Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Melomani zagłosują nogami

Redakcja
Krzysztof Nowak ma 52 lata. Skończył gorzowskie I LO, studiował w Poznaniu. Był jednym z założycieli klubu politycznego Ład i Wolność. Dawniej kojarzony był z ZChN. Pracował w telewizji publicznej, tworzył TV Polonia, kierował Polską Agencją Informacyjną.
Krzysztof Nowak ma 52 lata. Skończył gorzowskie I LO, studiował w Poznaniu. Był jednym z założycieli klubu politycznego Ład i Wolność. Dawniej kojarzony był z ZChN. Pracował w telewizji publicznej, tworzył TV Polonia, kierował Polską Agencją Informacyjną. Kazimierz Ligocki
- Nie dostrzegam żadnego powodu, by gorzowianie nie mogli korzystać z takiej instytucji jak filharmonia, a mieszkańcy Zielonej Góry od kilkudziesięciu lat - tak - mówi KRZYSZTOF NOWAK, dyrektor Filharmonii Gorzowskiej.

- Nie lubi pan dziennikarzy?
- Dlaczego?

- Nie ułatwia pan nam pracy, 18 maja inauguracja, a nam brakuje informacji. To oznacza, że nie możemy ich przekazywać mieszkańcom. Można odnieść wrażenie, że pan - były szef oddziału telewizji w Poznaniu, dyrektor i założyciel TV Polonia - nie rozumie potrzeb mediów…
- To tylko takie wrażenie. Z mojego punktu widzenia jest zupełnie odwrotnie. Nie rozumiem na przykład, dlaczego do tej pory nie ukazały się w prasie wywiady ze mną i dyrektorem artystycznym - ani w "Gazecie Lubuskiej", ani w "Gazecie Wyborczej"…

- My od dwóch miesięcy nie możemy umówić się z panem na rozmowę…
- Ale to jest nieprawda. Pan do mnie dzwoni np. gdy jestem za kierownicą.

- Umawianie przez sekretariat kończyło się tym samym…
- Mam dość napięty terminarz. Nikomu nie odmówiłem rozmowy, stale udzielam wywiadów. Miałem już kilka występów w radiu i telewizji. Nie jest więc tak, że nie rozumiem mediów, może to po prostu niektóre media miały kłopot, by się ze mną umówić.

- Trudno dowiedzieć się choćby tego, jakich zatrudnia pan fachowców…
- Odpowiedzi na pytania, które pan zadał, przekazaliśmy, ale proszę zauważyć, że osoby, które zgłaszają się do nas do pracy, nie muszą zgadzać się na szczegółową inwigilację na łamach prasy…

- Inwigilację? Instytucja publiczna za pieniądze podatników…
- Każdy obywatel ma prawo do zachowania pewnego minimum intymności. Ja mogę i powinienem tłumaczyć się z mojej polityki kadrowej, ale pracownik nie musi zgadzać się na ocenianie jego kwalifikacji w gazecie. Dobrze by było, gdyby nie oceniano procesu decyzyjnego, ale jego efekty - przecież to właśnie efekty są właściwą miarą profesjonalizmu zespołu. To jest moja wielka prośba do gorzowskich mediów. Przychodźcie na nasze koncerty i oceniajcie je.

- To instytucja publiczna, a nie prywatne przedsięwzięcie pasjonatów muzyki poważnej, a nie można dowiedzieć się, kto jest jakim fachowcem wśród 54 etatowych pracowników. Poza tym nie staracie się zainteresować dziennikarzy, jak to robi np. klub żużlowy, gdy włącza telebimy. Skoro sprowadziliście dwa świetne, pierwsze takie fortepiany w Gorzowie, trzeba było nimi się pochwalić…
- Trudno nas porównywać z klubem żużlowym, który funkcjonuje od wielu lat, ma ustabilizowaną załogę, specjalistów od marketingu. My jesteśmy organizacją w budowie. Zespół cały czas powstaje, a ja bardzo ostrożnie dobieram współpracowników, tak aby mieć pewność, że każdy z nich jest absolutnie niezbędny.

- Panie dyrektorze, pan przyjeżdża do Gorzowa po wielu latach pracy na kierowniczych stanowiskach w najważniejszym medium w kraju, to pan powinien wnieść tutaj nowoczesne metody promocji…
- Gdybym na placu budowy zatrudnił specjalistów od promocji, to miałby pan idealną okazję, by mnie skrytykować za politykę kadrową. Dział artystyczny i promocji jest jeszcze w trakcie budowy, a to, co potrafi, niebawem wszyscy zobaczymy.

- Na łamach "Głosu Gorzowa" rozmawialiśmy o przyszłości gorzowskiej kultury. Radny Jerzy Synowiec uważa, że nie stać nas na filharmonię i finansowo, i mentalnie. Boi się też o to, że jej poziom będzie niski. A pan nie obawia się braku akceptacji środowiska?
- To są istotne opinie i obawy, nie lekceważę ich. Mam nadzieję, że konkretną pracą i ofertą artystyczną przekonamy do siebie sceptyków. Nie jestem jednak naiwny. Wiem, że łatwo nie będzie. Nie dostrzegam jednak żadnego powodu, by gorzowianie nie mogli korzystać z takiej instytucji jak filharmonia, a mieszkańcy Zielonej Góry od kilkudziesięciu lat - tak. Nikt nie podważa sensu istnienia Filharmonii Zielonogórskiej, w waszej gazecie nie znajdę ani jednego krytycznego słowa na temat jej funkcjonowania. Mieszkańcy Gorzowa niczym nie różnią się od zielonogórzan, jeśli chodzi o potrzeby kulturalne. Spór o sens istnienia naszej filharmonii rozstrzygną sami gorzowianie, głosując nogami.

- Uczestnicy naszej debaty podkreślali brak gorzowian w składzie orkiestry. Liczyli, że zagwarantujecie jedno czy dwa miejsca dla lokalnych muzyków. Tymczasem będzie jak na żużlu - armia zaciężna przyjeżdżająca na występy, która nie stworzy klimatu artystycznego w mieście…
- Gdyby wolą autorów tego projektu było, by dotychczasowa orkiestra Odeon była orkiestrą filharmonii, taka decyzja by zapadła. Warto podkreślić, że wszyscy chętni mogli wziąć udział w przesłuchaniach, było kilka terminów. Z mojej wiedzy wynika, że z 80 kandydatów do orkiestry, którzy się zgłosili, zaledwie trzy osoby były z Gorzowa.

- W Poznaniu chadzał pan do filharmonii?
- Owszem, ale korzystałem raczej z wyjątkowych okazji, jak np. możliwość podziwiania w Poznaniu znakomitej orkiestry Academy of St. Martin In the Fields.

- Sprowadzi pan ich do Gorzowa?
- Teoretycznie byłoby to możliwe. Jednak to jest tak wysoki poziom wykonawców, że pieniądze czasami nie wystarczą. Oni zwracają też uwagę, na miejsce, gdzie mają wystąpić.

- Nasze włoskie miasto partnerskie, 60-tysięczne Teramo, gościło tę orkiestrę w 2007 r. podczas inauguracji sezonu artystycznego. Tam też występowali pianista Ivo Pogorelich czy Krystian Zimerman. Z kolei w Cava de' Tirreni dwukrotnie śpiewał Sting, byli też m.in.: Bob Dylan, The Clash, Pat Metheny czy Simple Minds…
- To dla nas dobry znak. Takie wydarzenia oznaczają, że i my w przyszłości będziemy mieli szanse na sprowadzenie gwiazd wielkiego formatu do Gorzowa. Najpierw jednak musimy wystartować, a potem udowodnić, że jesteśmy jasnym punktem na mapie muzycznej Polski, że występy u nas dodają splendoru. Starania o gwiazdy już się rozpoczęły - nasz dyrektor artystyczny, Piotr Borkowski, rozpoczął pierwsze rozmowy. Mogę powiedzieć, choć nie mamy jeszcze oficjalnego potwierdzenia, że prawdopodobnie jesienią czeka nas w Gorzowie koncert legendarnego skrzypka Maksima Wengerowa. W tym roku jest on szefem jury konkursu skrzypcowego im. H. Wieniawskiego. Po jego zakończeniu przyjedzie do naszej filharmonii razem z laureatem pierwszej nagrody tego prestiżowego konkursu.

- W repertuarze na ten sezon proponujecie nie tylko muzykę poważną…
- Gorzów nie ma ani opery, ani operetki czy teatru tańca, nasz repertuar musi być zatem zróżnicowany. Będziemy starali się np. łączyć klasykę z muzyką jazzową, pojawi się u nas także repertuar operowy. Poza tym 200-metrowa scena pozwala na prezentację spektakli tanecznych. Centrum Edukacji Artystycznej nie może być zamkniętą świątynią sztuki, dla najbardziej wrażliwych, wysublimowanych melomanów. Trzeba czasu, by mieszkańcy miasta i regionu uwierzyli, że ten piękny budynek i najnowocześniejsza sala koncertowa będą zawsze otwarte dla każdego miłośnika muzyki.

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska