Pan Marek pochodzi ze Smogór. Jest strażakiem, a co za tym idzie, wielokrotnie pomagał innym stawiając swoje życie na szali. Nieszczęście nie spotkało go jednak podczas akcji gaśniczej, a podczas pracy, którą na co dzień wykonuje w jednej z sulęcińskich firm. Maszyna zmiażdżyła mu dłoń.
Liczy się każda minuta
- W szpitalu w Sulęcinie zrobili mi prześwietlenie. Powiedzieli, że dwóch palców na pewno nie da się uratować. Założyli mi opatrunek i wysłali mnie do Gorzowa. Środki przeciwbólowe przestały działać i dostałem gorączki. Od razu poddano mnie procedurze Covid-19. Pobrano mi wymaz i mam czekać, nie wiadomo ile godzin, niektórzy czekają 2, 3 dni na wyniki - tłumaczy nasz Czytelnik.
Mężczyzna wyznał, że boi się, że straci pozostałe palce. - Tu liczy się każda chwila. Rana cały czas krwawi, boli, środki przeciwbólowe przestają działać. Może jeszcze uda się coś uratować, ale tu trzeba szybko działać - mówi pan Marek.
Prezes szpitala: - Działamy, bez względu na wynik testu
O obawach naszego Czytelnika opowiedzieliśmy prezesowi szpitala w Gorzowie Wielkopolskim, gdzie przebywa pan Marek.
- Nie ma takiej możliwości, żebyśmy uzależniali nasze działanie od wyniku testu na obecność koronawirusa. Podejmujemy działania również w stosunku do tych pacjentów, na których wynik wciąż czekamy. Mamy wydzieloną salę operacyjną, gdzie pacjenci z podejrzeniem zakażenia, w odpowiednich warunkach, są operowani. Jesteśmy przygotowani na takie sytuacje - przekazał nam Robert Surowiec.
Godzinę po naszej rozmowie z prezesem placówki dostaliśmy informację od pana Marka, że właśnie jest przygotowywany do operacji.
Paweł Szrot ostro o "Zielonej Granicy"."To porównanie jest uprawnione"
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?