Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka: - Nie odpuszczę tym lekarzom. Córka umarła na jej rękach

Dorota Nyk 76 835 81 11 [email protected]
- Rodzina radzi mi, żebym się wyciszyła, ale ja chcę krzyczeć - mówi Grażyna Markowska, mama 24 - letniej Natalii, która zmarła w czerwcu. Przegrała walkę z rakiem, a jej mama właśnie rozpoczęła walkę o sprawiedliwość. Z lekarzami.

- Złożyłam w prokuraturze zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa przez trzech lekarzy, którzy leczyli moją córkę - powiedziała nam. - Są to lekarze z oddziału chirurgii szczękowo twarzowej na Borowskiej we Wrocławiu, znani specjaliści. Nie chcę od nich odszkodowania ani nic takiego, chcę sprawiedliwości. Uważam, że początek leczenia zaszkodził mojej Natalii najbardziej, a to właśnie oni jej go zafundowali. Gdyby nie oni, być może mielibyśmy ją dłużej, może mniej by cierpiała.

Głogowianka zawiadomiła prokuraturę, że ci lekarze dopuścili się zaniedbań, odmówili jej bardzo chorej córce podstawowych badań i lekceważyli jej chorobę, cierpienie. Domaga się ich ukarania za niedopełnienie obowiązków.

Natalia to była śliczna dziewczyna, która miała plany na przyszłość, pomysły na życie. Skończyła położnictwo na Akademii Medycznej we Wrocławiu, licencjat. Miała więc wykształcenie medyczne. Matka uważa, że przegrała walkę z rakiem, ale nie tylko z nim. Cała jej historia leczenia jest wielką przegraną systemu lecznictwa.

Opisywaliśmy jej historię cztery tygodnie po śmierci dziewczyny. Wszystko zaczęło się w 2008 roku, kiedy Natalię zaczęła boleć głowa i szczęka. Była wtedy na studenckich wakacjach, pracowała w Austrii. Tam lekarz od razu skierował ją do najbliższej kliniki, ale ona wolała wrócić do Polski.

"Poradzono mi przyjmować leki przeciwbólowe oraz podwiązywanie żuchwy bandażem. Niestety, ból nie ustępował. Zgrubienie narastało, wyrwano mi ząb ósemkę - opisała Natalia w skardze do NFZ, na którą nigdy nie dostała odpowiedzi. - Po kilku dniach ból promieniował. Zostałam przyjęta na oddział chirurgii szczękowo-twarzowej z diagnozą: ropień. Po kilku dniach podawania najróżniejszych antybiotyków, w gabinecie zabiegowym, ropień został nacięty w znieczuleniu miejscowym. Stwierdzono, że upuszczono dużą ilość ropy. Przyniosło mi to ulgę na około trzy dni. (…) Kolejny zabieg, dokładniejsze czyszczenie "ropnia".

Dopiero po tym drugim zabiegu po raz pierwszy pobrano wycinek do badań. Diagnoza brzmiała: to nie ropień, to rak.

Matka zarzuca trzem lekarzom niedopełnienie obowiązków i przyczynienie się do rozwoju choroby. - Guz na początku był malutki. Oni go nacinali, wycinali, robili najgorsze co można było zrobić przy nowotworze złośliwym. Odebrali mojej córce cień szansy - mówi matka. - Jako dowody w prokuraturze przedstawiłam dwa odpisy z izby przyjęć. Córka zgłosiła się tam z potwornym bólem i dwukrotnie nie została przyjęta.

- W tej sprawie wszczęte jest śledztwo - poinformowała nas rzeczniczka Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu Małgorzata Klaus. - Ustalamy, czy rzeczywiście lekarze zbagatelizowali chorą i czy rzeczywiście narazili ją na niebezpieczeństwo utraty życia bądź zdrowia, i w konsekwencji nieumyślnie spowodowali jej śmierci. Zabezpieczyliśmy w tej sprawie dokumenty.

Przesłuchiwana już była Grażyna Markowska. - Robię to wszystko, bo nie wiem czy ci ludzie wyciągnęli wnioski ze swojej pomyłki - mówi. Jest kilka przykładów zachowania tych trzech lekarzy. Od jednego z nich Natalia usłyszała, że jest zdrowa i zajmuje łóżko naprawdę chorym.

Walczyła z guzem trzy lata. Brała chemię w klinice na Bujwida we Wrocławiu, było naświetlanie, ale guz nie reagował. Rósł. Operowano ją w Warszawie, ale po pół roku rak się odnowił. W zeszłym roku przeszła drugą operację, bardziej drastyczną. Mama rozpoczęła zbiórkę funduszy na naświetlanie w Japonii, bo ktoś jej tę drogę doradził. Organizowała akcje charytatywne. Jednak leczenie w Japonii okazało się niemożliwe. Nie wyszło też nic z leczenia w Niemczech, bo było za późno. W Polsce Natalii zaproponowano kolejną operację.

- Na początku marca miała problemy z jedzeniem, z oddychaniem - mówi jej mama. W szpitalu w Głogowie zrobili jej tracheotomię i gastrostomię - oddychała i jadła przez rurkę.
Ostatnie dni spędziła w hospicjum w Lubinie. Tam napisała: wreszcie czuję się jak człowiek.
Umarła na rękach matki.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska