Mariusz Bieława właśnie przeszedł na emeryturę, po 31 latach służby. Odszedł ze stanowiska zastępcy komendanta zielonogórskich strażaków. Jego pierwszą jednostką był Sulechów, gdzie spędził niemal całą służbę. Był tam również szefem. - Nie zaszedłbym tam wysoko, gdyby nie moi ludzie, oni byli i są wspaniali - mówi M. Bieława.
Strażakiem został po ojcu. - Tak się złożyło, ale nie żałuję - mówi Bieława.
Był strażakiem z krwi i kości, urodzonym do tej roboty. Przed laty, podczas pożaru kamienicy w Sulechowie wbiegł do budynku pomimo dużego zadymienia. Dowiedział się, że w płonącym mieszkaniu jest mężczyzna. Po chwili wybiegł z kamienicy wynosząc nieprzytomnego mężczyznę i sam upadł. Wszedł tam bez aparatu tlenowego, bo nie miał czasu go założyć. Wiedział, że liczy się każda sekunda.
W straży przeszedł niemal wszystkie możliwe szczeble. Od szeregowego, aż do stanowiska oficerskiego i dowódcy.
Szefując jednostce w Sulechowie jeździł na zdarzenia. Kiedy był już zastępcą komendanta zielonogórskich strażaków, również brał dział w akcjach. Żył tym, co działo się w straży. - Wydaje mi się, że jestem spełniony, nie zmarnowałem życia - mówi M. Bieława.
O swoim zawodzie mówi jako o pasji i przygodzie. Dumny jest, że dziś na jedno miejsce jest 10 nowych chętnych do straży.
Na stanowisku zastępcy komendanta zastąpił go Maksymilian Koperski, dotychczasowy naczelnik wydziału operacyjno-szkoleniowego w miejskiej komendzie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?