Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Koźmiński: Potrzebujemy jeszcze tylko trochę szczęścia [WYWIAD]

Remigiusz Półtorak
Marek Koźmiński
Marek Koźmiński Andrzej Banas / Polska Press
- Każdy z trzech meczów w grupie jest bardzo ważny. Natomiast psychologicznie, żeby dobrze zacząć, pierwsze spotkanie rzeczywiście będzie kluczowe. Mamy nadzieję, że od niego wszystko się zacznie i zawodnicy będą w dobrej formie. A później wszystko jest w ich głowach i nogach - powiedział nam w La Baule wiceprezes PZPN Marek Koźmiński.

- Wszyscy mówią już tylko o meczu z Irlandią Płn. Będzie kluczowy?
- Każdy z trzech meczów w grupie jest bardzo ważny. Natomiast psychologicznie, żeby dobrze zacząć, pierwsze spotkanie rzeczywiście będzie kluczowe. Mamy nadzieję, że od niego wszystko się zacznie i zawodnicy będą w dobrej formie. A później wszystko jest w ich głowach i nogach.

- Na dzisiaj jesteśmy dużo lepsi od Irlandczyków?
- Piłkarsko - na pewno. Pamiętajmy jednak, że Irlandia Płn. to drużyna, która nie przegrała dwunastu spotkań z rzędu, w kilku ostatnich spotkaniach nie straciła nawet gola. Irlandczycy potrafią walczyć i musimy się na to przygotować. Natomiast różnimy się tym, że my posiadamy gwiazdy i to światowego formatu. Rywale ich nie mają. Jeśli popatrzymy na nazwiska, nie rzucają na kolana, ale jeśli popatrzymy na wyniki, należy mieć respekt.

- Patrząc realnie, jak Pan ocena szanse we Francji drużyny Nawałki?
- Nasza drużyna potrzebuje trochę szczęścia, takiego sportowego; żeby piłka dobrze odbiła się od murawy, żeby nie trafiła w słupek, ale do siatki i żeby czasami bramkarz nam coś wybronił w trudnej sytuacji. Zdajemy sobie sprawę, że nie należymy do faworytów, ale nie jesteśmy też kopciuszkiem. Mamy w zespole wybitnych piłkarzy, posiadamy drużynę, która może być czarnym koniem imprezy, ale… teraz najbardziej przyda się kubeł zimnej wody.

- Jak Pan mówi o szczęściu, to akurat trenerowi Nawałce nie można go odmówić. Od początku eliminacji do Euro.
- I niech tak już zostanie. Szczęście jest nam niezbędne, bo nie jesteśmy Brazylią Europy. Ale z drugiej strony, szczęściu trzeba też pomóc.

- Urazy niektórych zawodników na pewno nam w tym nie pomagają. Grosicki jest niepewny, ale przede wszystkim obrona nam się trochę posypała. Rybus kontuzjowany, Piszczek miał problemy ze zdrowiem.
- Szkoda Rybusa, bo to zawodnik, który był kluczową postacią tej drużyny i dawał trenerowi kilka rozwiązań taktycznych. Trzeba jednak to przyjąć i trener musi wybrać z tych zawodników, których ma do dyspozycji. W przypadku Piszczka ważny jest odpoczynek po długim sezonie. Teraz nie ma już co trenować, przede wszystkim trzeba się regenerować i szlifować formę, żeby za kilka dni biegać przez 90 minut w jak najlepszej dyspozycji.

- Lewa obrona, na której sam Pan kiedyś grał w kadrze to jest dzisiaj naszą pięta Achillesowa?
- Mimo braku Rybusa, nie do końca. Jędrzejczyk grał nie raz i spisywał się dobrze. Jeśli będzie w dobrej dyspozycji fizycznej, nie widzę aż tak dużego problemu.

- A Thiago Cionek?
- To nie jest typowy boczny obrońca. Patrzę na niego jako na jokera, który daje trenerowi możliwość występu przez kilkanaście, może kilkadziesiąt minut na różnych pozycjach w obronie. I dobrze się z tego wywiązuje. To taki „plaster”, który może przykleić się do napastnika, żeby nie dać mu pograć.

- Też Pan uważa, że jeśli wypada jeden z kluczowych zawodników, którzy tworzą kręgosłup, Glik – Krychowiak – Lewandowski, to poziom i jakość tej drużyny wyraźnie spada? W ostatnich meczach sparingowych było to widać.
- Jak zabrakło Krychowiaka w meczu z Holandią, to problemy w pomocy rzeczywiście były. Nie da się ukryć, że są to zawodnicy, którzy mają ogromny wpływ na poziom reprezentacji. Na szczęście, wszyscy są na dzisiaj zdrowi, w dobrej dyspozycji i nie ma żadnych obaw, żeby nie zagrali przeciwko Irlandii Płn.

- W PZPN-ie też czuć już to napięcie, które jest przed dużą imprezą?
- Czuć i to bardzo. Wszyscy zdajemy sobie sprawę, że spoczywa na nas obowiązek, żeby zaprezentować się jak najlepiej i wrócić do domu jak najpóźniej. Wiem, że tak jest nie tylko w całym sztabie szkoleniowym i wśród zawodników. Czujemy to także w PZPN-ie, bo jesteśmy odpowiedzialni za organizację tego wyjazdu. Reszta jest już w nogach i głowach piłkarzy. My możemy tylko dopingować, żeby wyszło jak najlepiej.

- Pan jest w tej szczególnej sytuacji, że jeszcze niedawno sam występował na wielkiej imprezie. Jak Pan patrzy na to od środka. Widać dużą różnicę między przygotowaniami na mundial 2002, na którym Pan był, a Euro 2016?
- Świat się zmienił. Przede wszystko media są wszechobecne, więc jest również trochę większe napięcie. Również oczekiwania. To, że turniej jest w Europie też wiele zmienia. Znamy warunki klimatyczne, znamy przeciwników. Do Korei pojechaliśmy trochę w nieznane, po szesnastu latach przerwy na wielkiej imprezie i zapłaciliśmy frycowe. Mam nadzieję, że tym razem wyciągniemy więcej wniosków z ostatnich nieudanych występów. Dzisiaj podchodzę optymistycznie. Mam nadzieję, że coś nam się na tym Euro uda. Ale co? Nie chciałbym za bardzo wybiegać do przodu. Idźmy powoli do celu.

- Frycowe zapłaciliśmy już nie raz. Również na ostatnich dwóch mistrzostwach Europy. Trener Nawałka był w Austrii przed ośmioma laty jako asystent Leo Beenhakkera i wie co to znaczy. To ma znaczenie?
- Myślę, że nawet bardzo duże. W takim turnieju trzeba zwracać uwagę na wiele szczegółów, jeden błąd może drogo kosztować i zaważyć na losach całego występu. Im masz większe doświadczenie, im bardziej sprawdziłeś się w boju, tym większe prawdopodobieństwo, że nie powtórzysz tych samych błędów. Oczywiście, najbardziej liczy się to co na boisku, ale równie ważny jest cały entourage, to co dzieje się wokół kadry. Przygotowywaliśmy się w Polsce, widać było wielki entuzjazm, trener i zawodnicy mogli zobaczyć, jak wielkie jest zainteresowanie i jakie oczekiwania kibiców. Teraz we Francji potrzebują więcej spokoju. Myślę, że Nawałka przygotuje ich dobrze również pod względem mentalnym.

- Piłkarzy widać teraz wszędzie. Otwieramy lodówkę, a stamtąd wypada Lewandowski, Krychowiak albo jeszcze ktoś inny. Nie za dużo było tych aktywności pozaboiskowych?
- To jest ich pięć minut, mają do tego prawo. To nie jest tak, że oni się gdzieś pchają. Kibice chcą ich oglądać.

- Pytam, bo to co działo się poza boiskiem istotnie wpłynęło na porażkę drużyny, w której Pan grał na wielkiej imprezie w 2002 roku.
- Teraz będzie dużo lepiej, wierzę w to. Podejście jest trzeźwe i rozsądne. Nie mówimy, że jedziemy od razu zdobyć puchar. Mówimy: chcemy być czarnym koniem i akurat do tego mamy predyspozycje. Tak jest różnica.

- Możemy mieć pewność, że żadne problemy organizacyjne, np. z premiami nie będą zaprzątać głowy zawodnikom?
- Negocjacje w sprawie premii trwały przysłowiową minutę. Piłkarze przedstawili swoją ofertę, my ją przyjęliśmy. Spraw finansowych w głowach zawodników nie będzie. Nie na tym poziomie.

Rozmawiał Remigiusz Półtorak

Reprezentanci Polski kiedyś i dziś. Zobacz, jak się zmienili!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Marek Koźmiński: Potrzebujemy jeszcze tylko trochę szczęścia [WYWIAD] - Gol24

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska