Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mariusz Totoszko: Dla mnie problemem jest wzięcie prysznica na basenie

Leszek Kalinowski 68 324 88 74 [email protected]
Mariusz Totoszko urodził się w 1975 roku we Wschowie. Muzyk (fortepian, gitara, perkusja), wokalista, od 2009 roku związany z grupą Volver (po hiszpańsku: Powrót). Absolwent Uniwersytetu Zielonogórskiego. Dziś mieszka w Warszawie. Ma dwie córki: siedmioletnią Julię i półtoraroczną Zosię.
Mariusz Totoszko urodził się w 1975 roku we Wschowie. Muzyk (fortepian, gitara, perkusja), wokalista, od 2009 roku związany z grupą Volver (po hiszpańsku: Powrót). Absolwent Uniwersytetu Zielonogórskiego. Dziś mieszka w Warszawie. Ma dwie córki: siedmioletnią Julię i półtoraroczną Zosię. Mariusz Kapała
- Lubię nowe wyzwania, stąd musicale, dubbing, śpiewanie po rosyjsku czy rozbierana sesja - przyznaje Mariusz Totoszko, wokalista zespołu Volver, który pochodzi ze Wschowy, a we wtorek czatował z Czytelnikami "Gazety Lubuskiej".

Przeczytaj też: Mariusz Totoszko zawodowo i prywatnie (zdjęcia)

- Ooo, widzę, że zainteresował cię artykuł w "Gazecie Lubuskiej".
- Jak czytam takie artykuły, jak "Dorwijmy psychopatę, który zmaltretował tego psa" ("GL z 16 bm.), to aż ciśnienie mi się podnosi. Nie rozumiem, jak można tak traktować zwierzęta. Kiedyś mojemu jamnikowi też ktoś poderżnął gardło. Na szczęście, udało się go uratować. Ale co się nacierpiał... Mam nadzieję, że i pod tym względem sytuacja w naszym kraju się zmieni.

- Też mam taką nadzieję. Ale porozmawiajmy o czymś przyjemniejszym. O muzyce i twoich sukcesach. Pewnie nie byłoby płyt, nagród, gdyby nie babcia Irenka?
- Oczywiście. To dzięki jej uporowi zostałem uczniem szkoły muzycznej w rodzinnej Wschowie. Babcia nie grała na żadnym instrumencie, ale pisała teksty piosenek, wiersze. Nawet ostatnio jeden mi podesłała. Poza tym muzyki w moim domu nie brakowało. Tato grał na gitarze, wujek na skrzypcach, ciocia na fortepianie...

- Ty też wybrałeś fortepian, czy to była decyzja rodziców?
- To był mój wybór. Dobry wybór.

- Ale późniejszy wybór już nie był związany z muzyką. Poszedłeś do liceum ekonomicznego.
- No tak, to był czas powstawania małych przedsiębiorstw. Wszyscy stawiali na biznes. Pomyślałem: ekonomia, bankowość to jest kierunek, który powinienem obrać. Nawet papiery na studia miałem przygotowane na uczelnię ekonomiczną.

- Ale znalazłeś się w Wyższej Szkole Pedagogicznej w Zielonej Górze.
- Muzyka wygrała z ekonomią. Zresztą grałem na gitarze w zespole rockowym (śpiewanie przyszło dużo później), pracowałem w sklepie z instrumentami muzycznymi w Lesznie. Kiedy zobaczyłem, że w Winnym Grodzie mogę studiować wychowanie muzyczne, nie wahałem się ani minuty. Dziś uważam, że to była najlepsza życiowa decyzja. Ba, nawet propozycję zostania na uczelni dostałem. Przyznam, że byłem trochę leserem, ale widocznie zdolnym, skoro mi tak dobrze szło. No, może z dyrygentury było gorzej... Do dziś boli mnie żołądek, jak o niej pomyślę. Jednak pięć lat spędzonych w Zielonej Górze to czas wspólnego muzykowania, wspaniali ludzie, imprezy...

- Kiedy wracasz tu z koncertami, to...
- ... czuję się jak u siebie. Znam każdy kąt, zapach miasta, parku przy amfiteatrze. Dlatego jest mi tu tak dobrze.

- Dlatego wystąpiłeś w tym roku na Festiwalu Piosenki Rosyjskiej?
- Zespół Volver lubi festiwale. A ten w Zielonej Górze to był dla mnie prawdziwy czad! W dniu, kiedy wystąpiliśmy w amfiteatrze, graliśmy w Sławie. Po koncercie nie było wiele czasu, więc przebierałem się w samochodzie. I prosto z niego na scenę. Ale nie czułem zmęczenia, stresu. Przecież byłem w Zielonej Górze! U siebie.

- Zdobycie Złotego Samowaru tym bardziej cieszyło?
- Jasne! Nagroda była tym ważniejsza, że piosenkę "Milijon białych roz", którą wykonywaliśmy, była całkowicie wyprodukowana przeze mnie. Język rosyjski znam, bo jeszcze uczyłem się go w podstawówce we Wschowie. A w Ałłie Pugaczowej się kochałem, jak wielu nastolatków wtedy. Sięgnąłem po tę piosenkę, bo to był powrót do dawnych lat. Poza tym to kontynuacja rodzinnej tradycji. Mój tato też wystąpił na Festiwalu Piosenki Rosyjskiej. Pewnie zrobiłby karierę, ale jak nam mówi, rzucił muzykę dla innej miłości - mojej mamy i dla nas.

- A jak ty się odnajdujesz w roli ojca?
- Mam dwie cudowne córeczki. Julka ma siedem lat, Zosia - półtora roku. Obie są bardzo grzeczne, więc kar nie stosuję. No chyba, że to będzie zakaz zjedzenia cukierka. Uwielbiam spędzać z nimi czas. Mają tyle pomysłów... Szkoda, że Julka mieszka kilkaset kilometrów ode mnie, w Gdyni (była żona, poznana w "Idolu", właśnie tam teraz mieszka). Z Zosią mogę być na co dzień.

- Potrafisz się nią zaopiekować?
- Nie mam problemów z przebraniem jej, prasowaniem, gotowaniem (uwielbiam to!). Dzielimy się obowiązkami z moją narzeczoną. Raz ja wstaję wcześniej i zajmuje się córeczką, raz ona. Mam tylko kłopot z odpowiednim ubraniem Zosi, gdy trzeba wyjść na dwór. W tym będzie za ciepło? W tym może zmarznąć? To już dla mnie za trudne.
- Trudno było wystąpić w programie "Idol" i poddać się krytyce między innymi Kuby Wojewódzkiego?
- To było zaraz po moich studiach. Choć jestem niepokorna dusza, to przejmowałem się bardzo wszystkimi krytycznymi uwagami. Ale uważam, że dzięki temu programowi wiele się nauczyłem. To był pewien przełom... Gdybym miał jeszcze raz wybór, też wystąpiłbym w tym programie. Z Kubą spotkam się niebawem, bo zaprosił mnie do swojego programu, więc będzie kontynuacja.

- Po "Idolu" powiedziałeś, że twoim marzeniem jest wystąpić w Teatrze Muzycznym Roma?
- Dobrze jest marzyć, bo marzenia się spełniają. Związałem się z teatrem, w którym wystąpiłem w musicalach: "Grase", "Miss Saigon", "Koty", "Akademia Pana Kleksa", "Upiór w operze".

- Lubisz wyzwania, bo w twoim życiu pojawił się też dubbing...
- To jakby naturalna kolej rzeczy po musicalach. Jest baza nowych talentów, ja się wtedy w niej znalazłem. Byłem kimś nowym, świeżym, więc posypały się propozycje. Brałem udział w nagraniach piosenek do polskiej wersji językowej "Fantaghiro" czy "Wojownicze Żółwie Ninja", a także do filmów animowanych, wśród nich nominowany do Oskara "Mój brat niedźwiedź". Zaśpiewałem piosenkę, którą w oryginale wykonuje Phil Collins.

- Nowym doświadczeniem był też udział w rozbieranej sesji do magazynu...
- To przyjemność. I ukłon w stronę damskiej części moich fanów. Choć lekko nie było. Nie należę do osób, które nie wstydzą się swojego ciała i eksponują je. Dla mnie problemem jest wzięcie prysznica na basenie. Dlatego nie od razu zgodziłem się na propozycję pozowania do magazynu. Namawianie mnie trwało rok. Musiałem dojrzeć do tej decyzji. Zdarza się teraz, że moje fanki przyjeżdżają na koncerty ze zdjęciami z tego magazynu. Proszą o autografy na nich. Wieszają je w swoich pokojach. To miłe...

- Twoje piosenki są pełne romantyzmu. Śpiewasz dla kobiet, ale na twoich koncertach nie brakuje mężczyzn. Bo?
- Bo mężczyźni nauczyli się, że przy zespole Volver można znaleźć swoją drugą połowę, można znaleźć z nią kontakt. Poza tym może im też ktoś złamał serce? Może też drzemie w nich romantyczna dusza? Na spotkanie z nami przychodzą dzieci i całe rodziny. I to nas bardzo cieszy.

- Jak i występ dla rosyjskiej publiczności?
- To konsekwencja udziału w Festiwalu Piosenki Rosyjskiej w Zielonej Górze. Jako zwycięzcy dostaliśmy zaproszenie na Festiwal Piosenki Polskiej w Kaliningradzie. Zaśpiewaliśmy tam piosenkę po rosyjsku, za którą dostaliśmy Złoty Samowar, oraz dwie po polsku. Natomiast uczestnicy muzycznych zmagań, Rosjanie, wykonywali polskie piosenki. Po polsku.

- Dziękuję.

Zaplanuj wolny czas - koncerty, kluby, kino, wystawy, sport

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska