztować około 45 tys. zł. Chciała zrezygnować, ale przyjaciele przekonali ją, że warto zorganizować zbiórkę pieniędzy. Kiedy na koncie pojawiła się już pewna suma, 1/9 potrzebnej kwoty, zadzwoniła znów do kliniki.

- Chciałam się dowiedzieć, czy możemy te moje zabiegi podzielić na jakieś etapy. Albo czy możliwe jest rozłożenie opłaty na raty – opowiada.

Jakież było jej zdziwienie, gdy usłyszała, że sprawa nie jest aktualna. Portugalczyk w klinice już nie pracuje. A nikt inny nie podejmie się tak skomplikowanego zabiegu.

- Poprosiłam o zdjęcia, ale dowiedziałam się, że zostały zniszczone – wspomina Marlena Czerepińska. – Liczyłam chociaż na emaila Rolando Rodriguesa, żeby w razie czego był konsultantem, ale też nie dostałam. Czułam się tak upokorzona, zrezygnowana...

Kiedy Marlena pyta mnie po wizycie, czy było ciężko, odpowiadam, że dla mnie to była rozrywka
Leszek Owsiński

Poddała się. Zebrane pieniądze postanowiła przekazać komuś potrzebującemu wsparcia. Nie zdążyła jednak tego zrealizować. Dostała maila. Od znajomego, piszącego w imieniu stomatologa Piotra Lipnickiego, który w „Lubuskiej” przeczytał artykuł o Marlenie.

- Chciał się ze mną spotkać. Od razu zadzwoniłam – opowiada M. Czerepińska. – Okazał się nim stomatolog z Jędrzychowa, 5 minut od mojego domu.

Pojechała do gabinetu. Już na wstępnie zauważył, że „zjadła” dwójkę (co miesiąc ząb był odtwarzany). Od razu usłyszała: naprawimy!

- A byłam umówiona na to z moją stomatolog na wizytę za dwa tygodnie. Ucieszyłam się, bo nie mogłam prawie jeść – wspomina zielonogórzanka. – Jeszcze lepszą informacją była ta, że nowe mosty porcelanowe może mieć w Zielonej Górze.

Piotr Lipnicki rozpoczął leczenie, a jego szef, właściciel stomatologii na Jędrzychowie, specjalizujący się w protetyce i implantach, zaproponował, że podejmie się wstawienia zębów.

Oboje wiedzieli, że pacjentka ma mózgowe porażenie dziecięce, które polega na mimowolnych ruchach rąk, nóg i głowy, co uniemożliwia jej chodzenie. Ale to nie powód, by jej nie pomóc.

- Prywatnie Marlena jest bardzo sympatyczna i gadatliwa. Ma poczucie humoru na swój temat. Dużo się uśmiecha. Jest księgową, pisze posty na FB – wszystko stopami! – podkreśla Leszek Owsiński. - Ma temperament i ekspresję, której brakuje tak zwanym zdrowym ludziom. Nigdy podczas wizyt nie narzekała na swój los, tylko szukała rozwiązań. A jej zęby? Zostały usunięte w dzieciństwie, a te które pozostały, zaczęły się łamać i ruszać. Technicznie była możliwość zrobienia mostów. Jednak jak to zrobić, kiedy ten człowiek jest cały czas w ruchu, kręci głową itp., nie kontroluje tych ruchów. To zadanie ekstremalne. Znieczulenie ogólne mogło być pomocne – ale protetyka w takim zakresie wymaga wielu przymiarek, korekt.

- Mówimy o oszlifowaniu 17 zębów i odbudowie na nich 24 koron w obu łukach zębowych. Wykonuje się to wiertłem z diamentowym nasypem, które wykonuje 150 tys. obrotów na minutę – wyjaśnia L. Owsiński. - Trzeba bez dotykania dziąsła zbliżyć się do niego na 0,25mm. To wymaga precyzji i małej ruchomości pacjenta. Zdarza się, że u pacjentów w pełni sprawnych takie wizyty trwają kilka razy po 4-6 godzin. - Dla zielonogórzanki problemem znów były pieniądze na leczenie.

- Po odmowie udzielenia mi pomocy finansowej ze strony jednej z fundacji, powiedziałam szczerze, że muszę zrezygnować, bo nie mam już siły dalej walczyć i prosić ludzi o pieniądze. Wtedy pan doktor powiedział: „zrobię ci te zęby, na razie za to, co masz uzbierane, a co do reszty, to jakoś się dogadamy” – opowiada Marlena Czerpińska.

Dlaczego – mimo różnych przeszkód – L. Owsiński zdecydował się na leczenie? Odpowiada bez wahania, że z kilku powodów. - Po pierwsze – ewidentnie potrzebowała pomocy, której nie mogła uzyskać gdzie indziej. Było to wyzwanie, którego nie chcieli podjąć się inni stomatolodzy- a ja lubię wyzwania. Ostatnio zrobiłem 1/2 Ironman – podkreśla. - Po drugie jest to leczenie protetyczne, czyli coś w czym czuję się komfortowo i swobodnie i wiedziałem, że potrafię to zrobić. Po trzecie jestem fanem Arnolda Schwarzeneggera i jego 6 zasad sukcesu – a szóste mówi „Give something back”. Tych zasad powinno się uczyć w szkole. Po czwarte - mamy w gabinecie gaz rozweselający. Udało się to dzięki zastosowaniu gazu rozweselającego – mieszaniny 70% tlenu i 30% podtlenku azotu. Jest to bardzo bezpieczna metoda. Stosowana u kobiet do porodów i w stomatologii na całym świecie. W powietrzu, którym oddychamy, jest 21 % tlenu – więc kiedy zaczniemy oddychać 70% tlenem, liczba oddechów zmniejsza się, człowiek uspokaja się. Organizm odpoczywa. Podtlenek daje odczucie głębokiego relaksu i rozluźnienia, a to właśnie było potrzebne. W dużym stopniu zmniejsza odruch wymiotny.

- Po kilku minutach napięcie mięśni w dużym stopniu ustępowało. Mąż trzymał jej ręce, nasze asystentki trzymały głowę, a ja szlifowałem. Jeszcze córka trzymała maseczkę na nosie, żeby nie spadła – opowiada lekarz stomatolog. - Leczenie Marleny dało mi dużo satysfakcji, dało świetny efekt funkcjonalny i estetyczny. Oby dziewczyna cieszyła się tymi zębami do końca życia. Na razie M. Czerepńska cieszy się górnymi zębami. Przed nią jeszcze zabiegi związane z dolnymi.

- O ponad 10 mm mam podniesioną szczękę i teraz czekamy, jak będzie się zachowywać żuchwa, pojawiają się bóle w stawach skroniowo-żuchwowych, ale to było do przewidzenia. Bo jednak przez 30 lat nie miałam bocznych zębów, to wszystko się zapadło – podkreśla zielonogórzanka i dodaje, że otrzymała nie tylko zęby, ale i wielkie wsparcie psychiczne. - Pan doktor to nie tylko bardzo dobry specjalista w swoim fachu, ale to również wspaniały człowiek! Zawsze mnie wspierał i uspokajał moje obawy mówiąc: „nic się nie martw, postaram się pomóc”.

- Marlena pytała mnie po wizytach, czy było bardzo ciężko – odpowiadałem na to, że „nie”. Że to dla mnie pewnego rodzaju rozrywka – mówi L. Owsiński. - Bo jak każda praca- moja również - jest po wielu latach jej wykonywania w dużej mierze oparta na schematach działania i chociaż bardzo ciekawa, bywa monotonna. Śmialiśmy się razem, że „normalni” pacjenci bywają trochę nudni.

Marlena Czerepińska podkreśla, że ma szczęście do ludzi, ale chce jednak spłacać stomatologowi - w miarę możliwości - choć część brakującej kwoty, więc każdy, kto mógłby i chciałby jej w tym pomóc może nadal wpłacać pieniądze na ten cel na konto: Caritas Diecezji Zielonogórsko-Gorzowskiej PKO BP S.A. 24 1240 6843 1111 0010 6092 0286 lub 1% podatku na nr KRS: 0000226818 koniecznie z dopiskiem: C-P 582/2015

Dzięki takim ludziom można wierzyć, że nawet niemożliwe staje się możliwe, gdy tylko są szczere chęci i spotka się ich na swej drodze, a ją właśnie tacy ludzie otaczają. Marlena jest przeogromnie wdzięczna wszystkim, którzy jakkolwiek wspierali ją finansowo lub psychicznie i swoją pomocą bezpośrednio lub pośrednio przyczynili się do spełnienia jednego z jej największych marzeń, marzenia o pięknych zębach! To oni mobilizują ją dodatkowo, by pokonywać kolejne przeszkody, które stają na jej drodze. A te towarzyszą jej od początku. Kiedy miała dziewięć miesięcy, rodzice usłyszeli diagnozę: - Mózgowe porażenie dziecięce, czterokończynowe. Dziecko będzie głęboko upośledzone. Zero kontaktu. Mając półtora roku mała Marlenka Studzińska (takie było jej panieńskie nazwisko) jednak zaczyna mówić zdaniami. W wieku czterech lat - czytać. Ba, wie, która jest godzina na wskazówkowym zegarku! Choć nikt jej tego nie uczy... W poradni psychologiczno-pedagogicznej przechodzi badania. Czy może iść do zerówki? Okazuje się, że nawet do pierwszej klasy. Zaczyna pisać dopiero, gdy ma 17 lat. Bo wtedy pojawia się komputer. Klawiaturę dotyka nogami. I ku zdziwieniu wszystkich – nie popełnia błędów.

Dostaje się na studia w Wyższej Szkole Pedagogicznej i kończy je z wyróżnieniem. - Wiele zawdzięczałam profesor Aleksandrze Maciarz oraz koleżankom i kolegom z uczelni i nie tylko, a także mojej rodzinie, z których wsparciem było mi łatwiej przejść ten etap życia i zdobyć tytuł magistra - dodaje.

Na obozie rehabilitacyjnym w Gościmiu poznaje Maćka. Fizjoterapeutę. Jest szczęśliwa. Wkrótce zostaje żoną i matką. W szpitalu w Zielonej Górze słyszy od dra Jerzego Hołowczyca, że po raz pierwszy ma taką pacjentkę. Dzielną i niesamowitą.

- Cieszę się i dziękuję Bogu za każdego życzliwego człowieka, jakiego spotkałam na swej drodze, choć ci „życzliwi inaczej” też są w życiu potrzebni, bo uczą „samoobrony” i pozwalają doceniać tych pierwszych – mówi zielonogórzanka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska