[galeria_glowna]
Do jeziora Zamkowe Przednie koło wsi Gorzyca można trafić kierując się smrodem ryb gnijących w wodzie i na brzegach. Największe wyciągnęli w niedzielę wędkarze z międzyrzeckiego klubu Karpiarz. Przy jednym z pomostów leżą trzy ogromne ryby - szczupak, sum i karp. - Karp ma osiemnaście kilo. Już kilka razy wyciągałem go z wody. Robiłem mu fotki, dawałem buziaka na pożegnanie i wypuszczałem do jeziora. Zimy jednak nie przeżył - opowiada Paweł Strzelczyk, prezes Karpiarza.
Razem z wędkarzami idziemy brzegiem jeziora. Na dnie leżą martwe okonie, węgorze, szczupaki. Są ich tysiące. P. Strzelczyk ma łzy w oczach. Przy kolejnym pomoście na brzegu leży potężny karp. Międzyrzeczanie wyłowili go właśnie z wody. Każdy amator moczenia kija marzy o takim trofeum. Ma ze 20 kg. I strasznie śmierdzi. - Niech pan go aby nie dotyka. Nawet butem. To padlina - radzi Rafał Miernik.
Z Zamkowym Przednim sąsiadują dwa inne polodowcowe akweny - Zamkowe Środkowe i Zamkowe Tylnie. Wczoraj międzyrzeczanie wyłowili z nich ponad 20 ogromnych ryb. Każda ma po kilkanaście kilogramów. - Padły wszystkie duże ryby. To katastrofa. Nawet nie potrafię obliczyć strat. Podobnie jest w wielu innych jeziorach. Zwłaszcza tych małych i płytkich, które nie mają dopływów ani odpływów - mówi Edward Kurzyński, zastępca komendanta powiatowego społecznej straży rybackiej.
Masakra ryb to efekt tzw. zimowej przyduchy. Pisaliśmy o niej w ,,GL'' 21-22 lutego w artykule ,,Pod lodem dzieje się dramat''. - Przez trzy miesiące jeziora były zamarznięte. W dodatku lód był zasypany śniegiem, przez który nie mogło się przebić słońce. W akwenach ustał proces fotosyntezy, wodne rośliny przestały wytwarzać tlen. Dlatego ryby zaczęły się dusić i zdychać. Rozmiary tej klęski widać jednak dopiero teraz, kiedy lód zaczął topnieć - tłumaczy Mariusz Sroka, prezes klubu Abramis z Międzyrzecza.
Przyduchy występują w rzekach i jeziorach zazwyczaj latem, kiedy woda jest nagrzana. Zimowe zdarzają się rzadko, bo w ostatnich latach zimy mieliśmy łagodne. Międzyrzeccy wędkarze zapowiadali katastrofę już kilka tygodni temu. Ci z Karpiarza w styczniu i lutym codziennie jeździli nad Zamkowe Przednie, kuli przeręble i natleniali wodę. Przebijali się przez zaspy na leśnej drodze, poświęcali czas, paliwo i pieniądze. Na próżno.
- Nikt nam nie pomagał. Ani władze gminy, ani powiatu, ani straż zawodowa. Urzędnicy i strażacy zasłaniali się tym, że to nie ich sprawa - wytyka P. Strzelczyk.
W sukurs wędkarzom przyszli jedynie strażacy ochotnicy z Wyszanowa, którzy kuli przeręble i natleniali wodę w jeziorze w Bobowicku.
Dlaczego padły przede wszystkim ryby duże i drapieżniki? Wędkarze odpowiadają, że sumy, szczupaki i węgorze są najbardziej aktywne. Dlatego podobnie jak duże karpie mają największe zapotrzebowanie na tlen, którego zabrakło pod lodem. Moi rozmówcy zwracają uwagę, że gnijące ryby mogą stanowić zagrożenie epidemiologiczne. - Drapieżne ptaki i zwierzęta same nie uporają się z tonami padliny. Należy oczyścić jeziora z martwych ryb, bo może dojść do skażenia wody albo nawet epidemii. - Koszt będzie ogromny - zaznacza E. Kurzyński.
O sprawie rozmawialiśmy w niedzielę wieczorem z Małgorzatą Matysek, powiatowym lekarzem weterynarii. Poinformowała ,,GL'', że właściciel akwenu powinien oddać ryby do utylizacji. Wicestarosta Remigiusz Lorenz obiecał nam, że w poniedziałek sprawę zbada naczelnik wydziału ochrony środowiska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?