Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Marek Szczygielski: Zakupy róbcie u rolników, by nie bali się działać legalnie

LUCYNA TALAŚKA-KLICH
Marek Szczygielski: - Warto wspierać sprzedaż prosto od rolników
Marek Szczygielski: - Warto wspierać sprzedaż prosto od rolników Lucyna Talaśka-Klich
Lucyna Talaśka-Klich, Strefa Agro: Ma pan "swojego rolnika"? Takiego, od którego kupuje pan żywność? Marek Szczygielski, kujawsko-pomorski inspektor jakości handlowej artykułów rolno-spożywczych: Mam, kupuję od niego twaróg. Jest pyszny! Zdaję sobie sprawę, iż nie jest to w pełni uregulowane prawnie, ale mam nadzieję, że niebawem także to się zmieni i wszyscy producenci żywności wyjdą z szarej strefy.

LTK: Ilu z ich w tej szarej strefie na razie tkwi?

 

MS: Biorąc pod uwagę tych, którzy sprzedają żywność na targach, festynach czy jarmarkach to większość z nich. 

 

LTK: Czy to się zmieni, gdy od nowego roku wejdą w życie przepisy, które miały pozwolić rolnikom na legalną sprzedaż bezpośrednią przetworzonych produktów pochodzenia roślinnego, tych z własnych upraw?

 

MS: Wartość sprzedaży bezpośredniej nie może przekroczyć 150 tys. euro, ale od każdego słoiczka dżemu trzeba będzie zapłacić 2-proc. podatek, który zostanie zaliczony do dochodów z innych źródeł. Dużo to nie jest, ale wątpię, by rolnicy chcieli prowadzić rejestr sprzedaży, zgłaszać się do urzędu skarbowego. Bo najgorsze jest to, że przepisy są niejasne nawet dla niektórych urzędników, zatem istnieje niebezpieczeństwo różnej interpretacji. Poza tym trudny dla gospodarzy może być splot wielu wymagań. 

 

LTK: Na przykład jakich?

 

MS: Pojawił się projekt "Wytycznych dobrej praktyki higienicznej i produkcyjnej" dotyczących produkcji z produktów pochodzenia roślinnego (z własnych upraw). Chodzi o żywność powstającą w warunkach domowych, o potencjalnie niskim ryzyku. 

 

LTK: Co do tej grupy zaliczono?

 

MS: Tu zaczyna się problem, bo oprócz np. dżemów, marmolady, czy przecierów warzywnych poddanych obróbce termicznej pojawiły się m.in. makaron bezjajeczny oraz chleb i bułki bez dodatku jaj, mleka i jego przetworów, mięsa i jego przetworów. Poza tym, aby prawidłowo ocenić ryzyko trzeba wyznaczyć krytyczne parametry produkcji. W projekcie wytycznych  zapisano, że należy opracować szczegółową recepturę z wykazem składników, opisem procesu i informacjami dotyczącymi nawet sposobu przechowywania. 

 

LTK: "Dokumentacja dotycząca danego produktu powinna także zawierać informacje na temat przewidywanych działań, jakie powinny być podjęte, jeśli parametr krytyczny nie zostanie spełniony (np. jeśli lodówka przestała działać w nocy)" - zapisano w wytycznych. Czy wierzy pan, że kobiecina, która przygotowała 50 dżemów, bo wiśnie w przydomowym sadzie obrodziły, zechce wypełniać tabelki na temat pomiarów temperatury i "działań podjętych w przypadku przekroczenia wartości krytycznej"?

 

MS: Obawiam się, że nie. Poza tym takie wymogi przypominają HACCP, czyli System Analizy Zagrożeń i Krytycznych Punktów Kontroli stosowany na przykład w firmach produkujących żywność. Czy kobiecina, która przez tydzień w roku postanowi dorobić do rodzinnego budżetu sprzedając dżem, zgłosi się do sanepidu, urzędu skarbowego i zechce poddać się ewentualnym kontrolom? Wątpię. A szkoda, bo warto wspierać sprzedaż prosto od rolnika. 

 

LTK: W Kujawsko-Pomorskiem coraz więcej osób chce kupować żywność bezpośrednio od rolników. Widać to chociażby na targach, jarmarkach. 

 

MS: No i bardzo dobrze, że tak się dzieje! Im łańcuch dystrybucji będzie krótszy, tym lepiej dla gospodarzy, ale przede wszystkim dla konsumentów. Powstała wręcz moda na zakupy u "swojego rolnika", odżyły targowiska, jarmarki. 

 

LTK: Powstają też nieformalne grupy zakupowe.

 

MS: Jedna z nich składa się z około trzydziestu bydgoszczan, którzy jeżdżą do podbydgoskich gospodarstw po żywność. 

 

LTK: Pewien rolnik powiedział, że wcale nie jest zadowolony z tego, iż tyle osób przyjeżdża do niego po ziemniaki, jajka, buraczki. Stwierdził, że kiedyś skup wszystko odbierał, a on miał święty spokój. 

 

MS: Oczywiście, nie każdemu sprzedaż bezpośrednia musi odpowiadać. Jednak dla wielu rolników to jest dobre wyjście. Niektórzy - współpracując z grupami zakupowymi - zaczynają ustawiać produkcję pod konkretnych klientów i współdziałać z sąsiadami. Bo na przykład jeden rolnik produkuje warzywa, inny mleko, albo jaja. Jeśli wspólnie będą mieli szerszą ofertę, to szanse na sprzedaż wzrosną. A porządny gospodarz nie ma nic do ukrycia, więc  może zaprosić do siebie, pokazać w jakich warunkach produkuje. Sprzedaż bezpośrednia sprawia, że rodzą się znajomości, czasami przyjaźnie między rolnikami a "miastowymi". To też jest cenne.  

 

LTK: Kto najczęściej chce kupować żywność bezpośrednio od rolnika?

 

MS: Jedną grupę stanowią rodzice małych dzieci. Chcą, by ich pociechy jadły to co najlepsze, więc szukają lepszych źródeł niż np. markety.  Druga grupa - to osoby z problemami zdrowotnymi. Najczęściej to ludzie, którzy zmagali się z chorobą nowotworową i wiedzą, że zdrowie należy szanować. Trzecia to po prostu świadomi konsumenci, którzy widzą związek przyczynowo-skutkowy i wiedzą, że "jesteś tym, co jesz". 

 

LTK: Jednak niektórzy rolnicy wciąż dzielą produkcję na: dla rodziny i dla obcych. Produkty nie na sprzedaż są lepszej jakości. Jeden z rolników przyznał nawet, że warzywa dla rodziny "są mniej sypane".  

 

MS: Tacy rolnicy są w zdecydowanej mniejszości. Wierzę, że większość kujawsko-pomorskich gospodarzy to uczciwi ludzie i tak samo dobrze produkują dla siebie, jak i dla innych.

 

LTK: W Niemczech i w Holandii rolnicy sprzedają swoje towary w sklepikach bezobsługowych. 

 

MS: Rozmawiałem na ten temat z niemieckim rolnikiem. Postawił taki kiosk niedaleko jego gospodarstwa. Było w nim sporo żywności, nawet młode wino w 5-litrowych opakowaniach. Klienci wrzucali pieniądze do skrzyneczki. Zapytałem go, czy się nie boi, że go okradną, a on mi na to, że odkąd w okolicy pojawili się Polacy, to czasami coś zginie, ale straty i tak są niewielkie. Dodał, że nadal bardziej opłaca mu się taka sprzedaż, niż zatrudnianie kogoś do obsługi. 

 

LTK: W Polsce ten system raczej by się nie sprawdził. 

 

MS: Podobny system widziałem na Kujawach. Rolnik wystawił przed gospodarstwem worki z cebulą i ziemniakami oraz skrzyneczkę na pieniądze. Wstąpiłem do niego, żeby podpytać, ile towaru zabrano bez uiszczenia zapłaty, a okazało się, iż kupujący byli uczciwi! Zatem jest szansa, że i u nas będzie kiedyś normaln

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Marek Szczygielski: Zakupy róbcie u rolników, by nie bali się działać legalnie - Gazeta Pomorska

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska