- Po zredukowaniu o połowę miejskich funduszy na sport Gorzovia znalazła się w trudnym położeniu. Odczuwacie to na własnej skórze?
- Jeszcze nie. Otrzymałam wszystkie pieniądze, należne mi do końca ubiegłego roku. Klub nie zalega mi dziś nawet złotówki.
- A co będzie, jeśli Ryszard Kulczycki, prezes i trener w jednej osobie, powie wkrótce: dziewczyny, nie mam z czego płacić. Musimy renegocjować kontrakty.
- To trzeba będzie usiąść do rozmów i zrozumieć sytuację klubu. Mogłybyśmy iść w zaparte, zasłaniając się podpisanymi przed sezonem kontraktami, ale przecież nikt nie żyje na Księżycu. Przed dwa i pół sezonu Gorzovia zawsze była wobec mnie w porządku. To do czegoś zobowiązuje.
- Czy to znaczy, że niezależnie od wszelkich trudności zostaniesz w Gorzowie?
- Do końca tego sezonu na pewno. Nawet gdybym chciała zmienić klub, to obowiązują mnie związkowe przepisy. Stanowią, że transferowe okno otwiera się dopiero w czerwcu.
- Czy tak samo myślą twoje koleżanki z drużyny?
- Li Liu jest bardzo zadowolona z pobytu w Gorzowie. Zadomowiła się tutaj na dobre i z pewnością nie chciałaby zmieniać otoczenia. A Magda Sikorska? Szczerze mówiąc, nie mam za wiele okazji, by z nią porozmawiać o czymś innym niż tenis stołowy. Bo po każdym meczu natychmiast wraca do swej rodzinnej Warszawy.
- A nie uważasz, że problem z finansowaniem żeńskiej ekstraklasy leży głównie w jej małej popularności?
- Nie da się ukryć, że nasze mecze obserwuje przeciętnie po kilkunastu widzów. Skąd się to bierze? Pewno z bardzo słabego marketingu. Superliga mężczyzn zyskała tytularnego sponsora Wschodzący Białystok, zawiązała spółkę akcyjną, weszła na żywo do telewizji. Więc i kibiców ma zdecydowanie więcej. To oznacza, że ludzie chcą oglądać tenis stołowy. Ale w dobrym, profesjonalnym opakowaniu.
- Dziękuję.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?