Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Metalowa bramka połamała czaszkę 17-latkowi. Dziś rozpoczął się proces

Dorota Nyk 076 835 81 11 [email protected]
Irena Dybczyńska, matka poszkodowanego sportowca, oraz Wojciech Dybczyński przyszli dziś do sądu.
Irena Dybczyńska, matka poszkodowanego sportowca, oraz Wojciech Dybczyński przyszli dziś do sądu. fot. Dorota Nyk
Dzisiaj przed sądem rejonowym w Głogowie rozpoczął się proces przeciwko Danielowi P. i Mirosławowi N., oskarżonym o to, że zaniedbali obowiązki i przyczynili się do wypadku 17-letniego sportowca.

Sędzia Jerzy Mudryk od razu podkreślił, że jest to nietypowa sytuacja prawna. Precedens. Tutejszy sąd po raz pierwszy ma do czynienia z tzw. subsydiarnym aktem oskarżenia. Czyli zastępczym - w obliczu tego, że zajmująca się sprawą prokuratura w Żaganiu uznała, że nikt nie popełnił przestępstwa, a 17-letni sportowiec jest sam sobie winny.

Matka chłopaka nie dała za wygraną. Jest w tej sprawie oskarżycielką - co od niedawna jest możliwe w polskim prawodawstwie. Oskarżyła dwóch mężczyzn, jej zdaniem odpowiedzialnych za organizację zawodów sportowych, na których wypadkowi uległ jej syn. Jeden z nich jest gospodarzem stadionu w Szprotawie, a drugi urzędnikiem w urzędzie miasta odpowiedzialnym za organizowanie imprez sportowych.

Feralne zawody lekkoatletyczne odbyły się 17 maja zeszłego roku na stadionie w Szprotawie. Wtedy 17-letni zawodnik Piasta Głogów Wojciech Dybczyński uległ poważnemu wypadkowi. Przewróciła się na niego stara metalowa bramka stojąca niezabezpieczona na bocznym boisku.

Uderzenie w głowę było tak silne, że chłopak miał m.in. złamaną kość czaszki i obrzęk mózgu. Bardzo poważne obrażenia, z których wyszedł z życiem dosłownie cudem. On i jego rodzice od tamtej pory dochodzą sprawiedliwości.

Matka oskarżyła dwóch mężczyzn o nieumyślne spowodowanie ciężkiego uszczerbku na zdrowiu i to, że nie dopełnili obowiązku - czyli pozostawili na stadionie dwie metalowe bramki, które przewróciły się na jej syna, wywołując długotrwałą chorobę i realne zagrożenie życia.

Daniel P. i Mirosław N. nie przyznali się do winy. Odmówili też składania jakichkolwiek wyjaśnień i odwiedzi na pytania. Natomiast ich obrońca powiedział, że akt oskarżenia jest chybiony, gdyż te osoby w żaden sposób nie są odpowiedzialne za tragedię, do której doszło półtora roku temu.

Sąd będzie kontynuował proces w styczniu. Oskarżycielka chce, żeby przesłuchał 11 świadków, głównie sportowców, którzy byli wtedy na zawodach oraz ich opiekunów. Także pracowników obiektów sportowych w Szprotawie.

- Nie będziemy się domagali wielkiej kary, z pewnością w zawieszeniu, oraz grzywny i drobnego zadośćuczynienia - zapowiedział adwokat oskarżycielki Jerzy Bartkowiak. Nie zaprzecza, że w przyszłości przed sądem cywilnym będą się domagali odszkodowania od organizatora zawodów, czyli urzędu miasta w Szprotawie. Rodzice już stracili fortunę na leczenie, a przed chłopakiem są kolejne operacje.

- Ta sprawa powinna mieć wydźwięk wychowawczy w stosunku do innych właścicieli obiektów sportowych, którzy mają jeszcze takie bramki - uważa Bartkowiak.

Według niego ten proces jest bardzo podobny do rozgrywającego się przed głogowskim sądem przed dziesięciu laty. Wtedy na stadionie w Głogowie zginął 10-latek, na którego przewróciła się metalowa bramka. Ten sam sędzia Jerzy Mudryk uznał wtedy winnymi i skazał trzech pracowników firmy zajmującej się obiektami sportowymi.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska