Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matematyka na maturze. Czy to naprawdę konieczność?

Agnieszka Kamińska
Agnieszka Kamińska
123rf
Maturę z matematyki oblało w ub. roku 21 proc. zdających. Według NIK, system kształcenia matematyki od lat jest prowadzony błędnie. Pojawiają się sugestie, że należy zrezygnować z obowiązku zdawania tego przedmiotu na maturze. Nauczyciele protestują: „Warto rozmawiać o tym, jak matematyki uczyć, a nie o tym, żeby jej nie wymagać”.

Myśląc o matematyce, Weronika nie czuje niechęci. To nienawiść w najczystszej postaci. Nie rozumie nic z rachunku prawdopodobieństwa czy ciągów, geometria to dla niej czarna magia. Podręczniki i zeszyty ćwiczeń, pełne wykresów i wzorów, wywołują w niej obrzydzenie. Są dla niej jak starożytne zwoje zapisane hieroglifami. Próbowała, naprawdę próbowała. Siedziała godzinami nad zadaniami, starała się znaleźć jakiś klucz do tej całej matmy, jakoś ją ugryźć, obłaskawić. Ale nic z tego. Z klasówek ma głównie pały.

Dwa razy w ubiegłym semestrze dostała trójki, ale powiedzmy sobie szczerze, bez serdecznych podszeptów koleżanki na sprawdzianach, ten wyczyn by się nie udał. Wywoływana do tablicy, wpatruje się w zadanie jak gapa w gnat, robi się blada i czuje, że traci przytomność. Nawet nie próbuje liczyć, w głowie ma tylko jedną myśl: jestem beznadziejnym przypadkiem. No cóż, nauczycielka ją w tym przekonaniu tylko utwierdza: „Siadaj, pała”, „Znów się nie nauczyłaś”, „Ty w ogóle nie pracujesz...”. Lekcje matematyki ją paraliżują. A od jakiegoś czasu paraliżowi towarzyszy ból brzucha i mdłości. Sprawa robi się poważna, bo Weronika chodzi do ogólniaka i chce iść na studia filologiczne. Tyle tylko, że na drodze stoi jej ta odrażająca matma, a właściwie matura z niej. Coraz większa liczba pał, i problemy gastryczne wywołane stresem, zaniepokoiły rodziców, którzy wysłali córkę na korepetycje.

Pierwszy korepetytor (brał za lekcje fortunę, przekonywał, że każdego nauczy matematyki), po miesiącu zrezygnował z dokształcania jej. Stwierdził, że dziewczyna nie rokuje. Weronika bowiem nie zna podstaw i ma problem z najprostszymi równaniami.

To fakt, ma. Już w podstawówce szło jej fatalnie, ale nauczycielka przymykała oko. Wystarczyło nauczyć się rozwiązywania zadań na pamięć, wyrecytować kilka wzorów i formułek, żeby dostać czwórkę. - W liceum okazało się, że jestem kompletną nogą z matmy i mam duże zaległości. Znalazłam wreszcie cierpliwą korepetytorkę, ale ona cudu nie sprawi. Za późno zaczęłam coś z tym problemem robić… Jestem załamana, bo za dwa lata matura. Kocham język angielski i z nim wiążę przyszłość. A matematyka wywołuje we mnie wręcz fizjologiczny ból. Nie znoszę jej, nie rozumiem, nienawidzę. Czy muszę ją zdawać na maturze? A jeśli jej nie zdam? Jeden przedmiot ma mi zrujnować życie - napisała nam w mailu Weronika Brandt, uczennica jednego z liceów w Gdańsku.

Matematyka dzieli

Podobnie myśli nie tylko Weronika. Na ubiegłorocznej maturze najwięcej problemów sprawiła właśnie matematyka, i tak jest od lat. W maju nie zdało jej 21 proc. maturzystów (7 proc. oblało język polski, a 6 proc. najpopularniejszy wśród języków obcych - angielski). Ostatecznie, po poprawce, matematykę zdało 84 proc. maturzystów.

Michał Tyrawski, który należy do Młodzieżowej Rady Powiatu Człuchowskiego i jest przedstawicielem ds. edukacji z ramienia Młodej Lewicy, twierdzi, że obowiązkową maturę z matematyki należy znieść.

„Nauczanie matematyki jest błędem systemowym. 44 proc. uczniów szkoły średniej ma dwóję na świadectwie końcowym. W klasie maturalnej to jest 46 proc. Przyczyną tego stanu rzeczy są wady w procesie nauczania (…). Dziś trzeba zastanowić się nad tymczasowym zniesieniem obowiązkowej matury z matematyki do momentu naprawy systemu” - napisał Michał Tyrawski na Twitterze.

Ucz się i pracuj wygodnie!

Materiały promocyjne partnera

Młody polityk wskazuje też, że państwa, w których uczniowie nie muszą zdawać matematyki na maturze, nie są wcale zacofane pod względem technologicznym. Przytacza dane NIK z 2019 r. Według nich, w rankingu innowacyjności gospodarki Polska jest na 38. miejscu, a np. Finlandia (nie ma tam obowiązkowej matury z matematyki) na 8.

No i rozpętała się burza. Temat podzielił internautów. Jeden z nich napisał, że matematyka „nie jest humanistycznym pisaniem głupot i trzeba jej się nauczyć”. Ktoś inny stwierdził, że problemem są nie uczniowie, ale nauczyciele, którzy nie potrafią uczyć. Jakiś inny internauta zauważył, że nie ma w Polsce obowiązku zdawania matury - „to proste, masz problem z matmą, nie podchodź do matury”.

Sprawa zatacza dużo szersze kręgi. Na Facebooku działa profil „Stop obowiązkowej maturze z matematyki”. Co ciekawe, założyła go w ub. roku grupa nauczycieli.

- Matematyka jest potrzebna i obowiązkowa jako przedmiot w szkole, ale niekoniecznie obowiązkowa na maturze. Chcemy, by uczeń miał większe prawo wyboru. Ci, którzy myślą o historycznych kierunkach studiów, nich piszą maturę z historii, a osoby wybierające się na kierunki techniczne, mogłyby wybierać matematykę. Po co zmuszać wszystkich do matematyki - napisał Sławomir Szczerkowski, inicjator akcji, którą poparło kilkaset osób. Grupa wysłała nawet postulat zmian na maturze do resortu edukacji.

Papierowa matematyka

Matematyka już kiedyś nie była obowiązkowa na maturze. Wycofano ją w 1982 r., obowiązek przywrócono w 2010 roku. W tym przedziale czasowym odsetek uczniów, którzy decydowali się ją zdawać, systematycznie spadał. Departament Analiz i Prognoz Ekonomicznych Ministerstwa Gospodarki i Pracy napisał w 2005 r., że studenci kierunków inżynierskich stanowią jedynie 20 proc. wszystkich słuchaczy (a np. w Niemczech, Czechach i Finlandii było ich ponad 30 proc.). Wskazywano, że niedobór inżynierów to wina braku obowiązkowej matematyki na maturze. Innym negatywnym efektem był spadek poziomu nauczania matematyki. Skoro nie była ona obowiązkowa na maturze, nauczyciele nie przykładali się do jej nauki. Ówczesne ministerstwo edukacji zdecydowało więc o przywróceniu matematyki. Ten krok tłumaczono m.in. potrzebami na rynku pracy. „Zdecydowanie więcej młodych ludzi musi w przyszłości studiować nauki techniczne, bo brakuje inżynierów” - uzasadniał MEN zmiany na maturze.

Sprawa wróciła w 2019 r. Najwyższa Izba Kontroli przyjrzała się wówczas nauczaniu matematyki w Polsce i nie pozostawiła na nim suchej nitki. Stwierdziła m.in., że w latach 2015 - 2017 wśród uczniów powtarzających klasę w szkołach ponadgimnazjalnych 61 proc. otrzymało ocenę niedostateczną z matematyki, a w gimnazjach i szkołach podstawowych - 70 proc. Izba wskazała też, że sposób nauki jest zacofany i nie sprzyja rozwojowi kompetencji matematycznych. Co więcej, NIK zawyrokowała, że „obowiązkowy egzamin maturalny z matematyki nie stanowi wartości dodanej w procesie nauczania”. A także, że jest istotnym obciążeniem (biorąc pod uwagę koszty korepetycji i stres) dla prawie jednej trzeciej uczniów w szkołach kończących się maturą. „Osoby nieplanujące związków z przedmiotami ścisłymi mogłyby w sposób bardziej efektywny skupić się na przedmiotach istotnych z punktu widzenia ich dalszej drogi zawodowej” - konkludowała NIK. W swoim opracowaniu podała nawet przykład Singapuru, który należy do grona państw najszybciej rozwijających się. Tam ograniczono liczbę egzaminów, opierających się na wiedzy encyklopedycznej i mechanicznym wykonywaniu zadań. Zamiast tego, większy nacisk postawiono na pracę zespołową i analityczne myślenie. NIK przytoczyła też opinię prof. Edyty Gruszczyk-Kolczyńskiej z Akademii Pedagogiki Specjalnej:

„W Polsce problemem jest papierowa matematyka. Nauczyciele ją pokochali. Wystarczy rozdać dzieciom karty pracy, przeczytać im zadanie i dopilnować, żeby wpisały w odpowiednie miejsce właściwą liczbę lub znaki działań i relacji. Nie trzeba przygotowywać się do zajęć i troszczyć o pomoce dydaktyczne”.

Akurat z tym stwierdzeniem wielu pedagogów się zgadza. Jednak według nich, propozycja likwidacji obowiązkowej matury z matematyki to jedno, a poprawa nauczania matematyki to drugie. I ten wątek podchwycił ówczesny MEN torpedując tezy NIK:

„Trudno dostrzec, jak obowiązkowa matura z matematyki mogłaby, choćby w najmniejszym stopniu, przeszkadzać w doskonaleniu procesu nauczania matematyki” - napisał resort w oficjalnej odpowiedzi.

Po druzgocącym raporcie NIK, zmian na maturze nie wprowadzono. Ale gorąca dyskusja pozostała.

Murem za matematyką

Matur bez obowiązkowego egzaminu z matematyki nie wyobraża sobie Marcin Karpiński, wykładowca dydaktyki matematyki i współautor programów nauczania. Zwolennikom usuwania tego przedmiotu z egzaminów wytyka to, że mają oni właściwie jeden argument: są maturzyści, którym trudno jest zdać egzamin i są to głównie uczniowie, którzy w przyszłości nie będą matematyki potrzebować.

- Nasuwa się więc pytanie: czy na maturze obowiązkowej mają być tylko te przedmioty, które wszyscy zawsze zdają? - pyta Marcin Karpiński.

Nauczyciel przypomina, że zanim w roku 2010 matematyka stała się ponownie obowiązkowym przedmiotem maturalnym analizowano, jakie są skutki jej braku na maturze. Wskazywano m.in. na bezradność studentów pierwszego roku na kierunkach społecznych i ekonomicznych, gdy muszą dokonywać analiz statystycznych.

- Dyskutowano też, dlaczego tak wielu Polaków nie rozumie, jak działa procent składany i nie umie policzyć skutków brania kredytu. Jeśli ktoś teraz chce ponownie usunąć obowiązek zdawania matematyki, powinien przedstawić przynajmniej równie wnikliwe analizy. A ta opinia, że maturzyście matematyka się w przyszłości nie przyda, jest jaskrawo nieprawdziwa. Jej zwolennicy z całą pewnością byli źle uczeni matematyki. Warto więc rozmawiać o tym, jak matematyki uczyć i jakiej matematyki należy wymagać od maturzysty. A nie o tym, żeby w ogóle jej nie wymagać - mówi Marcin Karpiński.

Murem za obowiązkową matematyką na maturze stoi też Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.

- Jeśli na maturze miałoby nie być obowiązku zdawania jednej z najważniejszych dyscyplin naukowych, to po co nam matura? Co ona ma sprawdzać? Czy egzamin dojrzałości ma być tylko z tego, czego młodzież chce się uczyć? Czy też powinien istnieć pewien kanon wiedzy, jaki licealista musi nabyć kończąc liceum? Dziś taki kanon istnieje, a próby odejścia od niego w przeszłości, kończyły się fiaskiem. Wszelkie ograniczenia w nauce matematyki mogą sprawić, że wykształcenie młodego człowieka będzie uboższe, on tylko na tym straci - twierdzi Marek Pleśniar, dyrektor OSKKO.

Facetka od Matmy

Dużo do powiedzenia ma tu również Facetka od Matmy. Taki przydomek przybrała Natalia Ziemba - Jankowska, autorka bloga o matematyce, korepetytorka, zawodowo zajmująca się projektowaniem sztucznej inteligencji. Mówi, że udziela korepetycji z matmy, bo to pasja, bez której nie może żyć. Według niej, nie każdy musi podchodzić do matury i iść na studia. Ale jeśli ktoś decyduje się na kontynuację nauki, powinien przyswoić podstawową wiedzę, w tym z matematyki. I to tym bardziej - jak nam opowiada - że poziom egzaminu maturalnego z tego przedmiotu jest teraz bardzo niski. I aby zdać maturę, wystarczy przez miesiąc intensywnie się uczyć.

- Matematyka jest naprawdę bardzo łatwa i piękna. Ale wielu uczniów myśli inaczej. Uwierzyło, że to trudny przedmiot. To przekonanie wpojono im przez lata edukacji, wyrządzając ogromną krzywdę. Barierą w nauce jest więc bardzo często mentalność, i to ją trzeba zmienić. Matematyki można nauczyć naprawdę każdego, choć oczywiście niektórzy uczniowie mają problemy, np. związane z niepełnosprawnością, i w ich przypadku konieczne jest podejście indywidualne - mówi Natalia Ziemba-Jankowska.

Problem tkwi też w czymś innym. W systemie nauki i w samych nauczycielach. Najlepsi matematycy czy filologowie wolą pracować w prywatnych firmach, w których zarobią kilkakrotnie więcej niż w szkole. Oni do oświaty najczęściej nie trafiają.

- Udzielam korepetycji uczniom, którym nauczyciel powiedział, że pewien dział matematyki mają przerobić na korkach, a potem on z tego zrobi sprawdzian w szkole. To jest podejście skandaliczne, szokujące! Mi byłoby wstyd, że moi uczniowie w ogóle muszą chodzić na korki. Na studia pedagogiczne idą dziś osoby przeciętne, bez pasji pedagogicznej. Wybierają ten zawód, bo nie wiedzą, co innego mogłyby robić. To brzmi brutalnie, ale bez najlepszych nauczycieli, dobrze opłacanych, bez przywrócenia prestiżu zawodowi nauczyciela, nie będzie nauki na wysokim poziomie. Będzie za to płacz uczniów, nerwy, poczucie bycia przegranym - mówi Natalia Ziemba-Jankowska, Facetka od Matmy.

Ale niektórzy nauczyciele patrzą na problem jeszcze inaczej. Twierdzą, że nauka do matur, nie tylko z matematyki, opiera się dziś na trenowaniu rozwiązywania testów. Przeciwniczką takiego podejścia jest Aleksandra Dulas, prezeska Fundacji Nowoczesnej Edukacji SPUNK.

- Żeby zdać maturę, młodzi ludzie muszą nauczyć się prawidłowo rozumować, a nie tylko prawidłowo rozwiązywać masę testów. A tego tak naprawdę uczymy teraz maturzystów. Zamiast prowadzenia interesujących dyskusji i wzbudzania twórczego fermentu, co robimy na lekcjach przygotowujących do matury? Testy. Czuję, że gdybym nie musiała się skupiać na testach, to uczniowie więcej by się nauczyli i wypuściłabym w świat mądrzejsze osoby. Dlatego albo powinniśmy całkowicie porzucić matury, albo powinniśmy zrobić w nich rewolucję. Dziś słyszymy od wykładowców, że maturzyści są nieprzygotowani do studiów. No to zróbmy tak, żeby byli - mówiła nam niedawno w wywiadzie Aleksandra Dulas, nauczycielka, terapeutka, szefowa Fundacji Nowoczesnej Edukacji SPUNK.

[cyt]

COMPONENT {"params":{"text":"Spór o dyskalkulię","id":"spor-o-dyskalkulie"},"component":"subheading"}

Dyskalkulia należy do grupy specyficznych trudności w uczeniu się. Uczniowie m.in. gubią cyfry lub je mylą, mają problem z zapisywaniem równań i robią najprostsze błędy rachunkowe. Dla nich liczby nie oznaczają konkretnych wartości, a są jedynie nazwą. Według WHO, na dyskalkulię cierpi ok. 5 proc. ludności. W Niemczech czy Wielkiej Brytanii program nauczania matematyki dostosowuje się do możliwości dyskalkulików. W Polsce zdają oni maturę z matematyki. Zdawalność egzaminu wśród tych osób wynosi 50-60 proc. Centralna Komisja Egzaminacyjna uznaje, że istnieje możliwość zastosowania „szczegółowych zasad oceniania”, uwzględniających specyficzne trudności w uczeniu się (opinię o dyskalkulii wydaje poradnia psychologiczno-pedagogiczna), ale jedynie w przypadku zadań otwartych na maturze z matematyki. W tej sprawie w ub. roku zainterweniował ówczesny Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar. Postulował, by cały egzamin był oceniany z uwzględnieniem dyskalkulii.

„Liczba zadań otwartych na egzaminie maturalnym z matematyki została zmniejszona. To zaś może negatywnie wpłynąć na ostateczne wyniki uzyskiwane na egzaminie przez uczniów i uczennice z dyskalkulią. Należy ponownie poddać analizie obowiązujący system oceniania zadań maturalnych i wprowadzić możliwość sprawdzania całości pracy maturalnej przez egzaminatora z uwzględnieniem wytycznych podobnych do tych, które obecnie dotyczą zasad oceniania zadań otwartych w przypadku arkuszy osób ze stwierdzoną dyskalkulią” - napisał w swojej opinii RPO. Na razie system nie został zmieniony.

[/cyt]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Matematyka na maturze. Czy to naprawdę konieczność? - Dziennik Bałtycki

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska