Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Matka z czwórką dzieci może skończyć na bruku

Janczo Todorow
Spadkobiercy chcą, aby Barbara Zielonka jak najszybciej opuściła dom babci.
Spadkobiercy chcą, aby Barbara Zielonka jak najszybciej opuściła dom babci. fot. Janczo Todorow
Barbara Zielonka opiekowała się w Lubomyślu babcią. Dopóki staruszka żyła, mieszkała z nią. Kiedy babcia zmarła, stała się niepotrzebna.

- Wynoś się dokąd chcesz - mówią do matki z czwórką dzieci.
- A gdzie ja mam się podziać, jak nie mam pracy? Żeby wynająć stancję, trzeba mieć dużo pieniędzy, kiedyś wynajmowaliśmy z mężem w mieście, ale musieliśmy zrezygnować. Babcia nas zaprosiła, to zamieszkaliśmy w maju ubiegłego roku. Ale w grudniu babcia umarła i od tamtej pory zaczęło się piekło, spadkobiercy chcą żebym wyniosła się stąd. Chcą sprzedać dom i podzielić pieniądze. A gdzie ja mam się podziać z czwórką chłopców? Najmłodszy ma roczek, a najstarszy sześć latek - mówi ze łzami w oczach Barbara Zielonka.

- Co w tym złego, chcemy sprzedać swoją ojcowiznę? - mówi Janusz Florianczyk, jeden z synów nieżyjącej staruszki. - Ja nie jestem za tym, żeby siłą wyrzucać Basię z domu, nie mam jej też gdzie przygarnąć, bo w naszym domu ciasnota. Ale dom babci trzeba sprzedać i podzielić pieniądze, każdemu są potrzebne.

Dom się wali

Florianczyk przyznaje, że to niewielkie pieniądze, bo stary, parterowy dom wymagający kapitalnego remontu sprzedadzą najwyżej za 40 tys. zł, więc każdy z sześciu spadkobierców dostanie jakieś 6,5 tys. zł.
- Ale nierychomość niszczeje, zanim zawali się całkowicie, trzeba go sprzedać - dodaje.

Spadkobiercy naciskają na Barbarę Zielonkę, presja jest tak duża, że dla świętego spokoju podpisała papier, że opuści mieszkanie.
- Tylko nie wiem dokąd, miałam umówiony pokój od sierpnia, ale nic z tego nie wyszło. Teraz krewni przychodzą i ponaglają, odłączyli prąd, od dwóch tygodni siedzimy w ciemności - wzdycha Zielonka.

Socjale na gwiazdkę

Genowefa Zielonka, matka Barbary, mieszka w tej samej wsi. - To strasznie co wyrabiają krewni, ale sama jestem w trudniej sytuacji, nie mogę przyjąć córki do siebie, bo mąż jest bardzo nerwowy. Nie wiem jak mam jej pomóc, bo brat i siostra chcą, żeby wyszła z mieszkania. Kłótnie są na okrągło. Może gmina by coś uradziła?

Wójt Jan Dżyga rozkłada ręce: - Niestety, nie mamy wolnych mieszkań. Owszem, szykujemy lokale socjalne, ale będą gotowe dopiero w grudniu. Pani Zielonka jeszcze nie była u mnie, jeżeli się zgłosi, to wtedy będziemy się zastanawiać jak jej pomóc.

Barbara Zielonka nie traci nadziei: - Może ktoś ma dwa mieszkania i wynajmie niedrogo jedno, to mnie uratuje.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska