Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Maria Kaczyńska: - Wciąż brakuje wykształconych pedagogów, którzy cieszyliby się autorytetem wśród młodzieży

Redakcja
Z panią prezydentową Marią Kaczyńską, rozmawiają Anita Czupryn (Polskapresse) i Agnieszka Borowa (MM Warszawa)

- Niedawno wręczyła Pani nagrody najlepszym wychowawcom w Polsce, wyróżnionym w ramach akcji "Szkoła bez przemocy". Jakie cechy powinien posiadać dobry wychowawca?
- Musi cechować go cierpliwość i wyrozumiałość. A także wiedza, bo to ona przyciąga młodych ludzi. Nauczyciel musi dzieciom imponować. Jednak ani sama wiedza, ani sama cierpliwość nie wystarczy. Bo jeśli nie będzie miał w sobie pokładów cierpliwości, pytania dziecka będą go złościć. Dziecko musi mieć pewność, że może zadać nauczycielowi każde pytanie i dostanie na nie odpowiedź.

- Prowadzimy naszą akcję już od trzech lat i obserwujemy, jak bardzo zarówno dzieciom, jak i ich wychowawcom, zależy na tym, aby klasa była miejscem, gdzie się dobrze czują i gdzie się mogą nawzajem od siebie uczyć. Więc może z kondycją polskiej szkoły nie jest tak źle?
- Jest całkiem nieźle i dzieje się dużo dobrego. Niedawno, z okazji wizyty Sarah Brown, żony premiera Wielkiej Brytanii, odwiedziłam jedną z zielonych szkół podstawowych w Warszawie i byłam bardzo zbudowana tym, co tam zobaczyłam: świetnie przygotowana młodzież, ciekawa świata, zajęta różnymi ekologicznymi projektami. Dzieci hodują tam rośliny, dbają o zieleń wokół szkoły. Mogą wybrać, w czym chcą się rozwijać spośród wielu kółek zainteresowań prowadzonych przez specjalistów. Zatem są takie szkoły. I są wspaniali pedagodzy, a wyróżnienia, jakie ostatnio wręczałam w Belwederze laureatom programu "Szkoła bez przemocy", który honorowym patronatem objął Prezydent RP również o tym świadczą. Ale to nie znaczy, że jest idealnie, że w szkole nie ma spraw trudnych. Cieszy dobra wola ze strony nauczycieli, ale też wciąż brakuje wykształconych pedagogów, którzy cieszyliby się autorytetem wśród młodzieży. Wciąż istnieje też problem przemocy w szkole. Nawet, jeśli to jest margines, to należy go piętnować. Uczeń musi mieć świadomość, że za złe postępki grozi kara. I kara musi być. Jeśli nauczyciel nie będzie reagował na rozrabianie, z rozrabiaki zrobi się zabijaka, który zacznie zabierać dzieciom telefony, czy kraść pieniądze. Kara musi być natychmiast, a uczeń, który zachowuje się źle powinien tę karę odczuć, by zrozumieć. Karanie za złe zachowanie powinno rozpocząć się już w domu. Ale ja nie jestem psychologiem, ani pedagogiem. Często pytają mnie, czy jestem za biciem dzieci. Nie jestem. Ale nie jestem też przeciwna drobnym klapsom. Czasem jeśli dziecko jest nieznośne, nie można z nim dojść do ładu, to klaps może sprawić, że przyjdzie opamiętanie.
Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której uczeń pluje na nauczyciela, a nauczyciel nie reaguje i dalej prowadzi lekcję.

- Co zrobić, aby takie sytuacje się nie zdarzały?
- Myślę, że ważne jest rozwijać dobro w dziecku. Ale czasy są takie, że często oboje rodzice pracują, w szkole nie ma świetlicy, więc dziecko wraca do pustego domu. Wychowuje go telewizja i Internet. Sprawia wrażenie grzecznego, bo siedzi w domu, ale w rzeczywistości trudno zweryfikować, co ono robi, co ogląda, ani kto ma na nie wpływ.
Bez świetlic w szkołach, kółek zainteresowań, bez dobrze opłacanych pedagogów, którzy będą zaangażowani w swoją pracę trudno będzie rozwiązać ten problem.
Zdaję sobie sprawę z tego, że to trochę utopijne myślenie, ale mamy dobre wzory i powinniśmy do nich sięgać. A wówczas nie będziemy świadkami sytuacji, w której uczeń wkłada nauczycielowi kosz na głowę. Choć w tym akurat przypadku mam wrażenie, że wina leży po stronie nauczyciela: on na to pozwolił.

- Nauczyciele zaś często narzekają, że nie mają skutecznych narzędzi, aby skutecznie dyscyplinować dzieci.
- Ważny jest autorytet nauczyciela, on jest najskuteczniejszy w hamowaniu złych zachowań. Ostatnio coraz więcej szkół ma monitoring. To jedno z dyscyplinujących uczniów narzędzi, ale polska szkoła jest zbyt biedna, aby monitorować każdą klasę. No i kto miałby siedzieć przed tymi monitorami i obserwować, czy w klasie nie dzieje się coś złego. Absurd.
Dyrektor musi wiedzieć, jakich nauczycieli w szkole zatrudnia. Jeśli nauczyciel ma kłopoty z klasą, nie umie sobie z nią poradzić, powinien otrzymać wsparcie od bardziej doświadczonych kolegów. Jeśli to nie pomaga, być może powinien zmienić zawód.

- Myśli Pani, że brak autorytetów powoduje wśród uczniów agresję wobec nauczycieli?
- Świat agresji jest dziś wszechobecny, w życiu codziennym, a zwłaszcza w mediach, w filmach, grach komputerowych. I właśnie ten świat, pełen przemocy, ma ogromny wpływ na kształtowanie postaw i charakterów dzieci.
Nie można oczekiwać, że świat sam się zmieni. Stąd ogromna jest rola rodziców w kształtowaniu dzieci, ich postaw, ich zainteresowań. Nawet zabiegany rodzic może przypilnować, aby dziecko miało wyznaczony rytm dnia i wiedziało, co może, a czego nie. I słuchało rodziców. Tak ja byłam wychowywana, moja mama była pedagogiem, tak i ja wychowywałam swoją córkę, a teraz widzę, jak ona wychowuje swoje córeczki. Moje dwie wnuczki, w wieku 6 i 2 lat nie oglądają telewizji, kiedy chcą. No, ale prócz szkoły, rodziców, samo społeczeństwo powinno dyscyplinować młodych ludzi. Sprzedawca w sklepie powinien wiedzieć, że sprzedanie alkoholu dziecku jest przestępstwem. Sprzedając piwo, zachowuje się tak, jakby nie zdawał sobie sprawy z tego, że z tej młodzieży rosną dorośli, rośnie społeczeństwo i takim społeczeństwem będziemy, jak sobie młodzież wychowamy.

- I znów wracamy do kwestii autorytetu. Jak go można zbudować, aby zyskać posłuch u młodzieży?
- Nie jest to łatwe. I nie wystarczy, jak wspominałam, być tylko dobrym w swoim przedmiocie. Nauczyciel powinien swoją wiedzą imponować. I nie okazywać strachu. Uczniowie doskonale wyczuwają słabość. Wszyscy wiemy, że osoba bez autorytetu i z niedostateczną wiedzą nie powinna zabierać się za edukację. Niestety, mam wrażenie, że wciąż, tak jak pamiętam to z dawniejszych czasów, jest negatywna selekcja do tego zawodu. Młody człowiek nie dostaje się na wymarzone studia, źle sobie radzi, więc idzie uczyć, i to dzieci w najmłodszych klasach.
A przecież pierwsze lata w szkole są najważniejsze. Z czasów, gdy moja córka chodziła do szkoły pamiętam sytuację, gdy nauczyciel karcił dziecko za to, że było zbyt dociekliwe i zbyt często zadawało pytania. Przeszkadzało mu w prowadzeniu lekcji. To zaprzeczenie pedagogiki. Nauczyciel powinien rozbudzać w młodym człowieku zainteresowania, podsycać jego ciekawość. Skarcone, więcej pytać o nic nie będzie.

- Zdaniem prof. Janusza Czapińskiego, najważniejszym punktem Kodeksu "Szkoły bez przemocy" jest konieczność budowania wspólnoty szkolnej. Jak to osiągnąć?
- Nigdy nie pracowałam w szkole, ale byłam w harcerstwie i wiem, w jaki sposób tam budowało się wspólnotę. Byli ludzie, którzy umieli przyciągnąć do siebie młodzież. Były ogniska, śpiewy, wspólne przygotowywanie posiłków, jednakowe mundurki. To wszystko łączyło nas. Dlatego też nie mam nic przeciwko mundurkom w szkole. Z jednej strony one dyscyplinują, z drugiej - budują poczucie wspólnoty.
Sama, jako uczennica nosiłam tarczę, beret, fartuszek, na uroczystości wkładałam białą bluzkę i granatową spódniczkę. Nie wspominam tego źle zwłaszcza, że po lekcjach, można było chodzić już po swojemu.

- Gdy ministrem edukacji był Roman Giertych, w telewizji pojawiły się spoty, pokazujący grzeczne dzieci w szkole, a niegrzeczne za bramą. Czy to dobry pomysł na wyeliminowanie przemocy w szkole?
- Nie zgadzam się na dzielenie szkół dla grzecznych i niegrzecznych. Szkoła dla niegrzecznych mogłaby stać się hodowlą złych ludzi. Chodzi o to, by mądrze edukowane dzieci potrafiły między sobą rozwiązywać problemy, by same umiały zdyscyplinować klasowych rozrabiaków.
Tymczasem dziś często rozrabiaka bywa podziwiany przez kolegów. Rolą nauczyciela jest to, aby dzieci pojęły różnice pomiędzy dobrem a złem i niestosownością pewnych zachowań.

- Kogo ze swoich wychowawców wspomina pani w sposób szczególny?
- Miałam wyjątkowo dobrych nauczycieli. Bardzo dobrze wspominam panią profesor języka francuskiego, była jednocześnie moją wychowawczynią w szkole średniej. Przy niej nikt nie śmiał zachować się nagannie. Pamiętam też profesora fizyki. Był postrachem szkoły, ale miał ogromną wiedzę, imponował nam. Byli też i tacy, o których krążyły ironiczne wierszyki, bo młodzież szybko wychwytuje słabe punkty nauczycieli. No, ale to było w czasach, gdy nikomu nawet przez myśl nie przeszło, by w obecności nauczyciela trzasnąć drzwiami czy odezwać się niegrzecznie.

- Pan Prezydent w zeszłorocznej rozmowie z z okazji Dnia Szkoły bez Przemocy zdradził nam, że jego mentorką była pani Anna Radziwiłł, wspaniała pedagog, autorka reformy szkolnictwa w 1999 roku.
- Rzeczywiście, to mistrzyni mojego męża. Trzeba tu dodać, że Pani Anna Radziwiłł była damą. Miała coś w sobie, co sprawiało, że nikt w jej obecności nie pozwoliłby by zachować się niestosownie.

- Lubiła Pani chodzić na wywiadówki do szkoły swojej córki?
- Chodziłam. A ponieważ córka nieźle się uczyła, nie musiałam wyrywać sobie włosów z głowy (śmiech).

- Rozmawiamy w przeddzień wakacji. Czego życzyłaby Pani nauczycielom, uczniom i polskiej szkole?
- Zacznę od uczniów: wspaniałych wakacji, dobrej pogody, odpoczynku i wyśmienitej zabawy. Nauczycielom: żeby odpoczęli od klasówek, wypracowań, problemów i czuli tylko satysfakcję ze swojej pracy. No i na koniec, nam wszystkim, byśmy byli dumni z polskiej szkoły, żeby młodzież ją kochała i do niej potem tęskniła. Bo wspomnienia szkolne są żywe nawet w dorosłym życiu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska