O pani Bernardzie, która wychowuje niepełnosprawną córkę pisaliśmy 24 lutego w artykule ,,Żyją na końcu świata''. Przypomnijmy, że 47-letnia kobieta mieszka w Kawnie, malutkiej osadzie, ukrytej w bierzwnickich lasach.
Do Brenia, najbliższej wsi ma kilka kilometrów. W chylącym się ku upadkowi domku, który należy do jej teściowej dzieli malutki pokoik i kuchnię ze wspomnianą córką i dorosłym synem. Także z mężem, z którym jest w separacji.
Każą czekać
- Gdyby nie Joasia już dawno bym stąd wyjechała - powiedziała nam o tym, że od ośmiu lat bezskutecznie dobija się do władz o pomoc w załatwieniu mieszkania socjalnego. Jej córka choruje ma porażenie mózgowe, jest też głuchoniema. Stawy biodrowe miała operowane już dziewięć razy. Niebawem czeka ją kolejna wizyta w szpitalu.
- Cztery lata temu, dzięki pomocy lekarzy, znalazłam dla niej miejsce w Specjalnym Ośrodku Szkolno - Wychowawczym dla Dzieci Niesłyszących w Szczecinie. Do domu jednak musi wracać, a tu nie ma warunków do niczego. Jak tu wjechać wózkiem do kuchni? - pokazywała kilkudziesięciocentymetrowy próg. Nie korzysta z łazienki, nie mają ubikacji. Nie rozmawia z teściową. Opowiada nam o alkoholu, kłótniach i strachu. Nie chce byśmy o tym pisali, ale podkreśla, że o tym co w domu się działo i dzieje doskonale wie policja, opieka społeczna i władze gminy.
Głośno marzy o ucieczce z tej głuszy. W ubiegłym tygodniu wójt Jerzy Bakiewicz nie dawał pani Bernardzie większych szans na otrzymanie mieszkania socjalnego. Wymieniał m.in. budynki po szkołach w Kolsku i Klasztornem, które można by było zaadoptować na mieszkania socjalne. Problem w tym, że w budżecie gminy od kilku lat nie przewidziano na ten cel ani złotówki. - Nie rozwiążemy tego problemu wcześniej niż za trzy, cztery lata - tłumaczył wójt.
Traci siły
- Muszę stad wyjechać! Tu nie ma warunków do życia - ponownie zadzwoniła do nas wczoraj pani Bernarda. Ze łzami w oczach tłumaczy, że Joasia zachorowała w ubiegłym tygodniu. Nie ma już sił do tego, by dźwigać do kuchni dorastającą dziewczynę.
- Nie tylko ręce mi opadają, ale czuję, że zaczynam dostawać obłędu - prosi nas o pomoc. Nieco zrezygnowana trzyma złączone czubkami palców dłonie. W języku migowym, którego nauczyła się by kontaktować się z Joasią, oznacza to słowo ,,dom''. W końcu decyduje się wyjechać. Gdzie? - Tydzień tu, tydzień tam, a jak już nie będzie gdzie, to pójdziemy na dworzec - mówi zdesperowana.
O całej sytuacji powiadomiliśmy wczoraj wójta Bakiewicza. Zapewnił nas, że zbierze sztab antykryzysowy i spróbują w jakiś sposób rozwiązać problem. Jeszcze raz powtórzył, że w podobnej sytuacji jak pani Jacek w gminie jest kilka rodzin, kolejnych kilkanaście również czeka na mieszkanie socjalne. Zdradził nam, że zwróci się o pomoc do urzędu marszałkowskiego. Wysłał też do Kawna szefową ośrodka pomocy społecznej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?