Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mateusz z Gościeszyna był na olimpiadzie i oglądał Justynę oraz Małysza

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
Mateusz Kołodziej jako swoje hobby wymienia piłkę nożną i biegi. Zaś jego marzeniem jest pojechać na olimpiadę w Soczi.
Mateusz Kołodziej jako swoje hobby wymienia piłkę nożną i biegi. Zaś jego marzeniem jest pojechać na olimpiadę w Soczi. fot. Wojciech Waloch
Wyjazd na olimpiadę do Vancouver to był niepowtarzalny prezent dla Mateusza Kołodzieja, wolsztyńskiego gimnazjalisty z Domu Dziecka

Mateusz na co dzień mieszka w Domu Dziecka "Droga" w Gościeszynie koło Wolsztyna, zaś do szkoły, Gimnazjum nr 2, uczęszcza w Wolsztynie. Ma tutaj bardzo dobrą opinię. - Grzeczny, pracowity, dobrze się uczy, nie wagaruje, jak niektórzy - Renata Suś, wychowawczyni klasy III b wylicza zalety chłopca. Jej zdaniem młodzieniec całkowicie zasłużył sobie na prezent w postaci atrakcyjnego wyjazdu za ocean.

- Było fajnie - uważa Mateusz

- Od kogo dowiedziałeś się, że pojedziesz na olimpiadę do Vancouver?
- Od pana Kowalczyka, dyrektora Domu Dziecka. Gdzieś dwa tygodnie wcześniej dyrektor powiedział mi, że jestem brany pod uwagę i mam szansę na wyjazd, no i sprawdziło się.

- A dlaczego wybrano właśnie ciebie
- Nie wiem, może dlatego, że dobrze się uczę, że byłem grzeczny...

- No dobrze, wybrano cię. I co było dalej?
- W Warszawie wsiadłem do samolotu i poleciałem.

- To był twój pierwszy lot samolotem? Jakie wrażenia? Nie bałeś się?
- Tak, leciałem pierwszy raz. Wrażenia - normalne. Nie bałem się, przez cały lot oglądałem filmy, słuchałem muzyki. Przy czym po drodze mieliśmy jeszcze przesiadkę w Londynie.

- Wyszedłeś do miasta?
- Nie, nie było czasu. Przesiedliśmy się i innym samolotem polecieliśmy do Vancouver.

- Mówisz przesiedliśmy się, polecieliśmy, zatem ktoś zatem leciał z tobą...
- Tak, pan poseł Ziemniak, dzięki któremu mogłem być na igrzyskach. Pieniądze na wyjazd dało także starostwo i miasto Wolsztyn.

- Wiesz może, ile kosztowała wyprawa?
- Słyszałem, że 12 tys. zł.

- No i co się zdarzyło po przylocie? Nie czułeś różnicy czasu?
- Nie, czułem się dobrze. Zamieszkaliśmy w Vancouver w willi. I stamtąd potem jeździliśmy w różne miejsca. Zaraz następnego dnia o piątej rano była pobudka i o szóstej wyjazd do Wisthler Olimpic Park. Jechało się trzy godziny. Oglądałem występy Polaków. Biathlonistów z Sikorą, trzy razy byłem na skokach i widziałem Adama Małysza, no i trzy razy kibicowałem Justynie Kowalczyk.

- Zdobyłeś ich autografy?
- Nie udało się, mam autografy polskich łyżwiarek i innych sportowców, których nie znam.

- Kibicowałeś naszym?
- Jasne. Podczas tych zawodów było wielu Polaków. Nawet bardzo wielu. Myśmy mieli flagi z napisami, szaliki, gwizdki.

- Wiem, że byłeś w Kanadzie 10 dni, co zatem robiłeś gdy nie było zawodów z udziałem Polaków?
- Chodziliśmy po sklepach. Kupiłem sobie ręczniki, kubek z napisem "Kanada" i syrop klonowy. Poza tym zwiedzaliśmy wioskę olimpijską.

- A co było po powrocie do kraju?
- Wtedy chyba poczułem różnicę czasu, bo bardzo chciało mi się spać.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska